piątek, 17 stycznia 2025

Samo życie

Współpraca recenzencka

Dotąd nie znałam twórczości Autorki, ale spotkanie z jej bohaterami, zapowiadało się obiecująco. I tak też się stało. Opis okładkowy brzmi zachęcająco, pisarka pokazuje złożoność życia ludzkiego i jego nieprzewidywalność.

Beata Turlik stawia wiele istotnych, egzystencjalnych pytań, w tym o: przyjaźń, lojalność, podzielanie wspólnych wartości.

Jeszcze będzie czas i okazja do powrotu w przeszłość.

Historia, którą poznajemy, znacząco różni się od innych, mocny początek, w dalszej części nieoczekiwane rozwiązania. Dużo się tu dzieje. Sądzę, że warto sięgnąć po tę pozycję.

Sara jest młodą, ale mocno już doświadczoną przez los dziewczyną. Szybko musiała dojrzeć, gdy tymczasem życie napisało dla niej jeszcze inny scenariusz. Czy będzie optymistyczny?

Wobec tej powieści nie można pozostać obojętnym, bohaterowie nieustannie zmagają się z własnymi kłopotami: zawody miłosne, rozczarowania relacjami, kryzysy osobowościowe.

Fabuła książki 10 lat później jest logiczna, zachowano ogólny porządek rzeczy. Autorka wykazuje konsekwencję w budowaniu narracji i kreowaniu postaci.

Od czasów druzgocącego rozstania między Sarą a Darkiem minęła właśnie dekada. Gdzie wówczas przebywał? Co się z nim działo? Czy coś się zmieniło w życiu postaci? Więcej niż sądzicie. Na kartach utworu pojawiają się motywy usprawiedliwiające postępowanie niektórych osób, to jednak w żaden sposób nie mogę się z nimi utożsamić.

Czy dobroduszna i łatwo wybaczająca młoda kobieta odnajdzie upragnione szczęście? Czy przypuszcza, z czym przyjdzie się jej jeszcze zmierzyć?

Tymczasem mija kolejne piętnaście lat...

Tempo akcji bywa zawrotne, na nudę absolutnie nie ma czasu; wątki są spójne i przemyślane.

Za egzemplarz do recenzji, serdeczne podziękowania składam Autorce, Pani Beacie Turlik. Niezmiernie się cieszę, że miałam przyjemność zaznajomienia się z tą wartościową prozą.

*********************************************************************************************

Informacje dla potencjalnych czytelników:

Autor: Beata Turlik

Tytuł: 10 lat później

Gatunek: literatura obyczajowa/proza

Wydawnictwo: Novae Res

Suma stron: 420



czwartek, 16 stycznia 2025

'Dziecko to człowiek, nie projekt'

Współpraca recenzencka

Zawsze, gdy przystępuję do lektury książek o podobnej tematyce, to przypomina mi się powyższy cytat z Korczaka. Słowa te pięknie wieńczą historię autora i jego synów. Poznajcie więc Antona i jego tatę i częściowo starszego brata.

Opowieść Jak adoptowałem Antona, odznacza się wielowymiarowością i niezwykłością pod każdym względem. To zapis walki o dziecko (zawiły proces adopcji) i jego żmudne wychowywanie. Mamy do czynienia z rozmaitymi dylematami natury etycznej.

Geny to za mało, by mówić, że jest się ojcem. Prawdziwe rodzicielstwo zaczyna się w sercu.

Robert Klose, profesor biologii odsłania się nieco przed nami, ukazując swoje zmagania, ma na tym polu spore doświadczenie. Pierwszym dzieckiem, któremu naukowiec stworzył dom, był pochodzący z Rosji Alosza. Przedstawiona historia jest nietuzinkowa, ma emocjonalne zabarwienie. Autor podjął się trudu samotnego ojcostwa, nie jest jednak zwolennikiem takiego modelu rodziny, o czym wyraźnie pisze, wskazując na całą masę mankamentów wynikających z jego wyborów.

Proces adopcji, szczególnie tej międzynarodowej, bywa długotrwały i skomplikowany. Wyśrubowane oczekiwania formalne, biurokracja. Opisywane przez profesora  wydarzenia rozgrywają się w 2001 roku, a więc kiedy światem wstrząsnęły ataki terrorystyczne. Tym wtedy żyliśmy.

Ojciec i syn odnajdują wspólny język, chociaż od początku nie było to takie oczywiste: nieufność, wrogość młodego. Adaptacja chłopca do nowych warunków przejawiała się w niepewności, agresji. Taką postawą prezentował strach i zagubienie.

Na ten temat można się sporo dowiedzieć, Robert Klose objaśnia, czym jest rada wsi. To grupa obywateli ukraińskich czuwająca nad bezpieczeństwem dzieci pochodzących z ich miejscowości. Każdy potencjalny kandydat na ojca jest starannie sprawdzany, weryfikowany jest jego życiorys, etc.

