sobota, 28 października 2023

Przerost formy nad treścią

Rzecz o tym, jak meloman wyceniający swoją kolekcję płyt na ponad 15 tysięcy egzemplarzy, stał się nudnym gawędziarzem.

Przede wszystkim Marek Niedźwiecki jest postacią absolutnie nietuzinkową o aksamitnej barwie głosu, znakomitej dykcji i nieco nostalgicznej duszy. Przynajmniej tak postrzegałam absolwenta Politechniki Łódzkiej, któremu udało się odnaleźć w muzycznej przestrzeni. Ta książka zmienia dotychczasowy obraz radiowca, te dziwne w swoim przekazie wspomnienia.

Dlaczego współzałożyciel Radia 357  tak niewiele ma do powiedzenia w  DyrdyMarkach?

Kultową audycję w Trójce Marek Niedźwiecki prowadził w odstępach czasowych. Po raz pierwszy przed mikrofonem legendarny prowadzący zasiadł w 1982 roku. Stan ten trwał nieprzerwanie do 2007 roku, kiedy przeszedł do konkurencyjnego Radia Złote Przeboje.
W 2010 roku dziennikarz powrócił do macierzystej rozgłośni, współpraca trwała do pandemicznego 2020 roku. Z Programu III Polskiego Radia, narrator DyrdyMarków odszedł w atmosferze skandalu, w proteście wobec zarzutów o manipulowanie wynikami notowania. Wówczas na podium znalazł się słynny utwór Kazika, Twój ból jest lepszy niż mój. Ostatecznie sprawa nie znalazła swojego finału w sądzie, gdyż zwaśnione strony zawarły ugodę pozasądową.

W życiorysie Marka Niedźwieckiego pojawia się wątek współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa, jednak ten bagatelizuje ten fakt. Dziennikarz podczas licznych przesłuchań (między 1979 a 1981 rokiem) miał zostać zarejestrowany jako kontakt operacyjny ,,Bera". W tamtym czasie polecono mu gromadzenie kompromitujących materiałów na pracowników Radia Żak, grożąc zakazem pracy w radiu. Zainteresowany utrzymuje, że później już bezpieka się nim nie interesowała.

W każdym razie rozczarowanie lekturą przychodzi szybko, tuż po przekartkowaniu treść okazuje się miałka, nużąca, nijaka i zwyczajnie przegadana. W bohaterze nie ma już krztyny dawnej pasji, systematycznie zaszczepianej wiernym słuchaczom. Tytuł opowieści sugestywny, roztrwoniono potencjał na dobrą historię. Szkoda.

Tekst został wyróżniony przez redakcję portalu nakanapie.pl.



środa, 18 października 2023

'Gorące serca, choć dookoła sroga zima'

Tymi słowami rozpoczyna się utwór Podaj rękę Ukrainie zespołu Taraka. Polacy nie zawiedli, w sposób bezinteresowny zdecydowali wesprzeć przybyszów zza wschodniej granicy. Rodacy z różnych regionów kraju otworzyli drzwi swoich domów dla uciekających przed wojną. Były to niekiedy spontaniczne reakcje, tuż po tym, jak Władimir Putin najechał na niepodległą Ukrainę.


O tym m.in. opowiada Joanna w dramatycznym reportażu, To nie kraj, to ludzie, spisanym na gorąco. Autorka była na granicy w szczytowym momencie, obserwowała codzienną pracę wolontariuszy, funkcjonariuszy i rozmawia ze zdezorientowanymi kobietami, szukającymi schronienia.
Od 24 lutego ubiegłego roku serwisy informacyjne nie szczędzą nam brutalnych obrazów, opisów konfliktu rozpętanego przez szaleńca z Kremla.
To nie kraj, to ludzie jest wstrząsającym zapisem aktu ludobójstwa dokonującego się na oczach Europy i świata. Barbarzyństwo XXI wieku.

Dziennikarka nie boi się trudnych pytań, skrupulatnie dokumentuje wszystkie zbrodnie prezydenta Rosji. Publicystka wykonała kawał solidnej roboty, choć to nie było łatwe, powściągnęła własne emocje.

