Greta Lovisa Gustafsson, bo tak się właściwie nazywała bohaterka fascynującej opowieści Roberta Gottlieba, stworzyła wiele barwnych kreacji. Jednak na swoim koncie miała również paletę nieudanych, katastrofalnych wręcz ról. Infantylnie i niewiarygodnie wypadała w Pani Walewskiej, czy wcielając się w najsłynniejszą kobietę- szpiega, Matę Hari.
Garbo zniknęła szybko z ekranów, bo zaledwie w wieku trzydziestu sześciu lat. Debiutowała jako statystka, sława przyszła szybko za sprawą melodramatu Gdy zmysły grają (1921). Gwiazda nominowana do Oscara otrzymała go wreszcie w 1954 roku. Trzy lata wcześniej przyjęła amerykańskie obywatelskie (z pochodzenia była Szwedką). Postrzegana jako symbol seksu lat 20. i 30. XX wieku, wspomniana przez Ernesta Hemingwaya w utworze Komu bije dzwon oraz w piosenkach Alice Cooper, Madonny.
Robert Gottlieb w misterny sposób omawia większość produkcji, w których wystąpiła aktorka. Treść jest bardzo wysmakowana, bogato ilustrowana.
Greta Garbo marzyła o tym, aby jej nazwisko umarło wraz z nią, lecz tak się nie stało. Osoby odpowiedzialne za spuściznę artystki, nie uszanowały jej ostatniej woli. Nazwisko córki Melpomeny zostało mocno skomercjalizowane.
W październiku 1963 roku Greta gościła w Białym Domu, na zaproszenie ówczesnej First Lady Jackie Kennedy. Obie panie szybko nawiązały nić porozumienia.
Pisarz podaje również, że artystka ubóstwiała sztukę, inwestowała w antyki.
W latach 80. aktorka trafiła do Księgi Guinnessa jako: najpiękniejsza kobieta, jaka kiedykolwiek żyła. Z kolei w 1987 roku została uznana za największą gwiazdę filmową.
Polski powieściopisarz Antoni Gronowicz sugerował, że poznał Gretę w Szwajcarii u Ignacego Jana Paderewskiego. Rzecz miała rozegrać się w 1938 roku, jednak zaprzeczył temu sekretarz pianisty, podobnie jak siostrzenica gwiazdy.