środa, 30 grudnia 2020

Wszystkie drogi prowadzą do...Watykanu

Który Ojciec Święty umykał oficjalnej straży, aby móc spędzić czas w swoich ukochanych górach? Kto zmagał się z klaustrofobią? Który satrapa obawiał się Karola Wojtyły? Kto najczęściej odwiedzał Jana Pawła II i dlaczego tej osoby nie obowiązywał oficjalny, sztywny protokół dyplomatyczny? Tego i innych rzeczy dowiemy się z najnowszej książki Magdaleny Wolińskiej Riedi, Zdarzyło się w Watykanie. Kolejna odsłona 'skrawka ziemi", o ustroju teokratycznym.


Znów dostajemy rewelacyjną opowieść  o życiu za Spiżową Bramą. Dzięki autorce bestsellerowej Kobiety w Watykanie ( kto ciekaw, niech zajrzy:https://ladymakbet33.blogspot.com/2020/03/skrawek-ziemi-najwazniejsze-karty-z.html), mamy możliwość zapoznania się z niezwykłymi historiami ludzi pracującymi dla Proboszczów Świata. Jeden z bohaterów tejże pracy relacjonuje wybór arcybiskupa z Polski na Stolicę Apostolską i pojawiający się dylemat: gdzież ten odległy Kraków leży? A znajdował się bliżej, niż myśleli:)


Luciano przez 27 lat obsługiwał windę w Pałacu Apostolskim, którą najwięksi tego świata jeździli do papieskiego apartamentu. Opowiada, jak uspokajał zdenerwowanego przed spotkaniem z papieżem Fidela Castro czy cierpiącego na klaustrofobię Woody'ego Allena.

Magdalena Wolińska- Riedi wie, co chce nam przekazać, przy czym unika taniej sensacji. Odświeża dzieje straży pożarnej w Watykanie, nawiązuje do pontyfikatów wielu papieży, na dłużej zatrzymuje się przy Polaku.

Dziennikarka pisze o kulisach konklawe, podpierając się historią. Wraz z nią zaglądamy do prywatnych kwater kardynałów, ale z poszanowaniem ich intymności. Zagłębiamy życie codzienne głowy Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Kobieta sięga do wydarzeń z 16 października 1978 roku i to co po nich nastąpiło: euforia i nadzieja stały się zaraźliwe.

Publikacja Zaczęło się w Watykanie, jest porywającym przekazem współpracowników najsłynniejszego Polaka, ale nie tylko. Rozważania są niepowtarzalne ze względu na  osobiste doświadczenia rozmówców korespondentki TVP.

Ostrzegam, lektura do pochłonięcia w jeden wieczór.

Ocena: 5/5.

poniedziałek, 28 grudnia 2020

Od idealistów do koniunkturalistów, czyli jak lewica ukazuje dzieje ''Solidarności''

Moi drodzy, jak u Was jest z postanowieniami, bo u mnie kiepsko. Ale dlaczego o tym wspominam? Ponieważ znów skusiłam się na książkę z wydawnictwa, z którego miałam już nic nie zamawiać. Bruno Drwęski, Zagrabiona historia Solidarności. Został tylko mit.


To dzieje  związku zawodowego rozpoznawalnego na całym świecie w krzywym zwierciadle. Już w przedmowie do wydania polskiego, historyk wystawia laurkę czasom słusznie minionym: Pomimo niedociągnięć Polska Ludowa przywróciła nie tylko dumę narodową, ale także żywotność kulturową i społeczną.      

Bruno Drwęski nie dopuszcza do siebie myśli, że chory system, jakim niewątpliwie był komunizm, upadł i narodziło się coś zupełnie nowego, zdrowego. Dziwna i niezrozumiała to geneza. Dopiero później okaże się, że ''S" przesycona była warcholstwem, pieniactwem i kunktatorstwem. Autor pisze: 
Paradoksem tej historii było to, że po ponad 30 latach realnego socjalizmu system ten wytworzył opozycyjny związek zawodowy.
Profesor zostaje advocatus diaboli komunistycznych aparatczyków, broni gen. Wojciecha Jaruzelskiego i decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego. Kolportuje twierdzenia, które już dawno zostały obalone: Na przekór uporczywej legendzie musimy uznać i upowszechniać prawdę, że ogłoszenie stanu wojennego w Polsce zakończyło się sukcesem, ponieważ spotkało się z czynnym poparciem ze strony licznych Polaków i biernym znacznie  większych z nas? A skąd to wie, tego już nie wytłumaczył. 

Drwęski wnioskuje, trochę się przy tym kompromitując: Większość Polaków przyjęła zastosowanie tego środka z pewną ulgą, ponieważ pozwoliło to na przywrócenie porządku w kraju i uniknięcie interwencji z zewnątrz. To mało racjonalna ocena  stanu wojennego, wojny wypowiedzianej własnemu narodowi. I znów  stwierdzenia niemające pokrycia w rzeczywistości. A co z ofiarami junty wojskowej? O nich już politolog nie raczył napisać. Że nie wspomnę o grupie komando, która zajmowała się eliminowaniem niewygodnych osób: ''Popiełuszko ma się znaleźć", haniebne słowa Czesława Kiszczaka.

Publicysta bagatelizuje bestialstwo władzy w kopalni ''Wujek", usprawiedliwiając jednego ze współwinnych masakry górników: Z powodu tego tragicznego wydarzenia premier Jaruzelski wyraził publiczne ubolewanie.

Nie wiadomo też na jakiej podstawie Bruno Drwęski twierdzi, iż: Kościół katolicki w Polsce był podzielony. Prymas raczej okazywał zrozumienie dla stanu wojennego, podczas gdy niektóre parafie pomagały podziemnym działaczom. Toż to rzeczywiście prawdziwy skandal. Naukowiec w negatywnym świetle ukazuje działalność m.in. księdza Jerzego Popiełuszki, tworząc kuriozalne tezy: Przyczynił się do zaostrzenia napięć w społeczeństwie i wewnątrz partii. No cóż, z komunistycznego punktu widzenia tak. 

