wtorek, 31 sierpnia 2021

Trzy siostry: co w galicyjskiej duszy gra?

 Monika Śliwińska, Panny z <<Wesela>> Siostry Mikołajczykówny i ich świat.

To kolejna udana opowieść w dorobku znanej pisarki. Czytałam biografię Wyspiańskiego pióra tej autorki i spodziewałam się, że historia sióstr będzie równie wyśmienita. Nie zawiodłam się.

Jak wyglądało życie społeczności bronowickiej i krakowskiej w XIX i XX wieku? Jak się ubierali? Co jedli? Mamy masę zwyczajów, ceremoniałów podanych w bardzo przystępnej formie.


Monika Śliwińska odmalowuje niezwykłą historię trzech sióstr, chłopek poślubiających artystów. Anna została wybranką malarza Włodzimierza Tetmajera. Jadwiga wyszła  za Lucjana Rydla. Natomiast Maria była towarzyszką życia Ludwika de Leveauxa. Każda z kobiet miała odmienną hierarchię wartości, ale łączyło je jedno: oddanie rodzinie i troska o najbliższych. Odznaczały się też różnym temperamentem. Naturalnie, takie mariaże nie mogły cieszyć się uznaniem ówczesnego społeczeństwa, traktowano je jako mezalians. Chłopki były jednak pełne uroku osobistego: gospodarcze, inteligentne, sprytne i zaradne, próbowały odnaleźć się w gąszczu sztywnych zasad, reguł. Mężowie z wielką gorliwością bronili ich czci (tylko pozazdrościć). Poznajemy dzieje rodu Rydlów i Tetmajerów na tle epoki.

Losy naszych bohaterek nie są łatwe, obfitują w rozmaite tragedie: utrata ukochanego potomka, zsyłka na Syberię. Spotykane przywary są typowe, występują i u mieszkańców innych regionów.

Warto mieć na uwadze, iż losy trzech sióstr tożsame były z historią Polski i galicyjskiego Krakowa. Akcja rozpoczyna się w 1890 roku, kończy w 1954 roku.

Doceniam kunszt i przygotowanie dziennikarki, ponieważ publikacja jest znakomicie udokumentowana. Monika Śliwińska powołuje się na liczne źródła, wspomnienia. Nie rozumiem podnoszonych uwag o domniemanym plagiacie, wszak każdy cytat jest dobrze oznaczony. W niektórych momentach publicystka straciła rezon i bywało zwyczajnie nudno; na szczęście nie zdarza się to zbyt często.

W tę pasjonującą opowieść autorka wplotła  fotografie, wiersze, fragmenty Wesela.

Kraków jest miastem niewątpliwie inteligenckim, z galicyjską dumą, o sporym potencjale. Raczej od zawsze przywiązany do tradycji. Wraz z pisarką odbywamy podróż w czasie. Czy możemy mówić o zaściankowości grodu Kraka? Zdecydowanie nie.


sobota, 28 sierpnia 2021

Hitler a sprawa Polska

Przy ponurej sobocie pragnę zachęcić Was do przeczytania niezwykle pasjonującej pracy autorstwa Krzysztofa Raka, Polska- Niespełniony Sojusznik Hitlera. Muszę stwierdzić, że to fascynujące studium zalicza się do tych pozycji, po które sięgnęłam za późno. Jej treść oraz barwny sposób prowadzenia narracji, porwały mnie od samego początku.


Czym jest hitlerologia? Jakie rzeczywiste intencje miał kanclerz III Rzeszy wobec Polski? Czym był kryzys gdański z 1935 roku (pamiętamy z historii, że miasto to od zawsze było zbuntowane, Batory, statuty Karnkowskiego, kolebka ''S'')? Czy stosunki między państwami zawsze były złe? Na te i inne pytania odpowie wytrawny badacz dziejów, jakim jest doktor Krzysztof Rak. Nie chcę popadać w patos, ale publikacja ta powinna być obowiązkową lekturą we wszystkich szkołach średnich.

We wstępie do tej solidnej pracy, autor charakteryzuje piśmiennictwo dotyczące relacji polsko-niemieckich. Przypomina o niechęci czy nawet agresji niektórych publicystów, uprawiających tendencyjną narrację, bazującą na komunistycznej retoryce. Nie wspomnę o kłamstwach historycznych. Niemiecka historiografia z reguły nie jest przychylna Polsce.

Naukowiec kreśli chorą politykę dyktatora wobec naszego kraju, lecz w dużej mierze klamrą spinająca rozważania jest rok 1939. Natomiast za punkt wyjścia obrał 1933 r. Przypomniano o polityce gabinetów Republiki Weimarskiej, jawnie wrogie zamiary: zawłaszczenie ''korytarza" i Śląska.

