poniedziałek, 28 grudnia 2020

Od idealistów do koniunkturalistów, czyli jak lewica ukazuje dzieje ''Solidarności''

Moi drodzy, jak u Was jest z postanowieniami, bo u mnie kiepsko. Ale dlaczego o tym wspominam? Ponieważ znów skusiłam się na książkę z wydawnictwa, z którego miałam już nic nie zamawiać. Bruno Drwęski, Zagrabiona historia Solidarności. Został tylko mit.


To dzieje  związku zawodowego rozpoznawalnego na całym świecie w krzywym zwierciadle. Już w przedmowie do wydania polskiego, historyk wystawia laurkę czasom słusznie minionym: Pomimo niedociągnięć Polska Ludowa przywróciła nie tylko dumę narodową, ale także żywotność kulturową i społeczną.      

Bruno Drwęski nie dopuszcza do siebie myśli, że chory system, jakim niewątpliwie był komunizm, upadł i narodziło się coś zupełnie nowego, zdrowego. Dziwna i niezrozumiała to geneza. Dopiero później okaże się, że ''S" przesycona była warcholstwem, pieniactwem i kunktatorstwem. Autor pisze: 
Paradoksem tej historii było to, że po ponad 30 latach realnego socjalizmu system ten wytworzył opozycyjny związek zawodowy.
Profesor zostaje advocatus diaboli komunistycznych aparatczyków, broni gen. Wojciecha Jaruzelskiego i decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego. Kolportuje twierdzenia, które już dawno zostały obalone: Na przekór uporczywej legendzie musimy uznać i upowszechniać prawdę, że ogłoszenie stanu wojennego w Polsce zakończyło się sukcesem, ponieważ spotkało się z czynnym poparciem ze strony licznych Polaków i biernym znacznie  większych z nas? A skąd to wie, tego już nie wytłumaczył. 

Drwęski wnioskuje, trochę się przy tym kompromitując: Większość Polaków przyjęła zastosowanie tego środka z pewną ulgą, ponieważ pozwoliło to na przywrócenie porządku w kraju i uniknięcie interwencji z zewnątrz. To mało racjonalna ocena  stanu wojennego, wojny wypowiedzianej własnemu narodowi. I znów  stwierdzenia niemające pokrycia w rzeczywistości. A co z ofiarami junty wojskowej? O nich już politolog nie raczył napisać. Że nie wspomnę o grupie komando, która zajmowała się eliminowaniem niewygodnych osób: ''Popiełuszko ma się znaleźć", haniebne słowa Czesława Kiszczaka.

Publicysta bagatelizuje bestialstwo władzy w kopalni ''Wujek", usprawiedliwiając jednego ze współwinnych masakry górników: Z powodu tego tragicznego wydarzenia premier Jaruzelski wyraził publiczne ubolewanie.

Nie wiadomo też na jakiej podstawie Bruno Drwęski twierdzi, iż: Kościół katolicki w Polsce był podzielony. Prymas raczej okazywał zrozumienie dla stanu wojennego, podczas gdy niektóre parafie pomagały podziemnym działaczom. Toż to rzeczywiście prawdziwy skandal. Naukowiec w negatywnym świetle ukazuje działalność m.in. księdza Jerzego Popiełuszki, tworząc kuriozalne tezy: Przyczynił się do zaostrzenia napięć w społeczeństwie i wewnątrz partii. No cóż, z komunistycznego punktu widzenia tak. 

Na potępienie zasługuje sformułowanie: 

Represje przeciw innym rodzajom nielegalnej działalności miały charakter umiarkowany,  a przypadku brutalnych interwencji, a nawet zabójstw, które można wskazać, wydają się należeć bardziej do kategorii błędów zawinionych przez nadgorliwych funkcjonariuszy niż czynów umyślnych. 
Zatem skatowanie Grzegorza Przemyka, Emila Barchańskiego,  Stanisława Pyjasa.. było ''błędem zawinionym" (okropne sformułowanie, nieprawdaż?), z którym władza nie miała nic wspólnego, jest przejawem wyjątkowo złej woli.

Autor użala się, że słowo komunista jest inwektywą służącą stygmatyzowaniu  przeciwników politycznych. Jasne, ''socjalizm" brzmi lepiej.

Reasumując, ocena będzie jedna: 1/5, w szczególności za brak bibliografii.

Biblioteka Przeglądu,Fundacja Oratio Recta, Warszawa 2020.