czwartek, 4 listopada 2021

Lukratywny ''biznes'' komunistów

 Afera ''Żelazo" w dokumentach MSW i PZPR.

Można pokusić się o stwierdzenie, iż operacja ''Żelazo" była ''pramatką" wszystkich afer gospodarczych późniejszej Polski, gdyby nie to, że poprzedzały ją inne, równie bulwersujące sprawy.

Zagadnienie to zajmowało mnie od dawna. Dlatego z nieukrywanym zainteresowaniem sięgnęłam po tę właśnie pozycję. Od razu zastrzegam, że publikacja ma charakter monografii, z dominującym hermetycznym stylem i licznymi odnośnikami, co dla pasjonatów historii nie powinno stanowić żadnej przeszkody. Autorzy przeprowadzili solidną, skrupulatną kwerendę, przywołują szereg rozmaitych, dobrze opracowanych dokumentów. Witold Bagieński i Piotr Gontarczyk to znawcy tematyki, kreślą genezę tej afery oraz okoliczności jej ujawnienia. Już samo wprowadzenie jest intrygujące (dreszczyk emocji jak w powieści szpiegowskiej), zachęca do zapoznania się z całością tej książki. Tyle że to nie fikcja literacka.


Kim byli bracia Janoszowie i co ich łączyło z Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i Czesławem Kiszczakiem? Kto zagwarantował naszym bohaterom nietykalność? Na czym polegała operacja ''prawnik"? O co chodziło w aferach: ''Zalew" i ''Kurierskiej'' (ujawnionej przez przypadek; obie dotyczyły przemytu m.in. walut)? Czym był tzw. sklepik?

Wydarzenia, o których mowa, rozegrały się w połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Afera ''Żelazo" miała miejsce wcześniej, bo w latach siedemdziesiątych. Wówczas to agenci wywiadu mieli przedostać się do struktur przestępczości zorganizowanej. Dokonywano napadów rabunkowych, morderstw, kradzieży. Współpracownicy wywiadu zdobywali pieniądze, złoto, dzieła sztuki. Działalność Janoszów miała służyć finansowaniu służb, znaczna część zdobyczy znalazła się w posiadaniu oficerów MSW, zaangażowanych w operację. Prowadzili przestępczy tryb życia, przy wiedzy i akceptacji ich szefów. Zrozumiałym jest więc, że ujawnienie skandalu zagroziłoby wizerunkowi PRL na arenie międzynarodowej. Czy tego obawiali się wysoko postawienie wojskowi? Sprawa miała charakter bardziej złożony.

Niewątpliwie Janoszowie dysponowali potężną wiedzą o niektórych personach, również tych z PZPR. Czym prędzej powołano więc specjalną komisję pod przewodnictwem gen. Władysława Pożoga. Nadrzędnym jej celem pozostawało m.in. przejęcie kluczowej dokumentacji Departamentu I i przesłuchanie wszystkich zaangażowanych w tę sprawę.

Jak podają historycy, w ramach akcji pozyskano 50 kg złota, z kolei do budżetu trafiło około 30 kg, tej najwyższej próby i jakości. Bagieński i Gontarczyk podają jeszcze inne sumy: od 120 do nawet 200 kilogramów. Nadmieniono też o licznych kosztownościach, których wartość dziś trudno oszacować. W sprawie pojawiają się nazwiska wysoko postawionych osób, np. gen. Mirosława Milewskiego, który mógł zyskać najwięcej. Beneficjentką tychże środków była ponoć żona Edwarda Gierka (jego dalsza rola jest znana); profity czerpać miał też generał Franciszek Szlachcic.

Tak zwane sklepiki to ''czarna kasa" MSW znajdująca się w specjalnie do tego przeznaczonych miejscach (należały do wywiadu). Domniemywa się, iż istniała od początków PRL. Wśród ''ofert sklepiku" znajdowały się: pieniądze, precjoza, alkohol, papierosy. Ale też dzieła sztuki i inne przedmioty.

Ciekawe jest, to co mówił gen. Milewski ''umoczony" w operację, odrzucający zarzuty, iż nie złoży broni, choćby miał skończyć jak Popiełuszko. W związku z tym Bagieński i Gontarczyk słusznie pytają o powiązania generała ze śmiercią walecznego duchownego i aferą ''Żelazo". Konkluzje są zastanawiające.

Z zaprezentowanych dokumentów wyłania się wstrząsający portret Polski komunistycznej: destrukcyjny charakter rządzących, wykorzystywanie zależności służbowych oraz bezkarność. Uciekano się do różnego rodzaju nacisków oraz powiązania z półświatkiem; sięganie po wszystkie środki przymusu.

Treść Afery Żelazo jest bardzo przystępna w odbiorze, porządkuje naszą wiedzę w tej materii.

poniedziałek, 1 listopada 2021

Mistrz Leonardo, jakiego nie znamy

W tym wyjątkowym dniu wspominamy wszystkich tych, którzy odeszli. W związku z tym  warto zapoznać się z obszerną, lecz taką, która nie nastręcza trudności w odbiorze, biografią. Tę popełnił Walter Isaacson Leonardo Da Vinci. Na taki stan rzeczy wpłynęło wiele okoliczności: atrakcyjny, erudycyjny sposób prowadzenia narracji, mnogość  zastosowanych środków językowych. Nieodzownym atutem publikacji jest  też fenomenalny przekład.

