wtorek, 15 września 2020

Ani sensacja, ani thriller

Mirosław Tomaszewski, Marynarka.

Przyznam, że książka nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia, mimo atrakcyjnych zapowiedzi.

Sylwester 2004 roku, Warszawa. Umierający na raka mężczyzna ogląda w samotności telewizję, kiedy do jego mieszkania włamuje się dwóch bandytów. Nie chcą pieniędzy. Szukają tajemniczej koperty ZO171270. Gospodarz nie domyśla się, dlaczego jej zawartość stała się cenna. Kiedy napastnicy dostają to, po co przyszli, zabijają świadka.



Co mi przeszkadzało? Przede wszystkim nużąca i rozwlekła fabuła, bohaterowie są bez wyrazu, bez emocji. Akcja niezbyt dynamiczna, wciągająca. Od samego początku coś w tej książce ''zgrzytało''. Dialogi są pretensjonalne, pisane na kolanie.

1 kwietnia 2005 roku, Trójmiasto. Wydaje się, że 60-letni Karol Jarczewski, właściciel prosperującej firmy Karo, szanowany mieszkaniec Gdyni, ma tylko jeden problem. Jest nim Witek, którego zatrudnił dziesięć lat wcześniej. Chorobliwie ambitny chłopak, mąż córki Jarczewskiego, wyraźnie dąży do przejęcia całego przedsiębiorstwa.

Historia rozgrywa się wokół wydarzeń Grudnia 1970 roku, masakry robotników na Wybrzeżu. I dlatego sięgnęłam po tę publikację, jakoś dotrwałam do końca. Jedynie w miarę autentyczny jest wątek niechęci teścia do zięcia:)


Pewnego dnia redaktor naczelny <Głosu Bałtyckiego>, erotoman i marzący o sławie niespełniony pisarz, dostaje od Witka propozycję- ma napisać książkę o wydarzeniacg Grudnia 1970.

Zatem ocena może być tylko jedna: 2/5.