Krzysztof Rak serwuje nam zupełnie nowe, świeże postrzeganie polityki Adolfa Hitlera wobec Polski, zaprezentowane w niekonwencjonalnej formie. I choć tytuł rozważań może wydawać się kontrowersyjny, to jest wręcz odwrotnie. Historyk odwołuje się też do myśli znanego germanofila, Władysława Studnickiego, optującego za sojuszem polsko-niemieckim. Każda teza poparta jest solidną dokumentacją, kwerenda wypełniła znaczną część czasu Krzysztofa Raka.

Czego jeszcze możemy się spodziewać? Pojawia się uzasadniona, lecz wyważona krytyka Józefa Becka, poznajemy kulisy dyplomacji i cyniczną grę aliantów.

Wydawnictwo Bellona ma w swoim portfolio coraz wartościowsze syntezy, opracowania. Doświadczeni autorzy odsłaniają przed nami karty z historii Europy i świata.




czwartek, 26 sierpnia 2021

SB a ks. Henryk Gulbinowicz

Dialog należy kontynuować... Rozmowy operacyjne Służby Bezpieczeństwa z ks. Henrykiem Gulbinowiczem z lat 1969-1985. Studium przypadku.

Słysząc nazwisko tego duchownego, w myślach przywołujemy Wrocław i zasługi arcybiskupa dla tamtejszej ''Solidarności". W sierpniu 1980 roku udzielił wsparcia strajkującym, uczestniczył w święceniach lokali, obchodach zakazanych rocznic. Na początku grudnia 1981 roku bp Henryk Gulbinowicz przechował w swojej rezydencji 80 mln złotych wypłaconych z konta bankowego przez działaczy dolnośląskiej ''S''. 

W czasie junty wojskowej udzielał schronienia wielu działaczom opozycji antykomunistycznej; potępiał władze, podejmował działania w sprawie internowanych. Na tym jego działalność się nie skończyła. W 1982 roku bohater niniejszej publikacji powołał do życia Arcybiskupi Komitet Charytatywny we Wrocławiu, głównym zamierzeniem była opieka nad represjonowanymi, więźniami i ubogimi. W tym czasie bezpieka zaostrzyła działania operacyjne wobec Gulbinowicza, w Złotoryi w 1984 roku popalono jego samochód. Określany jako przedstawiciel ''wrogiego kleru katolickiego". Nie to, co księża ''patrioci''.


Pominę jednak to, co się w ostatnim czasie działo wokół niego; skandal pedofilski z udziałem zasłużonego arcybiskupa.

Rozmowy operacyjne między księdzem a funkcjonariuszami Służby Bezpieczeństwa trwały od końca 1969 roku do października 1985 roku. Autorzy podkreślają, że w latach 1970-1986 Henryk Gulbinowicz pozostawał zarejestrowany jedynie jako kTW (kandydat na tajnego współpracownika). I tu należy zgodzić się w całej rozciągłości, iż kontakty te nie zostały ujęte w żadnych fachowych opracowaniach. I sam zainteresowany nigdy nie podejmował tej tematyki.

Rafał Łatka i Filip Musiał piszą, że znaczna część materiałów z tych kontaktów została zniszczona, podobnie jak dokumenty z jego rozpracowywanie o kryptonimach "Katolicy" i ''Rządca". Sprawą tą zajmowali się przedstawiciele osławionego Departamentu IV (wyznaczonego do walki z Kościołem katolickim). Nie zachowała się również Teczka Ewidencji Operacyjnej (TEOK) na księdza i biskupa. Zatem nie mamy podstawowej dokumentacji. Istnieją zbiory, scheda po wspomnianym Departamencie: notatki prasowe, donosy czy też stenogramy kazań. Naukowcy twierdzą też, że mnóstwo materiałów znajduje się we Wrocławiu.

Naturalnie, iż problem rozmów ks. z SB ukazuje paletę działalności komunistycznego aparatu bezpieczeństwa. Pamiętać należy też, że Gulbinowicza w latach osiemdziesiątych dwukrotnie określono jako kontakt operacyjny i raz jako kontakt poufny.

Historycy w  sposób uproszczony (ponieważ istnieją bardzo dobre monografie na ten temat) kreślą procedury werbowania potencjalnych kandydatów na współpracowników (także wśród duchownych). Instrukcje z lat 1960-1970 i z lat 1970-1989 jasno definiowały, kim ma być TW, wytyczały jego kluczowe działania. W drugiej części opracowania zamieszczono multum dokumentów.

