poniedziałek, 24 maja 2021

Jak się (nie) odżywiać?

Kolejny poradnik z cyklu ''jak być zdrowym i szczęśliwym: Surowe zdrowie autorstwa Agnieszki Jucewicz i Mariusza Budrowskiego. 


Co mnie najbardziej irytowało w tej książce? 

Zdecydowanie arogancja autorów i przekonanie o własnej nieomylności. Już we wstępie zamieszczono pochlebne opinie niektórych osób na temat ich działalności. Problem w tym, iż porady Jucewicz i Budrowskiego, delikatnie rzecz ujmując, są banalne i kontrowersyjne ( stosowanie lewatywy, spożywanie oleju kokosowego). Mam wrażenie, że promotorzy projektu nie mogli się zdecydować, co chcą nam przekazać. Ich recepty mogą przynieść więcej szkody niż pożytku.

Dlaczego publikacja Surowe zdrowie jest fatalna? Czy znajdziemy coś godnego uwagi?

Już wyjaśniam. Aby zdobyć zaufanie czytelnika ( i żeby dłużej z nimi został), odsłonięto kilka szczegółów z życia prywatnego. Dzielą się z nami swoimi zmaganiami z rozmaitej maści schorzeniami. To jeszcze nic nagannego, powie ktoś. Oczywiście. Dobrze, że propagatorzy zdrowego stylu życia informują czytelników, że ich rady nie mogą zastąpić ewentualnej konsultacji lekarskiej, sprytnie się przy tym zabezpieczając od strony prawnej. I słusznie, ponieważ propagują niezdrowe mody i ideologie. Wartość tego poradnika jest praktycznie zerowa, polszczyzna też nie jest wyszukana.

A jak wygląda sprawa rzetelności badań naukowych?

Agnieszka Jucewicz i Mariusz Budrowski powołują się na wyniki badań naukowych, ale nie poinformowali odbiorców przez kogo, gdzie i kiedy zostały przeprowadzone. Wnioski autorów są naciągane, bazują na własnej, pokrętnej interpretacji. Twierdzą, że przeczytali wiele prac poświęconych zdrowemu trybowi życia. Dlaczego więc nie zamieścili bibliografii ani nawet przypisów? Trudno też uwierzyć w ich bajki, że nigdy wcześniej nie słyszeli nic na temat wykształcania prawidłowych nawyków żywieniowych. Pierwsza piramida zdrowia została opracowana w latach dziewięćdziesiątych i od tamtego czasu jest nieustannie modyfikowana.

Co jeść, a czego nie. Czyli kuriozalne zalecenia autorów

Pewne sformułowania wzbudzają uśmiech politowania, jak np. że jajko to okres kury. Zauważyłam też, iż ''dietetycy" najchętniej skorygowaliby podstawę programową obowiązującą na kierunkach medycznych i wtrącili swoje ''trzy grosze". Już dawno  postuluje się ograniczenie konsumpcji mięsa, wywody nie są więc w żadnym stopniu odkrywcze. Wnioski Jucewicz i Budrowskiego, jakoby zatajono przed nami informację na temat ryb, również śmieszą. Nie od dziś wiadomo, że panga, pochodząca  z zanieczyszczonych wód, nie powinna być spożywana. W sumie ułożono nam jadłospis na nowo: mleko be, jaja  jeszcze gorsze, dobre pieczywo ( o które trudno, ale nie jest to niemożliwe) też nie ma u nich szans. Niepotrzebnie też demonizują gluten, oskarżając go o wszystko, co najgorsze. Zdrowy człowiek nie musi, a nawet nie powinien wykluczać z go z menu. Autorzy idą w ślady celebrytów i powtarzają komunały.

Kolejną dyskusyjną sprawą pozostają głodówki, które proponują. Że nie wspomnę o tym co wypisywali na temat witamin, szczególnie B-12 i D.

Żeby znów nie narazić się na zarzut o jednostronność, opinię jak zawsze pozostawiam Czytelnikom. Bowiem jestem zdania, iż warto pogłębiać wiedzę na temat zdrowego odżywiania się, ale sięgajmy po mądre, sprawdzone rady prawdziwych ekspertów. 

Dlaczego sięgnęłam po tę pozycję? Myślę, że zadziałała zwykła ludzka ciekawość. I też co się wydarzy, gdy zabraknie nam lektur?

Ocena 1/10.