czwartek, 4 marca 2021

Cecylia Gallerani: portret dostojnej niewiasty

Przy czwartku pozostajemy w temacie sztuki, dziś postanowiłam szerzej omówić książkę pani Katarzyny Bik, Najdroższa. Podwójne życie Damy z gronostajem.

Jest rok 1490. W zamku Sforzów w Mediolanie Leonardo maluje portret. Zasłony w pokoju są zaciągnięte. Modelka siedzi na krześle. Ma 17 lat i spodziewa się dziecka. Nigdy nie wyglądała piękniej niż teraz: szczupła, w czerwonej sukni ze złotym haftem, na lewej ręce trzyma białe zwierzątko, a prawą głaszcze jego futerko. Skrzypnęły drzwi. Wpadający promień światła podkreśla porcelanową bladość skóry dziewczyny. Modelka odwraca nagle głowę do tyłu. W jej ciemnych, dużych oczach maluje się ciekawość i inteligencja. Kogoś wita? A może z kimś się żegna?

Powiadają, że bohaterka portretu Leonarda da Vinci hipnotyzuje spojrzeniem. Coś w tym jest, ponieważ przeczytałam, że Juliusz Machulski kręcąc film Vinci, mając zgodę na filmowanie oryginału, zadowolił się kopią ( z pewnością dochodziły do tego inne względy, np. finansowe, etc.) Mimo iż przez jakiś mieszkałam w Krakowie, to nie dostąpiłam zaszczytu poznania Damy.

Kim więc była? Cecylia Gallerani, bo to o niej mowa, zaliczała się do kochliwych kobiet. Najbardziej znana metresa Ludwika Sforzy (1452-1508),dobrze zapowiadającego się księcia Mediolanu. Tudzież postrzegany jako wszechmocny i wpływowy władca doby renesansu. Jednego jej odmówić nie można: świetnego wykształcenia i obycia, obracała się w kręgach śmietanki intelektualnej. Biegle posługiwała się językami: greckim i łacińskim.


Zwrócę Wam uwagę na jeszcze inne, ciekawe aspekty. Otóż zwierzę towarzyszące modelce nazywane jest oczywiście gronostajem, ma interesującą etymologię. ''Gale"( znaczy koci) wywodzi się z języka greckiego i nawiązuje do nazwiska Gallerani. Więcej, wspomniane stworzenie stanowiło wyróżnik Ludwika Sforzy, określanego przez jemu współczesnych ''Ermelliano", tj. ''Gronostaj''. Odnosiło się to do zaszczytnego Orderu Gronostaja, którego był kawalerem, i którego wizerunkiem się posługiwał.

Katarzyna Bik zaznajamia nas z genezą tego dzieła powstałego około 1490 roku, jego losy są równie burzliwe. Dama z gronostajem kusiła zaborców, rozbudzała ich niezdrowe apetyty, wywieziona w niejasnych okolicznościach podczas powstania listopadowego. Ostatecznie w 1880 roku sprowadzono ją do Krakowa i nowo powstałego Muzeum Czartoryskich. W 1939 roku malowidło znajdowało się w rękach Hansa Franka, upiększało jego wawelską rezydencję. W 1946 roku znów jest w Krakowie. Kontrowersje wzbudza zakup obrazu przez Skarb Państwa, ale to już inna rzecz.

Autorka imponuje wiedzą, nic dziwnego, jest historykiem sztuki. Treść jest skondensowana, przemyślana, sporo fotografii.

Właśnie, na co? Początek książki Traumaland. Polacy w cieniu przeszłości jest mocny , Michał Bilewicz zaczął od druzgocących skutków II wojn...