Monografia Dialog należy kontynuować... jest bardzo zasadna, rozumiem też, że nie każdemu przypadnie do gustu. Wszak treść jest hermetyczna, ale w przystępny sposób objaśniono istotne aspekty. Niemniej jednak, winni po nią sięgnąć zainteresowani relacjami Kościoła katolickiego z państwem w czasach PRL. Warto też zwrócić uwagę na zamieszczoną bibliografię i pozycje, które się tam znalazły.

środa, 25 sierpnia 2021

'Nie ma przypadkowych spotkań. Każdy napotkany człowiek jest albo lekcją, albo sprawdzianem, albo prezentem'

Remigiusz Mróz, Wybaczam Ci.

Czy tak było w przypadku Iny?

Początek najnowszego thrillera pióra płodnego pisarza zapowiada się intrygująco i obiecująco. Dawno już nie czytałam czegoś równie dobrego w tym gatunku. I choć miałam wątpliwości co do słuszności sięgnięcia po tę właśnie pozycję, to w miarę czytania wyzbyłam się dotychczasowe obiekcji.


Wydaje się, że główna bohaterka prowadzi spokojne i uporządkowane życie u boku ukochanego mężczyzny. Ina jest spełniona na wielu polach: prywatnym i zawodowym. Jak dotąd, jej życie nie jest naznaczone żadnym dramatem, nie ma poważniejszych frasunków. Ale czy na pewno? Młodym do szczęścia brakuje tylko upragnionego dziecka. Niestety, wszystko zmienia się za sprawą pewnych uwarunkowań, na jaw wyjdzie wiele rzeczy.

Gdy najbliższy człowiek okazuje się być kimś innym, niż sądziliśmy.

Jak dalej potoczą się losy Iny i Rafała? Co takiego kobieta odkryła? Czy mąż czegoś przed nią nie ukrywa, jakie ma intencje? I kim naprawdę jest? Jak byśmy się zachowali na miejscu bohaterki, dowiadującej się, że jej partner nie jest tym, za kogo się podaje. Czy miała prawo zwątpić w jego szczerość i uczucia?

Czy Remigiusz Mróz czymś mnie zaskoczył? Oczywiście. Niesztampową i świeżą fabułą. Thriller czyta się szybko, niekiedy pisarz dawkuje emocje, częściej jednak dostajemy ich aż nadto. Wprawdzie zbyt duża ilość wątków może rozmywać całościowy sens, ale moim zdaniem tak się nie stało. Akcja jest dynamiczna i rozwojowa.

Ile wiemy o swoich najbliższych, a ile chcemy wiedzieć?

Lejtmotyw zasługuje na uznanie, plus za poruszenie kolejnego, ważnego społecznie tematu, jakim jest pedofilia. Tym razem tego czynu dopuścił się trener wobec swojej podopiecznej. Przewija się również wątek służb i agentów pracujących pod przykryciem.

Czy pozornie niezwiązane ze sobą sprawy przynoszą odpowiedzi na postawione wcześniej pytania? Czy warto dać kolejną szansę komuś, kto już raz nadwyrężył nasze zaufanie? Czy Ina się na to zdobędzie?

 I jak to u Remigiusza Mroza bywa, gdy już jesteśmy przekonani, iż sprawa została wyjaśniona, nagle pojawiają się nowe, zupełnie nieznane okoliczności. Wiele zmienią.

poniedziałek, 23 sierpnia 2021

Frykasy z ''demoludów" i nie tylko

Jan Głuchowski,  Na Saksy i do Bułgarii.

Choć początkowo treść publikacji nie zaskakuje, ponieważ autor nieco przynudza, widoczny jest też bark pomysłu na książkę. Sposób prowadzenia narracji mógłby być żwawszy. Nie wszystkie zaprezentowane anegdoty śmieszą- chyba mam odmienne poczucie humoru. Jan Głuchowski ma dość toporne pióro, jakby nie mógł zdecydować, co chce nam przekazać. Z czasem jednak jest coraz lepiej.


Obecnie przyszło nam żyć ''w ciekawych czasach", w których mamy mocno ograniczoną możliwość swobodnego podróżowania: pandemia, odradzające się antagonizmy, konflikty zbrojne. Ale czy bohaterom omawianej publikacji było lżej? W jaki sposób radzili sobie z utrudnieniami, często w podstawowych kwestiach? Często bywało i tak, że bilet na dany lot, rejs czy przejazd został sprzedany wcześniej, zanim pojawiło się ogłoszenie. Oferty rozprowadzano nieoficjalnie, spod tzw. lady. Takie były ówczesne realia.