Na potępienie zasługuje sformułowanie: 

Represje przeciw innym rodzajom nielegalnej działalności miały charakter umiarkowany,  a przypadku brutalnych interwencji, a nawet zabójstw, które można wskazać, wydają się należeć bardziej do kategorii błędów zawinionych przez nadgorliwych funkcjonariuszy niż czynów umyślnych. 
Zatem skatowanie Grzegorza Przemyka, Emila Barchańskiego,  Stanisława Pyjasa.. było ''błędem zawinionym" (okropne sformułowanie, nieprawdaż?), z którym władza nie miała nic wspólnego, jest przejawem wyjątkowo złej woli.

Autor użala się, że słowo komunista jest inwektywą służącą stygmatyzowaniu  przeciwników politycznych. Jasne, ''socjalizm" brzmi lepiej.

Reasumując, ocena będzie jedna: 1/5, w szczególności za brak bibliografii.

Biblioteka Przeglądu,Fundacja Oratio Recta, Warszawa 2020.

sobota, 26 grudnia 2020

Świąteczne spotkanie z Chyłką i Zordonem...

 ...Którzy znów mają kłopoty, i to większe niż się spodziewają.

Umorzenie stanowi dziewiąty tom z cyklu o piekielnie inteligentnej pani mecenas, która trzęsie całym wymiarem sprawiedliwości. Kolejna znakomita część przygód najsłynniejszego prawniczego duetu.

Powracają sprawy sprzed lat i starzy przyjaciele. Bohaterka ukrywa przed Kordianem faktyczny stan swojego zdrowia, podejmuje się obrony człowieka oskarżonego o zamordowanie z zimną krwią żony i dzieci.

Idealna rodzina. Szczęśliwe małżeństwo, kochająca żona i oddany mąż. dla którego dwoje dzieci jest całym światem. Wydawało się, że nic nie zakłóci idylli, którą cieszyli się Skalscy. Do czasu. Pewnej nocy sąsiedzi słyszą krzyki dochodzące z domu, a kiedy policjanci zjawiają się na miejscu, odnajdują bestialsko zamordowaną matę i jej dzieci. Jedyny trop wiedzie do głowy rodziny, mimo że mężczyzna nigdy nie podniósł ręki na bliskich.

Przed  Joanną Chyłką niełatwe zadanie, musi dokonać rzeczy niemal niemożliwej. Ale to nie pierwszy raz, kiedy podejmuje się takiego wyzwania. Tym bardziej, iż oskarżony przyznaje się do zarzucanych mu czynów....

Dlaczego zabił? Co takiego sprawiło, że z idealnego męża zmienił się w potwora?

Remigiusz Mróz kolejny raz podejmuje temat ważny społecznie, a mianowicie chodzi o zespół stresu pourazowego,  z którym zmaga się były żołnierz. Dolegliwość ta dotyczy osób będących świadkami traumatycznego wydarzenia. Przynosi ogromne reperkusje, podobnie jak przemoc czy depresja. Wielki plus dla pisarza za poruszenie tej kwestii, która jest raczej pomijana w oficjalnym dyskursie. Oprócz tego mamy zmagania prawniczki z poważną chorobą. 

Kim jest Architekt i jakie ma zamiary?

Książkę czytało się dobrze, choć można odnieść wrażenie, że Chyłka straciła rezon i okrzepła w swoich błyskotliwych ripostach. Zaletą jest płynna narracja i nieprzewidywalne postaci, jak to u Mroza bywa:)

Ocena: 5/5.

czwartek, 24 grudnia 2020

Na chwilę przed Wigilią i świąteczną celebracją...

..Omówię książkę Jaka Polska po wojnie? Ani sanacyjna, ani sowiecka, pod red. Pawła Dybicza. Ale za nim to nastąpi, złożę Wam najserdeczniejsze życzenia z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia. 

Zatem, moi kochani: Sienkiewicza na półce, Soplicy w lodówce, Sobieskiego na stole, Zygmunta w portfelu:)

 

Tym razem to zbiór dokumentów, tekstów źródłowych, prywatnych opinii wysokich przedstawicieli państwa, wypełniają znaczną część publikacji. Są to m.in: Odezwa premiera Władysława Sikorskiego do Narodu Polskiego, Informacja gen. Grota- Roweckiego na temat stosunków społecznych w okupowanej Polsce i partii politycznych, etc. Dokumenty pochodzą z lat 1939-1944, zawierają komentarze autorów, z którymi nie sposób się zgodzić. 

Nie zaskakuje obrona Armii Czerwonej i jej ''sukcesów", ani tym bardziej mało wyważona krytyka sanacji czy rządu londyńskiego. U nich to typowe. Książka z tezą, a więc bez szczególnej wartości. Autorzy mieli ambicję opisania XX-wiecznych dziejów Polski, opluwając przy tym Instytut Pamięci Narodowej. Nie ustają w rozpływaniu się nad wspaniałością nieboszczki PRL i marzy im się rehabilitacja pewnych osobistości.

Dybicz i Stępień przejawiają fobie w stosunku do IPN, dekomunizacji i lustracji, dopatrując się wszelkiego zła. Dostrzegalne są (choć nieudolne) próby podjęcia dyskusji z historykami w zatrudnionymi w z nienawidzonej przez nich instytucji. Jakby zapomnieli, że IPN kierowali ludzi o różnych przekonaniach politycznych i zapatrywaniach na historię naszego kraju. Wystarczy porównać dwie różne osobistości jak Leon Kieres czy Janusz Kurtyka.

Sam fakt, że ktoś myśli inaczej  nie jest niczym nagannym, nie stanowi przeszkody ku racjonalnej ocenie poszczególnych wydarzeń. Wszak nauka lubi wszechstronność. Nie da się obronić poprzedniego ustroju, który przyniósł wiele ofiar. Był zbrodniczy, podobnie jak faszyzm czy nazizm.