Mąż szukający żony, szczęśliwie odnalezionej; nie wszystkim dane było tego doświadczyć. Dziewczynka będąca świadkiem kaźni matki, ocalała tylko, dlatego że schowała się na balkonie. Albo smutny los chłopca osieroconego przez rodzicielkę, która opuściła schron tylko na chwilę, wyszła po chleb. Podobnych historii jest mnóstwo.

Empatii i współczucia autorce odmówić nie można. Joanna Racewicz indywidualnie podchodzi do każdego bohatera, co istotne, nie udało się jej popaść w patos. Opowieść jest próbą zrozumienia tego, co nastąpiło po agresji Federacji Rosyjskiej na suwerenne państwo, choć doprawdy trudno pojąć, kim są owi ,,faszyści". Nie są nimi kobiety i dzieci.

Joanna Racewicz dorzuca kilka zdań na temat Kresów, Rzezi Wołyńskiej. Złożone relacje polsko-ukraińskie, pełne wzajemnych animozji nie miały w tamtym czasie znaczenia.

Tekst zakończę fragmentem wiersza Czesława Miłosza: Nie bądź bezpieczny, poeta pamięta [...]. Spisane będą czyny i rozmowy.

środa, 11 października 2023

Pyszna wędrówka po Wiecznym Mieście

Z pewnością część czytelników kojarzy Magdalenę Wolińską- Riedi, autorkę kapitalnej trylogii o życiu za Spiżową Bramą. Mój Rzym to najnowsza książka małżonki byłego gwardzisty szwajcarskiego jest równie udana, jak jej poprzedniczki.


Tym razem dziennikarka oprowadza nas po mieście siedmiu wzgórz, odsłaniając jego najpiękniejsze zakamarki. Nie brakuje tutaj osobistych akcentów, refleksji, prywatnych wtrąceń.

Magdalena Wolińska- Riedi nawiązuje do historii Rzymu, podając, że to w tym urokliwym zakątku narodziła się pierwotna idea Okna Życia. Niedawna korespondentka TVP wspomina, że koncepcję tę datuje się na schyłek XII wieku, co znajduje potwierdzenie w źródłach. Inicjatywę tę szerzył papież Innocenty III, postulujący stworzenie tzw. ,,kół wystawionych", tj. ocalenie porzuconych noworodków. Cała rzecz nie była skomplikowana i gwarantowała zdesperowanym kobietom poczucie anonimowości. Autorka pisze:

Wystarczyło, by matka otworzyła drzwiczki koła wyposażonego w kratę, włożyła do środka zawiniątko i zadzwoniła dzwonkiem, aby zawiadomić zakonnice o nowo przybyłym maleństwie [...]. Nierzadko przy zostawionym noworodku znajdowały się różne symboliczne przedmioty, takie jak medalik, łańcuszek czy haftowana chusteczka z inicjałami, pozostawione po to, by w dorosłym życiu mógł on odnaleźć ślad biologicznej matki.

Sytuacja uległa diametralnej zmianie, gdy w 1923 roku ster rządów objął Benito Mussolini. Duce szybko rozprawił się z pomysłem okien życia, wraz z uregulowaniem zasad opieki nad porzuconymi dziećmi, nastąpił kres szczytnej i humanitarnej działalności. Tego typu ciekawostek jest tu mnóstwo.

Magdalena Wolińska- Riedi prezentuje Wieczne Miasto od strony historycznej, gastronomicznej i kulturalnej, podkreślając jego dorobek cywilizacyjny. Publicystka podpowiada też, co warto zwiedzić, i gdzie warto udać się na posiłek. Pisarka uzupełnia swoją opowieść o zwyczajach i upodobaniach tamtejszych społeczności. 

Autorka zahacza również o dzieje poszczególnych ulic, w tym najciekawsza jest historia uliczki... Kobiet Nawróconych. Na przełomie XVI i XVII wieku w Rzymie istniało ponad 2 tysiące domów uciech, natomiast aż jedna czwarta mieszkanek utrzymywała się z nierządu. Papież Leon X postanowił ukrócić ten bez wątpienia destrukcyjny proceder, powstała w tym celu specjalna placówka dająca schronienie upadłym kobietom. Klasztor, nomen omen, pod wezwaniem św. Marii Magdaleny został zlikwidowany pod koniec XVIII wieku, ale nazwa uliczki pozostała.