Dziennikarz oprowadza nas po takich krajach, jak: Grecja, Egipt, Bułgaria, Rosja, Kuba, wskazując na ''zaradnych'' niekiedy wycieczkowiczów, ubijających interes przy pierwszej lepszej okazji. Co sprytniejsi, w ubrania zaopatrywali się w Turcji. Największym wzięciem cieszyły się ubrania (pożądane były futra), bajecznie tanie alkohole czy ubrania. A pierz i czosnek nabywano w NRD. Nie każdego też było stać na taką ekspedycję, nie wspomnę o rejsie kultowym ''Stefanem Batorym". W Egipcie kupowano stosy biżuterii.

Co? Gdzie? Kiedy? Za ile?

Podróżowano prawie wszystkim, czym się dało: samolotami (z wiadomych względów taka wycieczka była znacznie kosztowniejsza), statkami, pociągami, samochodami (kultowy Fiat 126 p.).

Dziennikarz sporo uwagi poświęca turystyce handlowej naszych rodaków na Węgrzech. Trzeba przyznać, że byliśmy wówczas odważni i przedsiębiorczy. Inwencji w przemycaniu nadwyżek towarowych, nam nie brakowało. Szczególne ''zasługi" na tym polu miały kreatywne starsze panie. Interesujący jest też wątek, w którym Głuchowski oprowadza nas po Indiach, przybliżając sylwetkę pierwszego premiera Jawaharlala Nehru i jego charyzmatycznej i zdecydowanej córki, Indiry Gandhi.

piątek, 20 sierpnia 2021

Zabójstwo na zlecenie? Piotr Jaroszewicz musi umrzeć

Monika Góra, Człowiek, który wiedział za dużo. Dlaczego zginęli Jaroszewiczowie?

Bohater niniejszej publikacji funkcję Prezesa Rady Ministrów sprawował w latach 1970-1980. Oprócz tego był ministrem górnictwa, członkiem Biura Politycznego KC PZPR.

Piotr Jaroszewicz zginął wraz z małżonką, Alicją Solską w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 roku w swojej posiadłości w Aninie. Ich zagadkowe zabójstwo nigdy nie została wyjaśniona, sprawcy nigdy nie zostali osądzeni; nie udało się również ustalić motywów tej zbrodni. Znaczna część materiału dowodowego zniknęła z akt policyjnych. Komu na tym zależało? Kobieta była drugą żoną byłego premiera, z którą doczekał się syna Jana. Z pierwszego związku (Jaroszewicz szybko owdowiał) miał syna Andrzeja.

Kiedy i gdzie zapadła decyzja na temat dalszych losów Piotra Jaroszewicza? Kto ją podjął? Śmierć komunistycznego polityka raczej nie nastąpiła w związku ze zwykłym, bandyckim napadem (mordercy nie byli zainteresowani licznymi, cennymi przedmiotami, bibelotami). Była czym znacznie więcej.

Człowiek, który wiedział za dużo, to skrótowy reportaż, w którym autorka próbuje odpowiedzieć na pytanie, kto zabił Jaroszewiczów. Monika Góra w zajmujący sposób oprowadza nas po meandrach polityki, jednak ogólna zawartość merytoryczna tego opracowania, niczego konkretnego nie wnosi. Nie uzyskałam też spodziewanej odpowiedzi, kto był zainteresowany tym, aby Piotr Jaroszewicz zamilkł na wieki. Niemniej jednak przy tego typu sprawach, przeważnie tak jest, iż nie dowiemy się już, jaka jest prawda.

W reportażu dziennikarka porusza wiele aspektów, włącznie z motywem sprawców; jest dociekliwa i skrupulatna. Umiejętnie buduje atmosferę grozy, przez moment też się bałam. Monika Góra kreśli uproszczony życiorys swojego bohatera, w którym pełno rozbieżności, przedstawia hipotezy; nie są nieprawdopodobne. Publicystka odwołuje się do konfliktu między panią Solską a Andrzejem Jaroszewiczem, którego szczerze nienawidziła. Pasierb zresztą nie pozostawał jej dłużny.

Przypuszcza się, iż zbrodnia Jaroszewiczów tożsama była z pewnym archiwum, które Piotr miał otrzymać w 1945 roku. Treść dokumentów rzekomo kompromitowała wielu wysoko postawionych ludzi. Z innych źródeł wiem, że kartoteką tą zainteresowani byli znani generałowie. Ale czy tak faktycznie było?

Co się wydarzyło w willi w Aninie z 31 sierpnia na 1 września 1992 roku?

środa, 18 sierpnia 2021

Kim pan jest, panie redaktorze?

Roman Graczyk, Demiurg. Biografia Adama Michnika.