Dziennikarze przesadzają w zachwytach nad Wandą Wasilewską ( koniecznie z adnotacją, że była chrześnicą Józefa Piłsudskiego), Zygmuntem Berlingiem. Instrumentalnie traktują dokumenty. Treść jest czytelna i uporządkowana.

Czytając pracę  Jaka Polska po wojnie? napotkałam takie ''kwiatki" ( obrona, a jakże Polskiego Manifestu Komunistycznego): 

Polska zwróciła się po kilkuset latach znów ku Zachodowi, że przez kilkadziesiąt lat rządy Polski Ludowej przygotowywały ją, by stała się elementem jego cywilizacji.
 Dalej jest jeszcze lepiej: 

To PKWN i jego następcy wykształcili Polaków, zmienili kraj latyfundiów i przywilejów grup w państwo obywateli, którzy po dziesiątkach latach zdecydowali i powrocie do demokracji parlamentarnej.

I wszystko jasne, ocena 3/5 ( ze względu na ciekawy dobór tekstów).

wtorek, 22 grudnia 2020

Dąbrowszczacy. Żołnierze wolności czy zniewolenia?

W przerwie od świątecznej krzątaniny, postanowiłam zrecenzować pracę Piotra Ciszewskiego pt. Dąbrowszczacy. Na świecie szanowani, w Polsce poniżani. Od razu zwrócę Wam uwagę na fakt, iż publicysta nagimnastykował się, aby obalić zarzut o komunistycznym rodowodzie tej formacji, którą nadzorowała NKWD.


Kilka lat temu, wraz z nadchodzącą dekomunizacją ulic, Instytut Pamięci Narodowej uznał Dąbrowszczaków za organizację walczącą o budowę stalinowskiego państwa  i służącą zbrodniczej ideologii. Dziennikarz próbuje dowieść, że było inaczej. Już na początku swoich dywagacji utyskuje na wymienioną wyżej instytucję i historyków będących krytycznie ustosunkowanych wobec Dąbrowszczaków.

Kim w istocie byli ochotnicy wojny domowej w Hiszpanii rozgrywającej się w latach 1936-1939, że wzbudzają tyle emocji? Na temat ich działalność informacje są rozbieżne. Dla jednych wciąż pozostają realizatorami polityki stalinowskiej na Półwyspie Iberyjskim. Inni zaś, jak autor omawianej książki, są przekonani, że padli ofiarami rzekomo zakłamanej polityki historycznej. Dla IPN- u jest jasne, że termin 'dąbrowszczacy' dotyczy wyłącznie komunistów i innych ochotników (przeważnie narodowości polskiej) XIII Brygady Międzynarodowej im. Jarosława Dąbrowskiego.

O tym jak wyglądało werbowanie, wspominała w 1940 roku Romana Szykier-Toruńczyk, działaczka Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej: 

Polegał na  ilościowym i efekciarskim mnożeniu liczby ochotników. Brano każdego, kto podszedł podstępem i okłamywaniem, czczą obietnicą i argumentem pieniężnym usiłowano ściągnąć do Hiszpanii kandydatów na dąbrowszczaków. Werbowano przypadkowych ludzi, pod polskim konsulatem (..). W naszym wydawnictwie polskim <dzienniku Ludowym> było ogłoszenie, że jest praca rolna dla Polaków. W lokalu dowiadywali się dopiero o tym, że tu nie o pracę, a o wyjazd do Hiszpanii chodzi.

Warto pamiętać, że propaganda komunistyczna zrobiła swoje. 5 tys. ochotników kuszono karierą w ''nowe" Polsce. Obiecywano wikt i opierunek. Sam sowiecki oficer mający polskie korzenie, Karol Świerczewski, w liście do Dąbrowszczaków pisze: 

Rok temu do ziemi hiszpańskiej [...] przybyły pierwsze grupy górników, robotników i chłopów polskich, by tutaj ramię w ramię z bohaterskim ludem hiszpańskim podjąć walkę orężną o faszyzm Hitlera i Mussoliniego, by życie składać ofiarnie za wolność, za chleb, za przyszłość Polski pracującej.

Dąbrowszczacy stanowili galerię różnych osobowości. Znaczna część członków ślepo wierzyła w system komunistyczny i jego przywódców. Niektórzy byli oddani sprawie aż do przysłowiowego bólu. Nie brakowało też i takich, co nie mogli odnaleźć swojego miejsca, i udział w tym przedsięwzięciu stanowił dla nich jakąś alternatywę.

Rozważania składają się siedmiu rozdziałów i kilku podpunktów. Lewicowe poglądy Piotra Ciszewskiego ujrzały światło dzienne. Podsumowaniem są biogramy Dąbrowszczaków, przypominają one jednak hagiografię niż rzetelną ocenę ich działalności. I jak zwykle bywa w przypadku opracowań tego wydawnictwa, nie zamieszczono bibliografii. Owszem, omówiono kluczowe syntezy poświęcone wojnie domowej w Hiszpanii, ale to wciąż za mało. Przypisy są skąpe, a treść nieuporządkowana. Szata graficzna nie zachwyca.

Ocena: 3,5/5

Źródła cytatów: www.plusminuspl/dabrowszczacy-zolnierze-stalina;

www.dorzeczypl/dobrowszczacy-mieso-armatnie-stalina


piątek, 18 grudnia 2020

Tłusty piątek

Całkiem niedawno otrzymałam przesyłkę z nowymi lekturami, w związku z tym, nadchodzący weekend zapowiada się smakowicie :D

W piątkowe przedpołudnie dotarły do mnie następujące pozycje:

*Piotr Ciszewski, Dąbrowszczacy. Na świecie szanowani, w Polsce poniżani (osobista dedykacja autora);

*Jaka Polska po wojnie. Ani sanacyjna, ani sowiecka, pod red. Pawła Dybicza i Józefa Stępnia (podpisy obu panów);

Kolejną publikacją jest: Zagrabiona historia Solidarności autorstwa Brunona Drwęskiego. Ostatnia to bardzo zwięzła biografia węgierskiego premiera ze wszystkimi jego blaskami i cieniami: Co ma Victor Orban w głowie.