Książka Jak adoptowałem Antona, obfituje w rozmaite ciekawostki, ale jej nadrzędną wartość stanowią autentyzm, emocje autora, które również są udziałem polskiego czytelnika. Co umiejętnie oddał tłumacz.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Novae Res, nakładem, którego ukazała się ta publikacja.



piątek, 10 stycznia 2025

Znamy się tylko z.... Ale lubimy się trochę

Współpraca recenzencka

On wielki pan, ona elokwentna i żywiołowa panna z dobrego domu. W dodatku o niespokojnej duszy, czy tych dwoje odnajdzie do siebie drogę? Zważywszy na to, iż sposób komunikacji między bohaterami jest dość niecodzienny, jaki? Przekonajcie się sami, sięgając po najświeższą powieść Eweliny C. Lisowskiej Brzydki hrabia.

Niech dla Ciebie pozostanę tylko człowiekiem darzącym Cię z daleka uczuciem, mężczyzną bez żadnego imienia.

Telimena Rojek to dziewczę urodziwe i odważne jest już w stosownym wieku, aby wyjść za mąż. Jednak ten wyczekiwany przez wszystkich moment nie nadchodzi, młodą kobietę postrzega się pryzmat ówczesnych stereotypów. Ale pewnego dnia pojawia się tajemniczy adorator. Kim jest i dlaczego tak skrzętnie ukrywa swoją tożsamość? Otóż hrabiemu przyjdzie się mierzyć z własnymi kompleksami, czy w końcu uwierzy, że fizyczność to tylko powierzchnia?

Wystarczy oderwać oczy od cienia, aby dostrzec światło wszędzie indziej.

Konwenanse, etykieta, pozory, obłuda. Fabuła osadzona została chyba w ulubionej epoce pisarki, XIX wieku.

Nieznajomy nie pozwala Rojkównie o sobie zapomnieć, robi na niej ogromne wrażenie. Intryg w tym utworze nie zabraknie, oj nie!

Romans Brzydki hrabia cechuje oryginalna konwencja, wszystkie wątki są spójne, zostały przemyślane. Idealna lektura na długie, zimowe wieczory. Postaci są wyraziste, zdradzają nam swoje przekonania, niekiedy  zbyt postępowe, jak na tamte czasy. Autorka zaskakuje (a może nie) dobrą formą i świeżymi pomysłami. Co ważne w moim odczuciu, Ewelina C. Lisowska kolejny raz przygotowana jest z epoki, o której pisze. Dla mnie ma to wartość dodaną.

Przecież była śliczna i mądra, ktoś ją w końcu musiał pokochać, tak jak na to zasługiwała.

Pisarka już we wstępie objaśnia, skąd taki, a nie inny pomysł na niezwykle wciągającą fabułę. Dodam, że książkę przeczytałam w niespełna dwa wieczory. Ciekawa jestem też, czy okładka coś Wam zasugeruje.

Reasumując, rozdziały stanowią pewien porządek, nie są przesadnie rozwlekłe. Sięgnijcie po ten wyjątkowy utwór z morałem.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Pani Ewelinie C. Lisowskiej.



********************************************************************

Garść praktycznych informacji:

Autor: Ewelina C. Lisowska

Tytuł: Brzydki hrabia

Gatunek: romans/powieść historyczna

Data premiery: 2025-01-25

Wydawnictwo: Romanse

Zajrzyj tu.... http://ecl-pisarka.pl


środa, 8 stycznia 2025

Imperium o. Tadeusza Rydzyka

Marcin Wójcik, dawny publicysta Gościa Niedzielnego, ukazuje nam  osobowość najsłynniejszego chyba redemptorysty. W rodzinie ojca mego to też reportaż o zwolennikach i stronnikach politycznych Tadeusza Rydzyka.

Niewątpliwie plusem książki jest to, że cytując wypowiedzi sympatyków duchownego, autor w żaden sposób ich nie ocenia, nie komentuje.

Przedsiębiorczy i obrotny kapłan, jaki jest, każdy widzi i słyszy; to postać, która z przytupem wkroczyła na scenę teatru politycznego. I biznesowego. Dzięki zdolnościom socjotechnicznym ojciec Rydzyk przyciągnął licznych słuchaczy oraz partnerów w  interesach.

Ksiądz, założyciel Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Materialnej jest krytyczny wobec Unii Europejskiej, którą określił ,,nowym Związkiem Sowieckim''. Oskarżany przez Tomasza Piątka o współpracę z bezpieką w latach 80. ubiegłego wieku. Niezbyt wiarygodny autor utrzymuje, że teczki pracy Rydzyka zaginęły w tajemniczych okolicznościach.