Pytanie to wydaje się zasadne, zwłaszcza w kontekście działalności polityczno-publicystycznej Adama Michnika (dość wspomnieć o kuriozalnym procesie wytoczonym przez naczelnego GW, Jarosławowi Markowi Rymkiewiczowi za słowa o: duchownych spadkobiercach Komunistycznej Partii Polski).


Bohater omawianej książki to postać wielce kontrowersyjna, wzbudzająca emocje i odgrywająca nie do końca pozytywną rolę w historii Polski. Niezależnie od tego, co sądzą jego apologeci i Roman Graczyk. Działalność Michnika w całości jest dyskusyjna, jednak najbardziej bulwersuje jego postępowanie podczas transformacji ustrojowej (biesiady w Magdalence, wznoszenie toastów za Czesława Kiszczaka, obrona komunistycznych generałów). Wówczas to jawnie określił się, po której stronie barykady stoi. Dawny działacz opozycji demokratycznej to też cynik, doskonale odnajdujący się na salonach III RP. Nie wspomnę już o jego roli w aferze Rywina, w której pokazał, czym jest honor. Zastanawiające, dlaczego tak mało osób pyta o rzeczywiste intencje znanego publicysty.

Przypomnę jeszcze o innym, znamiennym fakcie. W 1990 roku Adam Michnik w artykule: Dlaczego nie oddam głosu na Lecha Wałęsę, ostro oceniał noblistę, twierdząc, że jest małym Mussolinim. W 20008 roku, po ukazaniu się książki Lech Wałęsa a SB. Przyczynek do biografii, staje się jego medialnym adwokatem. Szybko zmienił poglądy, tak aby pasowały do ówczesnej rzeczywistości.

Ku mojemu autentycznemu zdziwieniu, biografia jednej z czołowej postaci, jest całkiem udana. Roman Graczyk prowadzi spokojną, wyważoną narrację, ma też dystans do Adama Michnika, odwołuje się do jego korzeni. Aby za moment go bronić. Przypomina o jego rodzicach komunistach, matce, autorce tendencyjnych podręczników do historii. Wbrew temu, co sądzi jej syn, dumnie cytujący poszczególne ich fragmenty. Michnik jest zdania, że ojciec i matka nie akceptowali tego systemu, przeczy temu ich działalność i zaangażowanie polityczne. W szerszym kontekście przedstawiono również sylwetkę Stefana Michnika, stalinowskiego sędziego wojskowego, donosiciela i rezydenta Informacji Wojskowej.

Kilka kwestii wydało mi się irytujących, m.in. nazwanie Jerzego Urbana niepokornym dziennikarzem, mającym kłopoty z cenzurą. Zatem czy haniebną i rynsztokową publicystykę tego człowieka, szczującego na ks. Jerzego Popiełuszkę, tak samo nazwiemy. Nie. Dość przypomnieć, kłamliwe teksty Urbana o: Bardzo to smutne, póki ma swoją klientelę ks. Jerzy Popiełuszko i wzięciem się cieszą jego czarne msze, do których Michnik służy i ogonem dzwoni. Przywołam jeszcze jeden fragment: Zdychanie upiorów żoliborskiego kapłana.

Autor pisze o okolicznościach, w których Adama Michnik poznał przyszłego rzecznika rządu PRL I jak przekonuje, nawiązała się między nimi przyjaźń. I trwa do dziś. Nadmienia też o dziejach Gazety Wyborczej, która moim zdaniem, straciła dawną elitarność; stała się biuletynem propagandowym. Przestała się liczyć jako dziennik ogólnopolski, wyraża jedynie słuszne poglądy i przekonania.

Wydarzenia Marca '68 roku oceniam jednak inaczej. Szkoda, że na końcu publikacji nie zamieszczono bibliografii, ale mamy solidny materiał faktograficzny, liczne przypisy. Otrzymujemy mnóstwo cytatów, które mogą przytłaczać. Niepotrzebna jest analiza większości tekstów Michnika, zbędne są również dygresje. 

Niestety, zastrzeżeń mam znacznie więcej: mimo początkowego, dobrego wrażenia, muszę przyznać, że końcówka publikacji przynosi znaczne rozczarowanie. Nie zgadzam się z wywodami Romana Graczyka, broniącego Jana T. Grossa  i jego dorobku ''naukowego". Znany jest nam stosunek Wyborczej do kwestii żydowskiej (przedmiot ten jest dobrze opisany w literaturze). Wyrazem tego są kłamliwe dywagacje Anny Bikont My z Jedwabnego.