Nazwa wydawnictwa Fundacja Oratio Recta ( dosłownie: mowa niezależna), które w swojej ofercie ma również lewicowy tygodnik Przegląd, brzmi intrygująco. Dziennikarze tego periodyku opowiadają się za postulatami strajkujących kobiet, punktują obecnych włodarzy oraz hierarchów Kościoła katolickiego. Ponadto, na stronie internetowej przeczytamy, iż: w proteście przeciw kłamstwom oficjalnej propagandy, Fundacja wydaje książki. Są wśród nich cztery tomy Historii PRL, oraz dwa tomy  Polski Rzeczywiście Ludowej, pięć tomów Zakłamanej historii Powstania.

W ostatnim czasie przeczytałam kilka prac sygnowanych przez Fundację Oratio Recta. Nie było to najlepsze doświadczenie, o którym wolałabym już nie wspominać w dzisiejszym wpisie. Poniższe linki odeślą zainteresowanych do wcześniejszych recenzji:https://ladymakbet33.blogspot.com/2020/08/za-bieruta-nowa-huta.html https://ladymakbet33.blogspot.com/2020/11/brednie-ktore-dobrze-sie-przedaja.html https://ladymakbet33.blogspot.com/2020/05/kopoty-z-wykletymi.html https://ladymakbet33.blogspot.com/2020/05/lewicy-kopotow-z-wykletymi-ciag-dalszy.html https://ladymakbet33.blogspot.com/2020/07/lewicy-kopoty-z-historia.html.

Opracowania wzbudzają zastrzeżenie pod względem merytorycznym i estetycznym. Często treść jest ciekawa, ale wymaga korekty oraz uzupełnienia. Liczne literówki i niezbyt elegancko sformatowany tekst, wprowadzają w błąd.

Jednak znów postanowiłam dać szansę temu wydawnictwu, okaże się, co z tego wyniknie. Czy ktoś z Was zetknął się z tymi dziełami?

Oprócz tego w kolejce czeka Sławomir Koper, Tomasz Stańczyk i Ostatnie lata polskiego Lwowa, a także Remigiusz Mróz z Joanną Chyłką 😎😇😋😍

środa, 16 grudnia 2020

'Jak się mści WSI, WSW...' Dysputy o kontrwywiadzie wojskowym PRL

Przy środzie postanowiłam omówić monografię Lecha Kowalskiego Krótsze ramię Moskwy. Historia kontrwywiadu wojskowego. Otrzymujemy monumentalne dzieło, które niestety nie jest pozbawione wad. O tym za chwilę. 

Autor jest wojskowym, byłym oficerem Ludowego Wojska Polskiego. Ponadto doktor nauk humanistycznych w stopniu podpułkownika. Ma na swoim koncie liczne biografie dygnitarzy komunistycznych, np. generałów: Jaruzelskiego i Kiszczaka. Vide:https://ladymakbet33.blogspot.com/2020/06/biografia.html  https://ladymakbet33.blogspot.com/2020/06/kolejna-potrzebna-biografia-autora.html.

Lech Kowalski charakteryzuje głównie bezpiekę wojskową, przypominając, że współpracowała z cywilną. Ale była od niej znacznie groźniejsza i wpływowa. Chodzi oczywiście o Wojskową Służbę Wewnętrzną ( WSW).




Bezpieczniackie służby cywilne zostały po roku 1989 poddane weryfikacji, natomiast wojskowe zwartym szykiem, spokojnie i bez strat, przemaszerowały ku nowej- jak sądziliśmy, niepodległej- już rzeczywistości.

Publikacja swoim zasięgiem obejmuje lata od 1957 do 1990, zatem od początków narodzin WSW, aż po kres. Jest następczynią  zlikwidowanego Głównego Zarządu Informacji MON. Zajmowała się zwalczaniem szpiegostwa przeciw SZ PRL, etc. Poznajemy kulisy bytu tego typu formacji oraz karier wielu nietykalnych, funkcjonariuszy, którzy do końca wiedli spokojne i dostatnie życie, nie niepokojeni jakimiś tam prokuratorami czy sądami.

Dr płk pisze o fikcji weryfikacji, wpływ byłych aparatczyków na życie polityczne i społeczne wciąż jest widoczny.

Uwiera mnie knajacki styl oraz rynsztokowe słownictwo. Inwektywy i epitety utrudniają odbiór pracy, i niestety są dyskwalifikujące. Badaczowi brakuje dystansu do opisywanej rzeczywistości. Za dużo emocji, które nie powinny dotyczyć  poważnej pracy naukowej.  Lech Kowalski winien kierować się zdrowym krytycyzmem, a tego mu zabrakło.

Kolejną moją uwagą jest fakt, iż  Krótsze ramię Moskwy... nie posiada źródłowych odnośników. Nie sporządzono też bibliografii, przez co opracowanie wydaje się mniej przejrzyste.

Z pewnością publikacja jest pozycją ważną i potrzebną, mimo wskazanych mankamentów. Zawiera sporą porcję wartościowych informacji. Niemniej jednak przystępując do lektury, dobrze jest posiadać minimalne rozeznanie w tej materii.

Ocena: 4/5.

poniedziałek, 14 grudnia 2020

Subiektywny ranking książek 2020 roku

Kochani, wprawdzie do Nowego Roku zostały dwa tygodnie, ale ja już dziś sporządziłam podsumowanie czytelnicze bieżącego roku. Zanim odejdzie w nicość, przypomnijmy sobie o kilku monografiach, szkicach i reportażach. Tych godnych uwagi i tych słabych (często również warsztatowo).