Niektóre z przywoływanych na łamach kart publikacji, historie są mocno dyskusyjne: mąż z zimną krwią mordujący żonę. Dziennikarz próbuje ukazać nam związek przyczynowo- skutkowy zdarzenia a słuchaniem rozgłośni. To nie jedyny taki przypadek zaprezentowany przez Marcina Wójcika. Niektóre z przywoływanych na łamach kart publikacji, historie są mocno dyskusyjne: mąż z zimną krwią mordujący żonę. Dziennikarz próbuje ukazać nam związek przyczynowo- skutkowy zdarzenia a słuchaniem rozgłośni. To nie jedyny taki przypadek zaprezentowany przez Marcina Wójcika. Owszem, poszczególne wypowiedzi zwolenników o. Tadeusza ocierają się o granicę racjonalności (lub są jej całkowicie jej pozbawione), ale łączenie tego z toruńską stacją jest nadużyciem.

Zaskakuje natomiast brak reakcji gospodarzy programów na pojawiające się akcenty antysemickie ze strony słuchaczy. Przypomniano czytelnikowi o haniebnej wypowiedzi redemptorysty skierowanej w stronę Marii Kaczyńskiej: ,,Pani prezydentowa z taką eutanazją? TY czarownico! Ja ci dam! Jak zabijać ludzi, to sama się pierwsza podstaw!''.

Cytaty są niedokładnie oznaczone, praktyka ta wprowadza chaos, treść się zlewa. Zasadniczym minusem jest brak wyraźnego oddzielenia wypowiedzi rozmówców autora. 



poniedziałek, 6 stycznia 2025

Nauki płynące z wędrówki

Współpraca recenzencka

Niezapomniana Anna German śpiewała: /Człowieczy los nie jest bajką ani snem/ Człowieczy jest zwyczajnym, szarym dniem/ Człowieczy los niesie ze sobą trudy, żal i łzy/.

I o tym między innymi traktuje nowela Krok za krokiem Marcina z Frysztaka. Tym razem jest to historia nastolatka imieniem Wayan, który pielgrzymuje. Na swojej drodze spotyka rozmaitych ludzi, poznaje smak gościnności, ale też niechęci i odrzucenia. Chłopiec jest uważnym i wnikliwym słuchaczem, przede wszystkim zaś ciekawi go drugi człowiek i jego bagaż doświadczeń.

Pielgrzym nie potrzebuje zaproszenia. Pielgrzym żyje wędrówką.

Młodzieniec nie ocenia swoich gospodarzy, błyskawicznie wyciąga wnioski z zasłyszanych opowieści. Podróż Wayana trwa dwanaście dni, w trakcie których, wzbogacony o nowe przeżycia, staje się lepszym człowiekiem. Tu sprawdza się porzekadło, iż Każdy napotkany człowiek jest albo lekcją, albo sprawdzianem, albo prezentem.

Nastolatek pracuje nad sobą, unika codziennych, zwyczajnych pokus: Młody umysł szaleje. Chciałby wiele, może niewiele.

Nie walczysz ze światem. Walczysz ze sobą.

Tradycyjnie już jak to u autora bywa, treść tej niewielkiej książki skłania nas do namysłu nad sobą, nad własnym postępowaniem. Mamy tutaj połączenie dwóch istotnych dyscyplin: etyki i filozofii, co nie jest zaskoczeniem, jeśli znamy wcześniejsze publikacje Marcina.

Nie staraj się być Panem. Pan jest tylko jeden. To nie jest tak, że ty masz rację, a inni się mylą.

Myślę, że adresatem tej niezwykłej podróży, również w głąb w siebie, może być każdy człowiek. Przesłanie związane z ludzką egzystencją nie traci na wartości, jest ponadczasowe i uniwersalne. Tutaj droga jawi nam się jako symbol człowieczego losu.

Zdania są krótkie, pojedyncze, ale to już stała konwencja w twórczości Marcina z Frysztaka. Całość jest wartościowa i zasługuje na uwagę, mimo że nie jest obszerna, to warto czytać ją rozważnie.

Za egzemplarz do recenzji gorąco dziękuję Autorowi, była to prawdziwa uczta duchowa, o której nie zapomnę.



niedziela, 5 stycznia 2025

Zmagania z chorobą

Współpraca recenzencka

Poruszająca historia autora zmagającego się od dziecka z zespołem Tourette'a. Czym jest owo schorzenie? Ma podłoże neuropsychiatryczne o charakterze wrodzonym lub nabytym. W przypadłości tej mamy do czynienia z występowaniem licznych tików ruchowych, werbalnych:

*powtarzanie słów uznanych za obelżywe;

*mruganie powiekami;

*chrząkanie;

*mlaskanie;

*wzruszanie ramionami;

*kichanie.