Dziennikarz jest przychylny Michnikowi, czasem aż nadto (wybiela go podczas spotkań w Magdalence).

wtorek, 17 sierpnia 2021

'My, sędziowie nie od Boga"

Dewiza prawie wszystkich przedstawicieli wymiaru (nie) sprawiedliwości w czasach słusznie minionych. Takie persony jak Helena Wolińska czy Adam Michnik firmowali swoją twarzą stalinizm i jego liczne aberracje. Dziś rzecz o książce Macieja Marosza, Resortowe Togi.


Treść tej publikacji jest przemyślana i starannie udokumentowana. Publicysta odwołał się do początku rządów komunistycznych. Przypomina o genezie Ludowego Wojska Polskiego, prawdziwa gratka dla pasjonatów tejże tematyki. Nawiązuje do dziejów Wojskowych Służb Informacyjnych, wskazując na równie zbrodniczą jej pramatkę, jaką była Informacja Wojskowa. Maciej Marosz w swoich rozważaniach płynnie przechodzi do sądownictwa III RP i tu się zaczyna. Dowiadujemy się, kim w istocie są prawnicze autorytety lewicy: Adam Bodnar, Małgorzata Gersdorf, Monika Płatek i inni. Nawiązano też do sporu o Trybunał Konstytucyjny, przywołano występki partii ''miłości'' i ich zakusy na praworządność.

Sporo miejsca poświęcono Helenie Wolińskiej ps. ''Lena" (Felicja/Fajga Danielak), stalinowskiej prokurator o żydowskich korzeniach. Odpowiedzialna za bezprawne zatrzymanie i śmierć Augusta Fieldorfa ''Nila". Komunistka od zawsze, służyła w Gwardii Ludowej, postać odrażająca.

Sądzi Kryże, będą krzyże.

Dywagacje są uporządkowane i przejrzyste. Zagadnienia ujęte są w sposób atrakcyjny i zwięzły. Z łatwością powrócić możemy do interesujących nas tematów. Oprócz różnej maści kreatur, naświetlono nam sylwetki ich oponentów, wyszydzających kolegów za służalczość wobec Moskwy. Ukazano więc sylwetkę niezłomnego sędziego, Bogusława Nizieńskiego, człowieka, który nie ugiął się pod partyjnymi apanażami. Cena, jaką przyszło mu zapłacić za swoją postawę, była wysoka: utrudniano mu podjęcie pracy w zawodzie. Do tego dochodziły jeszcze inne kwestie, jego rodzice byli więźniami politycznymi.

Dziennikarz zaznacza, że ludzie z wymiaru sprawiedliwości często nie mieli elementarnego wykształcenia, wiedzy prawniczej. Byli absolwentami kursów, tzw. szkoły Duracza. Niestety, wpływ takich person nadal jest dostrzegalny w życiu publicznym, cieszą się mirem wśród dziennikarzy, polityków.

Maciej Marosz wspomina o pewnej pani sędzi-celebrytce z komunistycznym rodowodem, czuwającej, aby gen. Czesławowi Kiszczakowi w nowej Polsce nie stała się żadna krzywda. Dzięki takim prokuratorom, sędziom, ludzie jego pokroju uniknęli odpowiedzialności karnej za swoje zbrodnie. Takie persony miały zagwarantowany nienaruszalny status quo. Dziś grzmią, pouczają, strofują, nazywając siebie ''nadzwyczajną kastą", im wolno więcej.

Jeśli ktoś wierzy w sprawiedliwość na świecie, ten jest fałszywie poinformowany.

Myśl prezydenta Johna F. Kennedy'ego znakomicie wpisuje się również w działalność komunistycznego wymiaru sprawiedliwości.

Lekturę polecam wszystkim tym, którzy szukają konkretnej wiedzy. Bo chcą rozumieć i wiedzieć więcej.

poniedziałek, 16 sierpnia 2021

Miłość silniejsza niż nienawiść

Jestem dziś w nastroju urodzinowym, więc omówię książkę, którą otrzymałam w prezencie: Barbara Wysoczańska, Narzeczona nazisty.


Z lekturami o tematyce wojennej jest ten problem, iż trzeba mieć wyczucie w sposobie prowadzenia narracji.

Tutaj nie do końca to się udało, choć niekiedy autorce udaje się oddać klimat tamtej, mrocznej epoki. Plus za nazwanie pewnych rzeczy po imieniu, mówieniu o tym, kto wywołał II wojnę światową, napomknięcie o prześladowaniach Żydów, etc.

Główna bohaterka, Hanna Wolińska jest młodą idealistką, skromną i powściągliwą w ogólnym sposobie bycia. Studiuje filologię germańską, biegle posługuje się językiem niemieckim. W międzyczasie jest też damą do towarzystwa pewnej zacnej, niemieckiej hrabiny. Pewnego dnia poznaje wnuka swojej chlebodawczyni, hr. Johanna von Richter. Między młodymi wybucha gwałtowne uczucie, mimo iż oboje są już zaręczeni z innymi partnerami. Tymczasem nadciąga jeden z najbardziej wyniszczających konfliktów.