Moja lista-osobista zawiera zestawienie najlepszych oraz najgorszych publikacji, z którymi miałam do czynienia. Zacznę od prac zmuszających nas, czytelników do głębokiego namysłu, w tej kategorii prym wiedzie prof. Aleksander Nalaskowski i Wielkie Zatrzymanie. Co się stało z ludźmi.  Na kolejnym miejscu uplasowała się Monika Sławecka: Alkohol. Piekło kobiet oraz  Balet, który niszczy.

Czas na skrótowy przegląd najgorszych, moim zdaniem książek mijającego roku. Trzecie miejsce zajmuje reportaż Piotra Pytlakowskiego Ich matki. Nasi ojcowie, wpisujący się w nurt oczerniania Polaków. Tę samą lokatę, ex aequo zajmuje Jan Grabowski Na posterunku. Udział polskiej policji granatowej w zagładzie Żydów, która konsultowana była chyba z połową redakcji z Czerskiej ( ''GW"). Odczucia podobne jak wyżej.

Drugie miejsce należy do Doroty Karaś i Marka Sterlingowa za biografię legendarnej suwnicowej: Walentynowicz. Anna szuka raju. Treść wzbudza niesmak, naszpikowana jest bredniami i kłamstwami. Największe rozczarowanie 2020 roku, podobnie jak dywagacje Anny Mieszkowskiej, Historia Ireny Sendlerowej.

Pierwsze miejsce przypadło Bohdanowi Piętce za przekłamaną publikację o dość ironicznym i przewrotny tytule Kłamstwa o Historii. Autor sympatyzuje z poprzednim ustrojem i  z jego marnymi funkcjonariuszami. Wybiela Armię Ludową, Bieruta i spółkę. To samo dotyczy innych wynurzeń, tym razem Jerzego Łątki oraz redaktora Pawła Dybicza: Bezkarni zabójscy Basi Binder, Ogień. Fałszywy mit, Kto odpowiada za klęskę kampanii wrześniowej.

Pora na coś znacznie przyjemniejszego. Wśród najlepszych rozważań ostatnie miejsce przeznaczone jest dla Magdaleny Grzebałkowskiej Komeda. Osobiste życie jazzu. Na drugim miejscu jest autobiografia Ennio Morricone. Moje życie, moja muzyka.

Zaszczytne pierwsze miejsce przyznałam pani Katrzynie Bik za książkę  Najdroższa. Podwójne życie damy z gronostajem. 

Warto zwrócić uwagę na biografie poświęcone księdzu Józefowi Tischnerowi. Pozycje, które możecie sobie śmiało odpuścić to: Roman by Polański, Terapeutka, Prosta sprawa, Nowa Huta. Wyście z raju, Antoni Kępiński. Gra z czasem, Kutz. Będzie skandal.

A jaka jest wasza lista? Piszcie:)




sobota, 12 grudnia 2020

Lektury dla sympatyków Windsorów

Moi mili, nie przepadam za rodziną królewską, wiem jednak , że wśród Was są tacy, którzy ich ubóstwiają, zwłaszcza legendarną już Lady Di. I właśnie z myślą o tych wszystkich, postanowiłam zrecenzować trylogię Magdaleny Niedźwiedzkiej pod intrygującym tytułem Opowieści z angielskiego dworu. Powiastki składają się z trzech części o następujących tytułach: Karol, Diana, Camilla.

Tom I Karol:  Pierwsza część sagi, przypominająca o trudnym związku brytyjskiego następcy trony z dwiema kobietami, Dianą Spencer i Camilą Shard. Udana próba fabularyzacji życia członków rodziny królewskiej. Potomek Elżbiety II i księcia Filipa został ukazany jako mężczyzną niezdecydowany, bez własnego zdania. W dodatku ulegający despotycznej królowej- matce. Bohater ciągle musi udawać, przybierać pozy zgodnie z oczekiwaniami. I jak to w życiu bywa, mamy kłamstwa, intrygi, zdrady, rozczarowania.


Autorka we wstępie zaznacza: Nie jest to klasyczna powieść biograficzna. Jest to powieść osnuta na legendzie, która powstała za życia bohaterów i która niezależnie od ich woli, zostanie przekazana potomnym właśnie w tej formie.

Tom II: Diana: Pisarka w wiarygodny sposób kreśli nam zawoalowane i złożone relacje Karola, Lady Di oraz Camilli. Z lektury wyłania się niezbyt pozytywny obraz Królowej Ludzkich Serc. Magdalena Niedźwiedzka ukazała ją bowiem jako zręczną manipulatorkę oraz histeryczkę. Tytuł jest nieadekwatny do treści, ponieważ o księżnej Walii ledwo wspomniano.

Akcja powieści osadzonej w sytuacji społeczno-politycznej Wielkiej Brytanii i Europy zaczyna się w latach siedemdziesiątych XX wieku, a kończy w roku 2005 roku. Skupia się na życiu dwóch sławnych małżeństw, ale prezentuje też galerię nieprzeciętnych i wpływowych postaci z ich otoczenia.

Tom III: Camilla: ostatnia część, w której prym wiedzie metresa brytyjskiego następcy tronu. Obejmuje czasy już po tragicznej śmierci Diany. Kres wydarzeń następuje z chwilą zawarcia małżeństwa przez Karola z jego wybranką. Kobieta jest pozornie osobą nie wzbudzającą sympatii: odpychająca i apodyktyczna. Szorstka i pełna werwy w atakowaniu przeciwniczki. Ale jest też przebojowa i zdecydowana. Wykształcona i oczytana. Znienawidzona przez Brytyjczyków.

Twórczość Magdaleny Niedźwiedzkiej cechuje lekkie pióro i styl. Autorka nie przywołuje żadnych plotek, sensacji. Ma niewątpliwy talent w kreowaniu bohaterów. 

Podsumowując: nie każdy książę jest tym wymarzonym, nie każda księżna jest tą wyczekaną. Nawet bajkowy ślub i ogromne bogactwo nie przynoszą upragnionego szczęścia. Nie wszystko jest na sprzedaż i nie wszystko można kupić.

Ocena: 4,7/5

piątek, 11 grudnia 2020

Homo homini lupus est...