Mój Rzym to lektura dostarczająca multum informacji, ale jednocześnie okraszona świetną narracją i licznymi zdjęciami. W przypisach Magdalena Wolińska- Riedi tłumaczy wiele kwestii, ale nie przytłacza to odbiorcy.

Współczesne Wieczne Miasto również zachwyca.

 Tekst recenzencki został wyróżniony przez redakcję portalu nakanapie.pl.

 

niedziela, 1 października 2023

Życiowe dylematy i rozterki

Ruch w mieście się uspokoił. Czerwone suzuki spisywało się niezawodnie. Było w doskonałym stanie. Skręcając w prawo z ulicy Zachodniej w Próchnika, sięgnęła do schowka po okulary przeciwsłoneczne. Chwila nieuwagi. Ulicą Próchnika, pod prąd, nadjeżdżał samochód. Poruszał się jej pasem i zbliżał w zawrotnym tempie. Wyraźnie jego kierowca pomylił łódzką ulicę z rajdem Paryż- Dakar!  [...]. W panice nacisnęła hamulec, jednocześnie uciekając w prawo. Niemal otarła się o parkujące wzdłuż jezdni samochody. Rajdowiec ślizgiem zmienił pas na lewy, unikając w ostatniej chwili zderzenia czołowego. Gwałtowny manewr spowodował chwilową utratę kontroli nad pojazdem-zarzuciło go na wysoki krawężnik. Zgrzytnęły felgi [...]. 

Tym cytatem wprowadzającym, pragnę zachęcić Was do sięgnięcia po najnowszą powieść Małgorzaty Wachowicz, Kieszonkowe. Nie chcąc zdradzać fabuły i nie odbierając przyjemności z lektury, nadmienię, iż autorka umiejętnie zadbała o odpowiednią dramaturgię. Zapewniam, że emocji tutaj nie zabraknie, natomiast sama lektura pochłonie Was do reszty.


Czy kolizja drogowa zmieni coś w życiu głównych bohaterów? Wywróci ich życie do góry nogami.

Niewyjaśnione sprawy, niedomówienia, wścibska teściowa, tajemnice, sprzeczne oczekiwania stanowią przysłowiową kość niezgody między bohaterami. Misternie utkana akcja z pozornie niepowiązanych ze sobą wątków, zazębia się i stanowi całość. Mamy tu zwyczajne życie, codzienne troski, problemy osobiste i zawodowe oraz.... niespodziewane zwroty akcji. W zasadzie po poznaniu motywacji wszystkich postaci można się z nimi w jakimś  stopniu utożsamić. Nie oznacza to usprawiedliwiania, ale też oceniania wątłych moralnie czynów.

Powieść Kieszonkowe w moim przekonaniu nie jest przeciętna, jest czymś znacznie więcej. Dlaczego? Spieszę wyjaśnić, że oprócz barwnie opowiedzianej historii, otrzymujemy solidną porcję wiedzy z zakresu historii sztuki. Małgorzata Wachowicz zabiera nas w fascynującą podróż po XX-wiecznej Łodzi. Pisarka w fabułę wplotła  dzieła takich artystów jak: Leon Wyczółkowski, Józef Mehoffer, Jan Stanisławski. Dowiemy się co nieco na temat obrazu Władysława Ślewińskiego wykonanego techniką olejną na płótnie, umieszczonego na okładce książki.

W Kieszonkowym odnajdziemy subtelne, ale niekiedy tez dobitne przedstawienie złożonych relacji międzyludzkich.

Czy wiedzieliście, że wśród mnóstwa świąt, istnieje również dzień konserwatora zabytków? Obchodzimy go 11 sierpnia.

Premiera powieści w formie elektronicznej odbędzie się 9 października, ukazuje się pod patronatem Zaczytanej Lady Makbet 33.

Pani Małgorzacie Wachowicz składam gorące podziękowania za przekazanie mi egzemplarza do recenzji.