Co zrobi nazista, gdy dowie się, że jego ukochana została zwerbowana do współpracy agenturalnej? Czy odnajdą do siebie drogę? A może wspólna przyszłość nie jest im pisana.

Narzeczona nazisty to romans z historią w tle, o w miarę sprawnie skonstruowanej fabule. Mamy wszechobecne pożądanie, namiętność, ale również i usilne pragnienie zemsty. Do czego zdolny jest człowiek w imię zawiedzionych uczuć? Jak potoczą się dalsze losy Hani i Johanna w komunistycznej Polsce?

Na uznanie zasługuje barwne wykreowanie negatywnych postaci, to prawdziwe bestie! Są mściwi, przewrotni, intrygują, aby osiągnąć swoje cele.

Dopatrzyłam się błędnego zastosowania zaimka wskazującego: [...] Tylko on [Adolf Hitler] ma w sobie wystarczająco dużo odwagi, żeby objawić Niemcom tą prawdę. Powinno być: tę prawdę.

Moje uczucia po lekturze są mieszane, treść raczej mnie nie porwała.

poniedziałek, 9 sierpnia 2021

II RP w oczach Brytyjczyka

Bernard Newman, Rowerem przez II RP.

Trzeba przyznać, iż autor tej publikacji obieżyświat to niezwykły- rowerem zwiedził Polskę. Słucha przy tym ludzi z różnych grup społecznych, chłopów, ministrów, polityków tamtych czasów. Podróżnik potrafił i chciał słuchać; ufał swoim rozmówcom. Największym atutem Bernarda Newmana jest zmysł obserwacji (choć nie zawsze trafnej).  Jego zapiski są szczegółowe, zawierają wiele ówczesnych ciekawostek. Brakuje mu jednak cierpliwości i dociekliwości, umiejętności podstawowej wśród reportażystów. Przed przystąpieniem do lektury, warto zwrócić uwagę na objaśnienia tłumaczki.


Nie podzielam jednak optymizmu autora, który pisze: Kiedy w ostatnich dniach wojny Polska ponownie się narodziła, nie miała lepszego przyjaciela ani życzliwszej duszy od Anglii. Fakty historyczne świadczą o czymś zupełnie innym. Dalej Newman ubolewa nad chłodnymi relacjami, doszukując się rozmaitych przyczyn: Czy powodem był sojusz Polski z Francją [...]. Czy też młodzieńcze wyskoki odrodzonego i lekkomyślnego państwa? Czy fatalne potknięcie BBC, które sugerowało, że to Polska była w Europie główną siłą podżegającą do wojny?

Mimo kontrowersyjnych sformułowań podróżnik wzbudza sympatię, docenia nas za dobrą i tanią kuchnią. Swoją podróż rozpoczyna od Gdańska, odwiedził też Warszawę, Poznań, Kaszuby. W swojej niestrudzonej wędrówce Bernard Newman zahaczył o Kraków, Puszczę Białowieską, Częstochowę. Nie przepada za Lwowem i Wilnem.

Przemierzając Polskę, globtroter nie szczędzi nam słów krytyki: Widziałem mnóstwo pięknych kobiet, ale mówić, że generalnie Polki są piękne to gruba przesada [...]. Przeciętna Polka nie jest szczególnie urodziwa. Jej najbardziej atrakcyjną cechę stanowi głos, spokojny i melodyjny. Jej figura [...] budzi przerażenie. Polka jest duża i silna; ma krępe, bynajmniej nie szczupłe ciało, nogi grube, a twarz pozbawioną czystości rysów.

Bernard Newman zdobywa się też na uznanie: Wieśniaczki są bystre i inteligentne, kobiety wykształcone bez wyjątku olśniewające. Posługuje się też propagandowym frazesem o polskości Śląska. I to, co przeszkadza mu w naszym narodzie, u innych nacji już niekoniecznie.

środa, 4 sierpnia 2021

Anatomia zabójstwa

Małgorzata Winkler-Pogoda, Miałam syna Emila. Wywiad rzeka z Krystyną Barchańską- Wardęcką.

Dojmująca rozmowa z mamą Emila Barchańskiego, był ostatnią ofiarą krwawego Feliksa.

Chłopak należał do zadeklarowanych antykomunistów, nie godził się na politykę władz zakładających kaganek własnemu narodowi. Dosłownie i w przenośni. Zginął na chwilę przed osiemnastymi urodzinami; był jedynakiem. Po wprowadzeniu stanu wojennego, wraz z innymi współtworzył organizację na wzór Armii Krajowej.