Przy piątku pozmawiajmy o nieco zapomnianej już książce  jednego z biografów naszego noblisty: Paweł Zyzak, Gorszy niż faszysta.  

W telegraficznym skrócie postaram się Wam przypomnieć, kim jest autor. Jego debiut przypada na 2003 rok, kiedy w artykule Czy diabeł jeździ na Woodstock, podejmuje się surowej recenzji znanej imprezy. W tekście tym, Zyzak krytycznie odnosi się do organizatorów i Jerzego Owsiaka.


Świeżo upieczonemu magistrowi, absolwentowi Uniwersytetu Jagiellońskiego rozgłos przynosi  monumentalna praca  (licząca 626 strony): Lech Wałęsa. Idea i historia. I od tego momentu zaczynają się dla niego bardzo poważne problemy.. Wszystko, dlatego że ma czelność zaprezentować przywódcę ''Solidarności" w prawdziwym świetle...  To preludium do tzw. sprawy Zyzaka.

Człowiek nie jest stworzony do klęski. Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać.

Reakcja byłego prezydenta jest zrozumiała i klarowna, natomiast do chóru oskarżycieli dołącza ówczesny premier Donald Tusk. W swojej arogancji zapowiada wewnętrzną kontrolę Uniwersytetu Jagiellońskiego. Niebywałe, że w kraju rzekomo demokratycznym, polityk chce dyktować, jakie standardy powinny obowiązywać w nauce...

Do ataku przystępują media z Gazetą Wyborczą  na czele . Zaś Stefan Niesiołowski urządza happeningi, domagając się zwolnienia z pracy promotora Pawła Zyzaka. Znienawidzony przez wielu, oskarżany o homofobię i inne podobne rzeczy.

Rozważania są zapisem brutalnej nagonki, również ze strony ludzi nauki, władz uczelnianych. Historyk zostaje obrzucony niewybrednymi kalumniami, utrudniano mu podjęcie pracy. Niemal wszystkie ośrodki akademickie odmawiają przyjęcia go na studia doktoranckie. Ostatecznie autor ukończy je na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, uzyskując stopień doktora nauk humanistycznych.

Przez karty Gorszy niż faszysta przewija się  historia Instytutu Pamięci Narodowej i proces zmian jakie nastąpiły w tej instytucji. Niektóre poglądy najsłynniejszego magistra w Polsce są sporne, można z nim polemizować, ale to co go spotkało, przechodzi ludzkie wyobrażenie. Brakuje mu też dystansu i chłodnej oceny sytuacji. Ale generalnie publikacja prezentująca dzieje Wałęsy zasługuje na uwagę.

Ocena: 5/5.

środa, 9 grudnia 2020

Joanna. Kobieta, która została papieżem?

Dziś postanowiłam Wam przypomnieć o pewnej gruntownie wykształconej damie, która nieśmiało wkradła się w zakazany świat dla kobiet. Mało tego, przekonująco udawała mężczyznę, że nikt się nie zorientował. Ale czy tak faktycznie było? Czy papieżyca Joanna rzeczywiście istniała? Jeśli tak...

Tematykę tę podjęła  Donna Woolf-Cross w powieści Papieżyca Joanna.


Kim zatem mogła być? Nieprzeciętnie inteligentna średniowieczna emancypantka, o której mało kto słyszał. Silna i zdecydowana, potrafiąca przeciwstawić się mężczyznom. Wyprzedzała swoje czasy. Można pokusić się o stwierdzenie, iż  została feministką zanim to było modne.

Joanna jest postacią wielce tajemniczą, mamy skąpe informacje na ten frapujący temat, jej pontyfikat jest mizernie udokumentowany. A co mówią na ten temat źródła pochodzące dopiero z XII wieku? Z ich lektury dowiadujemy się. że zostać papieżem miała w 855 roku, przybierając imię Jan VIII. Informacje te nie są zbytnio wiarygodne, wzbudzają wiele wątpliwości, i to z wielu względów.

W IX wieku najpierw zbuntowała się przeciw surowym regułom zabraniającym kobietom dostępu do nauki, potem zaś w klasztorze w Fuldzie, w męskim przebraniu, swobodnie zagłębiała tajniki wszelkiej wiedzy, także medycznej. Po kilku latach zasłynęła jako wielki lekarz, a przełomem w jej życiu stał się dzień, gdy wezwano ją do umierającego papieża.

Książka ma sporo zalet: przystępny język, doskonale odtworzone realia ''ciemnej" epoki i panujące obyczaje. Niestety, nie jest też pozbawiona mankamentów, wśród których wymienić można przytłaczającą ilość legend, więcej mitów niż rzetelnych faktów. Dostrzegalny jest przesadny antyklerykalizm i feminizm autorki. Ale to w końcu powieść historyczna rządząca się swoimi prawami.

Ile kobiet ośmieliło się na ten ryzykowny krok, porzucając swoją prawdziwą postać i życie po to, by osiągnąć cele w przeciwnym razie dla nich niedostępne.

Myślę, że warto przeczytać Papieżycę Joannę.

Ocena: 4.5/5.

wtorek, 8 grudnia 2020

Lekarz, który został jazzmanem

Magdalena Grzebałkowska, Komeda. Osobiste życie jazzu.

Czytając tę wyjątkową biografię, uświadomiłam sobie jak mało wiemy o tym artyście, którego tragiczna śmierć zmieniła wszystko (spadł ze skarpy).

Człowiek tajemnica. Listów nie pisał. Dzienników nie prowadził. Mruk. Miły. Uśmiechnięty. Osobny- tak o nim mówili.


Poznajmy bliżej Krzysztofa Komedę, a właściwie Trzcińskiego. Agnieszka Osiecka notowała, że gdy ów grał na fortepianie, jego dłonie opowiadały małe, kameralne historie o niebie dla dwojga osób. Jednak jego życie było zupełnie inne, przepełnione wzlotami i upadkami.
Bohater skomponował muzykę do 65 filmów, współpracował z Romanem Polańskim. Wystarczy napomknąć o produkcjach jak: Dwaj ludzie z szafą, Dziecko Rosemary, ze słynną ''Kołysanką", będącą motywem przewodnim.