Znaczna część pacjentów ma obniżony poziom serotoniny w organizmie.

Pierwsze objawy wspomnianej choroby ujawniają się między drugim a piętnastym rokiem życia. U 96 procent pacjentów zaburzenie to daje o sobie znać do 11. roku życia.  Szacuje się, iż zespół ten dotyka 4,3 tysiące osób, częściej mężczyzn niż kobiet (1 procent dorosłych). Jego rozwojowi sprzyja niewłaściwy tryb życia kobiety w ciąży, w tym palenie papierosów.

Zaburzenie to zostało po raz pierwszy opisane w XIX wieku (1885 r.) przez francuskiego medyka, neurologa Georges'a Gilles'a de la Torette'a. Stąd nazwa charakteryzowanej dolegliwości.

Książka Jestem alfą i omegą, początkiem i końcem jest interesująca, ale momentami chaotyczna i nierówna. Mimo to opowieść mieszkańca Dąbrowy Górniczej zasługuje na uwagę.

Kamil Zduńczyk dzieli się z nami swoimi doświadczeniami, pisze o początkowym braku diagnozy i wynikającej z tego niepewności. Nadmienia też o braku tolerancji i niezrozumienia jak zwykle wynikającego ze skąpej wiedzy, ze strony rówieśników:  Prawda wyglądała przykro, ale była następująca: ja, Kamil Zduńczyk, nie mogłem otrzymać ani oceny lepszej od innych uczniów, ani przynajmniej równej, żeby reszta nie czuła się urażona.

Narażony na kpiny i szyderstwa, także ze strony pedagogów: Zduńczyk!-krzyknęła, spoglądając na mnie z niechęcią- A ty znowu nie wziąłeś swoich leków, czy tym razem przedawkowałeś.

Autor pisze otwarcie o trudnościach, jakich codziennie doświadczał, również w życiu dorosłym (problemy z podjęciem zatrudnienia, stygmatyzowanie, etc.).

Jestem chłopakiem z bloków. Jestem alfą i omegą, początkiem i końcem.

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Kamilowi Zduńczykowi.





sobota, 4 stycznia 2025

Patokuratela, czyli od złych kuratorów niech nas państwo strzeże

Kolejna książka poświęcona profesji kuratora sądowego, dziennik z pracy w terenie, w którym autor dzieli się własnymi przemyśleniami. 
Znaczącym mankamentem publikacji są: agresywny, knajacki język jako dyskusyjny środek wyrazu. 

Patożycie to bez wątpienia dziwny reportaż, ukazujący realia i złożoność tejże profesji. Kuriozalny o tyle, że jego autorem jest doświadczony przedstawiciel wymiaru sprawiedliwości, przelewający na papier swoje negatywne uczucia. Treść jest ewidentnie przeładowana emocjami, frustracją, w zasadzie możemy zrozumieć położenie kuratora, który wiele widział i towarzyszące mu poczucie bezsilności.

Od osoby zajmującej się dozorem osób skazanych prawomocnym wyrokiem oczekuje się dużej odporności psychicznej i wiedzy psychologicznej. Wśród pożądanych kompetencji wymienia się również zdolności interpersonalne, umiejętności organizacyjne i zarządzania.

W kodeksie etyki zawodowej figuruje zapis o tym, że kurator sądowy pełni służbę względem społeczeństwa. Dlatego w swoim codziennym postępowaniu winien kierować się cnotami najwyższymi, obejmującymi:
  • poszanowanie godności człowieka,
  • zachowanie tajemnicy, 
  • kierowanie się uczciwością, sprawiedliwością, honorem,
  • służenie radą i pomocą.
Fragment ślubowania: Ślubuję uroczyście powierzone mi obowiązki kuratora sądowego wykonywać zgodnie z prawem, sumiennie i rzetelnie, w postępowaniu kierować się zasadami etyki zawodowej [...] i zachować w tajemnicy wszystkie okoliczności, o których powziąłem wiadomości w związku z pełnioną funkcją.

O wskazanych wartościach kurator najwidoczniej zapomniał.

Zapiski te pokazują wady systemu, nieudolność wymiaru sprawiedliwości. Jednakże treści te są kontrowersyjne, nieetyczne, ubliżające ''podopiecznym" kuratora, stanowią esencję jego wynurzeń. Zastrzeżeń do historii tu  przedstawionych jest znacznie więcej: niedopuszczalne są wulgarne wypowiedzi Matysiaka o kobietach, w szczególności zaś o tych, które uznał za atrakcyjne. 

Stygmatyzujące komentarze autora są niestosowne względem osób bezradnych, starszych, będą zatem zaprzeczeniem misji poprawy. 






Współpraca barterowa   Już sama okładka książki Ten zielony strach jest wystarczająco wymowna, podpowiada, czego możemy spodziewać się w śro...