Barchański zaliczał się do jednych z organizatorów ''akcji na pomnik". W centrum Warszawy młodzi ludzie oblali czerwoną farbą pomnik Feliksa Dzierżyńskiego. Wydarzenia rozegrały się 10 lutego 1982 roku. Tego komuniści nie mogli darować, z pomocą przyszła im Służba Bezpieczeństwa. W konsekwencji Emil został pojmany, był bity, później represjonowano całą jego rodzinę. 3 czerwca tego samego roku został bestialsko zamordowany, jego ciało wyłowiono z Wisły. Śmierć zawsze przychodzi za wcześnie...

Przyjdę do Ciebie, mamo.

Pani Krystyna Barchańska- Wardęcka w przejmującej rozmowie powraca do tamtych wydarzeń. Wspomina syna, mówi o jego pasjach i motywach zaangażowania się w działalność polityczną. Kobieta nawiązuje również do esbeckich prześladowań, nadmienia o okolicznościach śmierci Emila, śledztwach i o tym, co przeżyła. Niewątpliwie uzewnętrznienie się rozmówczyni Małgorzaty Winkler-Pogody było niezwykle bolesne.

 Chciałbym być jak ten kamień nad Wisłą i pozostać tam nad Wisłą na wieki.

Fragment wiersza autorstwa Emila Barchańskiego, utwór powstał na siedem lat przed morderstwem młodego człowieka.

Wrócę, kiedy słońce nie będzie mi już potrzebne.

W publikacji zamieszczono fragmenty pamiętnika głównego bohatera, zatytułowanego: Od grudnia do maja. Treść dziennika jest wstrząsająca, drastyczna. Chłopak charakteryzuje metody bicia stosowane przez esbeków. Notatki Emila to znakomity portret patologicznego i zbrodniczego systemu, którego jeszcze dziś niektórzy bronią.

Ta książka jest hołdem złożonym wszystkim ofiarom junty wojskowej gen. Wojciecha Jaruzelskiego.

 

 

niedziela, 1 sierpnia 2021

'Wojenko, wojenko, cóżeś Ty za Pani...'

Przy niedzieli, porozmawiajmy o książce: Dziennik Reni Spiegel. Życie młodej dziewczyny w cieniu Holocaustu. Kim była Autorka pamiętnika? To polska Żydówka, której historia jest dramatyczna, bowiem kres jej życia nastąpił w wieku zaledwie osiemnastu lat.


Na chwilę przed wybuchem II wojny światowej, Renia wraz z siostrą i dziadkami osiadła w Przemyślu. I tam też pobierała naukę w Gimnazjum Żeńskim im. Marii Konopnickiej. Gdy Niemcy zajęli miasto, dziewczyna wraz z rodziną została przerzucona do getta. A 30 lipca 1942 roku została zastrzelona, tuż po swoich urodzinach...

Renia Spiegiel już jako piętnastolatka zaczęła prowadzić diariusz (pierwszy wpis pochodzi z 31 stycznia 1939 roku), wzbogacony jest o jej nastoletnie wiersze. Nasza bohaterka ma lekkie pióro, potrafi wykazać się nadzwyczajną dojrzałością emocjonalną, to początkowo drażni. Lubi plotkować o koleżankach, bywa zazdrosna o sukcesy innych. Dlatego też, w niektórych momentach nie wzbudza sympatii. Autorka biegle posługuje się polszczyzną (z językiem polskim obcowała na co dzień).

Pierwsza część wspomnień irytuje banalnością i trywialnością; nastolatka skoncentrowana jest na sobie i swoich uczuciach wobec innych. Dziewczyna żyje sprawami codziennymi: szkoła, nauka, pierwsze miłości i fascynacje, tęsknota za matką. O samej wojnie informacje raczej zdawkowe. Dostrzegalne jest jednak poczucie nadciągającego kataklizmu.

Dopiero w następnej części otrzymujemy znacznie więcej; to rozpaczliwe próby przetrwania podczas II wojny światowej. Renia Spiegiel usilnie pragnęła żyć...

Publikacja nie zrealizowała swoich zapowiedzi, obawiam się, iż Dziennik... może przedstawiać znikomą wartość historyczną. W każdym razie oczekiwałam czegoś zupełnie innego. Ponadto, uważam, że pamiętnik młodej dziewczyny, będącej świadkiem kluczowych wydarzeń, winien zostać solidniej opracowany.

Oryginalny dziennik złożony jest w archiwum rodziny w Nowym Jorku.