Autorka wykonała iście benedyktyńską pracę, przypominając nam nieco przygasłą gwiazdę jazzu. Publikacja jest skrupulatnie udokumentowana. Zasługuje na uznanie, ponieważ źródła są dość ubogie. Prawie nie wiemy nic na temat rodziny kompozytora, oprócz szczątkowych życiorysów rodziców czy rodzeństwa . Pani Grzebałkowska nie powiela plotek, niepotwierdzonych informacji. Rzetelnie i sprawiedliwie ukazała też sylwetkę jego żony, Zofii.

To nie jest zwyczajna biografia, zarazem otrzymujemy też obraz codziennych zmagań społeczeństwa polskiego z nieakceptowalnym systemem. Ale też beztroska, odwaga, spontaniczność, zwłaszcza wśród młodych ludzi. Historia jednostek, dla których muzyka zawsze była na pierwszym planie.

Reporterka przemierza kraje skandynawskie, Rosję, USA. Udaje się jej jako pierwszej dotrzeć do ostatniego żyjącego świadka dramatycznych wydarzeń. Na kartach książki poznajemy jego wersję wydarzeń. 

Śmierć zawsze przychodzi za wcześnie.

Magdalena Grzebałkowska jest autorką kilku biografii, m.in. księdza Jana Twardowskiego oraz rodziny Beksińskich. Komedę pochłonęłam w jeden wieczór, stanowi doskonałą lekturę na długie zimowe wieczory. Odpowiada mi jej styl, treść jest uporządkowana, klarowna i przemyślana. Dodatkowym atutem jest porządne wydanie, mocna oprawa.

Praca liczy ponad 500 stron, włącznie z przypisami i bibliografią. Firmuje ją krakowskie wydawnictwo Znak.

Ocena: 5/5.

niedziela, 6 grudnia 2020

Sensacyjna niedziela

W ostatnim czasie przeczytałam dużo książek, których tematyka oscyluje wokół służb specjalnych, wywiadu, etc.  Miejsce odosobnienia Cezarego Harasimowicza jest kolejną pozycją, na którą trafiłam przypadkiem. Znany scenarzysta i aktor puszcza wodze fantazji, czyni to wyborny sposób.

Powieść ta stanowi pierwszą część zmagań Ewy Górskiej z brudną polityką, układami, korupcją na szczytach władzy. Dotyka bardzo aktualnych i istotnych problemów trapiących nasz kraj.


Sekrety natowskie o najwyższym stopniu tajności i tajemnicze samoloty lądujące na małych polskich lotniskach. Czy to możliwe, że w Polsce torturuje się więźniów CIA?

Nie takiego obrotu spraw spodziewała się nasza bohaterka, wszak wciąż pracowała nad sprawą ''Olina" czyli domniemanego szpiegostwa wysoko postawionego polskiego polityka, Józefa Oleksego. W związku z nowymi okolicznościami, pani porucznik zostaje skierowana do sprawdzenia byłej rosyjskiej bazy wojskowej. Wraz z byłym oficerem Służby Bezpieczeństwa, Tadeuszem Kolskim, trafia na ślad pewnej afery, niekorzystnej wizerunkowo dla Polski. Bohaterowie mają za sobą nieciekawą przeszłość, przez co są intrygujący i życiowi.

Wszystko wskazuje na to, że do Polski przewożeni są więźniowie CIA.

W zasadzie afera ''Olina" nie została gruntownie wyjaśniona. Nie wiemy czy były premier RP istotnie był rosyjskim szpiegiem, jak upublicznił to Andrzej Milczanowski w grudniu 1995 roku. Biesiadowanie i tzw. ''józiolenie" o niczym nie zaświadczają. Faktem jest jednak, że Oleksy w latach 1970-1978 współpracował z Agenturalnym Wywiadem Operacyjnym ( AWO). Szerzej sprawę przedstawił profesor Sławomir Cenckiewicz w znakomitej monografii Długie ramię Moskwy.

Cezary Harasimowicz w barwny sposób ukazuje nam mechanizmy działań służb specjalnych. Nie wszystko tu jest fikcją.

Ocena: 5/5.

czwartek, 3 grudnia 2020

O zacnym autorze ''Etyki Solidarności" raz jeszcze

Skończyłam właśnie czytać kolejną biografię poświęconą jednemu z najbardziej rozpoznawalnych duchownych: Tischner. Podróż, autorstwa Witolda Beresia, Artura Więcka, ,,Barona".


Legendarnego kapłana ( o którym raczej wszyscy słyszeli) wspominają członkowie jego rodziny, znajomi, przyjaciele czy współpracownicy. Są to osobiste, intymne opowieści, okraszone żartami i śmiechem. Tych relacji jest całkiem sporo, jedne rozśmieszają, drugie zmuszają do refleksji ( dlaczego np. w rozgłośni toruńskiej  najbardziej znany góral został pogardliwie określony jako tzw. ks. Tischner?)

Józef Tischner, zwany na Podhalu Jegomościem, a w Krakowie- Wielebnym, podróżował wiele. Samochodem, pociągiem, samolotem ( a nawet helikopterem), przemierzał Polskę wzdłuż i wszerz. Docierał do coraz większej i większej liczby serc, które potrafił przekonać, że <coś z nieba mamy w sobie>.

Duszpasterz obdarzony był inteligenckim poczuciem humoru, dystansem do siebie i otaczającej go rzeczywistości. Nie jest to cecha często spotykana u ludzi Kościoła. Filozof zaliczał się do osobistości wielce charyzmatycznych, potrafił przyciągać ludzi na msze święte( dla niego odpuszczano nawet kultowy Teleranek). Nie uprawiał fałszywego dydaktyzmu, nie moralizował. Zawsze słuchał, ale nigdy nie pouczał i nie potępiał. Umiał i chciał otworzyć się na drugiego człowieka. Cóż, była to bardzo niepopularna postawa.

Tischner miał rzadko spotykany dar łączenia nauki Kościoła ze współczesną filozofią. I nie były to banalne czy nudne kazania jakich wiele. W dodatku gawędziarz, wzięciem cieszyły się msze dla dzieci.

Całe życie człowiek nie jest w stanie po szczytach chodzić, ale litości godny jest ten, kto nigdy na szczyt nie wszedł. I chodzi nie tylko o szczyt góry, chodzi także o szczyt swojej własnej duszy.

Ksiądz Adam Boniecki przypomina pewną anegdotkę, która była udziałem dzieci: 

Gdy już doszedł do konkluzji[J.T.], powiada do nich: a ze wszystkich stworzeń, powiedzcie, które się  najbardziej Panu Bogu udało? I wtedy wyszła taka śliczna dziewczynka ze złotymi włosami i mówi: <Ja>.

Publikacja liczy ponad 460 stron, zawiera notki biograficzne występujących postaci oraz bibliografię. Ukazała się pod szyldem wydawnictwa Wielka Litera. Co istotne, złotówka z każdego sprzedanego egzemplarza zostanie przekazana na Krakowskie Hospicjum dla Dzieci im. księdza Józefa Tischnera. Biografia miała kilka edycji, ja czytałam tę z 2019 roku, wydanie uzupełniono o nowe kazania.

Biografii wystawiam ocenę 4/5 ze względu na poprawne politycznie i ''zgrzytające" konkluzje autorów, których nie podzielam. Dodatkowo,  nieustanne podpieranie się artykułami z ''Gazety Wyborczej", jakby nie istniały inne odnośniki.

Zapraszam w podróż!

wtorek, 1 grudnia 2020

Historia XX wieku: kwestie rzekomego udziału Polaków w eksterminacji Żydów

Dziś nieco poważniejsze tematy: Jan Grabowski, Na Posterunku. Udział polskiej policji granatowej i kryminalnej w zagładzie Żydów.

Od kilku lat z ogromnym niepokojem obserwujemy  szkodliwe działania pewnych osób i środowisk mających na celu przestawienie wajchy w drugą stronę. W tę złą stronę. Autor powyższej publikacji systematycznie i konsekwentnie szkaluje Polaków, zarzucając nam wszelkie możliwe bezeceństwa. Historyk nie jest jednak odosobniony w uprawianiu z wielkim zacięciem tzw. pedagogiki wstydu. Do tego zacnego grona zaliczają się również Barbara Engelking czy Jan T. Gross. A przyklaskują im mainstreamowe media.

Naukowiec bez cienia zażenowania chełpi się przyjaźnią z wiecznym redaktorem naczelnym ''GW', Jarosławem Kurskim, który to miał mu podsunąć pomysł na tytuł omawianej monografii. Osoby pokroju Jana Grossa dostały społeczne przyzwolenie, zielone światło na wytaczanie potężnych armat przeciw Polsce. Ludzie ci, mający tytuły naukowe, roszczą sobie prawo do strofowania nas wszystkich i narzucania określonego sposobu myślenia.

Tytuł pracy patetyczny i wielce sugestywny. Zwykły elaborat niemający nic wspólnego z nauką, wyjątkowy przejaw polonofobii. Na Posterunku... doskonale wpisuje się w nurt jakże aktualnej narracji, w myśl której Polaków oskarża się o jak najgorsze skłonności. Zaznaczyć muszę, że wywody profesora Grabowskiego nie są kompleksowym studium poświęconym tej formacji, raczej wycinkiem jej działalności.

Moje zastrzeżenia wzbudza fragment: Ujawniając się, ratujący narażali siebie i swoje rodziny na wrogość sąsiadów, dla których przechowywanie Żydów było złamaniem tabu. Profesor konkluduje , że znaczna część ludzi ratujących Żydów, nie obnosiła się z pomocą, ponieważ obawiano się Polaków antysemitów. Są również i inne przesłanki. Wiemy, że bohaterowie nie eksponowali swoich zasług, nie wszyscy o tym opowiadali. Choćby ze zwykłej skromności i pokory.

Ustalenia badacza (wymagające znacznego uzupełnienia i poprawienia) przyjmowane są za prawdy objawione. Szczególną atencją darzą go publicyści ''Wyborczej" i ''Newsweeka". Pod jego adresem wysunięto więc sporo zarzutów, wśród których trzeba wymienić: manipulowanie faktami, zawyżanie liczby Polaków, a co za tym idzie, zaniżanie liczby Niemców, pomieszane biogramy przedstawianych postaci. Co jeszcze? Janowi Grabowskiemu wytknięto również poważne błędy natury metodologicznej: chaotyczne i wybiórcze traktowanie źródeł, aby były zgodne z obranymi założeniami. Wskazuje się też na jednoznaczną i kategoryczną ocenę ówczesnych postaw moralnych.

Geneza Polnische Polizei Generalnego Gubernatorstwa tożsama jest z opublikowanym 30 października zarządzeniem obergruppenfuhrera Wilhelma Krugera. Wówczas to polską, tajną policję oddano pod niemiecki but. Nastały nowe rządy. Na podstawie wspomnianego dokumentu, nakazano wszystkim dawnym funkcjonariuszom stawienie się do pracy pod groźbą sankcji. 17 grudnia tego samego roku gubernator Hans Frank wydał rozkaz utworzenia Polnische Polizei GG.

W swoich dywagacjach profesor zdaje się zapominać o kluczowej roli Niemców w opisywanych wydarzeniach. Czyżby granatowi dysponowali aż taką swobodą w działaniach, że robili co chcieli? Wątpię. Nie zapominajmy, że wszędzie, również i  w naszym kraju nie brakowało chuliganów, bandytów, szumowin. Jednak z wyjątku nie można czynić reguły, czy tak postępuje historyk?

Ocena: 2/5.