Z czym kojarzy nam się ten wybitny, renesansowy twórca? Czy tylko z dziełami takimi jak Mona Lisa, Ostatnia wieczerza? Absolutnie nie. Nasz bohater to wszechstronnie uzdolniony człowiek: malarz, rzeźbiarz, architekt, inżynier. A ponadto: matematyk, geolog, astronom, pisarz oraz...muzyk. Szacuje się, że zachowało się około 7000 stron z prywatnych notatek,  rysunków, szkiców. Pracowity i otwarty. To niekwestionowany talent malarski przyniósł mu sławę, lecz nie tylko. Popularyzował wiedzę z rozmaitych dziedzin. Leonardo był nieślubnym potomkiem przyszłego florenckiego prawnika i jego metresy (miał zostać notariuszem). Ostatecznie ojciec ustanowił go prawowitym synem.

Kto może czerpać wprost ze źródła, nie będzie pić wody z dzbana.

Już we wstępie dowiemy się co nieco o środkach płatniczych w 1500 roku. Dostajemy mnóstwo ciekawostek, choćby takich, iż człon ''da Vinci" to nie nazwisko, ale miejsce urodzenia przyszłego konstruktora i naukowca. Zatem w wolnym tłumaczeniu znaczy tyle, co ''z miasta". Pamiętajmy, że  nie wszyscy akceptowali ekscentryczną naturę Leonarda: Był dziwny, był największym z dziwaków, i nic na to nie poradzimy. Renesans to epoka światłych umysłów i niesztampowych osobowości. To barwny czas w historii całej kultury.

Moim zdaniem warto też zwrócić uwagę na świetne zdjęcia w kolorze i multum wiedzy o malarstwie. Walter Isaacson szczegółowo omawia większość zdobyczy Da Vinci. Analiza całościowego dorobku artystycznego i naukowego przeplata się z dość skomplikowanym życiem prywatnym. Spojrzenie na Leonarda z kilku perspektyw. Nie zgadzam się z niektórymi opiniami, że autor przynudza, ależ nie! Ta książka stanowi prawdziwą gratkę dla wszystkich miłośników sztuki. Biografia jest wyborna w warstwie edytorskiej, ilustracyjnej.

środa, 27 października 2021

''Kisiela" remedium na tandetę

Również tę intelektualną, kiedy odczuwamy deficyt (z małymi wyjątkami) publicystów na miarę Stefana Kisielewskiego. Z dystansem do siebie, otaczającej rzeczywistości i nieco zawadiackim piórem. Zadziornym. Z pewnością o autorze powiedzieć możemy, że był indywidualistą, żył po swojemu. ''Kisiel" zawsze niezależny, mający sporo do przekazania, z sensem. Bywa szczery do bólu. I zawsze smaczny, o każdej porze roku. Piszę o tym, dlatego że z dziennikarzami różnie bywa.


Przypomnijmy więc kilka faktów z życia Kisielewskiego: felietonista Tygodnika Powszechnego. Był również aktywnym działaczem politycznym: poseł na sejm PRL z upoważnienia grupy ''Znak". To też jeden z sygnatariuszy Listu 34 (1964 w uproszczeniu: sprzeciwiano się komunistycznej cenzurze) i współtwórca Unii Polityki Realnej. W jego autobiografii pojawia się wiele ciekawych akcentów; czołowy felietonista TP surowo ocenia działalność Radia Wolna Europa, zarazem jest krytyczny wobec obranej linii przez pismo. Odwołuje się do czasów, gdy Tygodnik... został zamknięty z powodu nieopublikowania nekrologu po śmierci Stalina.

Przeczytamy o sprawie PAX-u i Bolesława Piaseckiego (stowarzyszenie działało od 1947 roku, udawało katolickie); komunistom było to na rękę. Próbowali sobie podporządkować Kościół katolicki. PAX wspierał tzw. księży ''patriotów'', popierano proces biskupa Kaczmarka. Nawiasem mówiąc, Piasecki współpracował z NKWD.

W Reakcjoniście znajdziemy multum faktów z życia autora, publikowanych w różnym czasie. Teksty są dobrze opracowane, zawierają liczne odnośniki, przypisy. Całość jest spójna oraz skondensowana. Co istotne, Stefan Kisielewski nigdy nie posługiwał się obelgami wobec swoich adwersarzy.

Czy wiedzieliście, że: ''Kisiela" fascynowała muzyka klasyczna? Był kompozytorem.

Publicysta w doskonały sposób portretuje ówczesne społeczeństwo, ze wszystkimi jego przywarami.

Konkludując: teksty są różnorodne i przejrzyste: od wystąpień radiowych, prywatnych zapisków, przez listy, a nawet podsłuchy SB. Dzięki temu mamy harmonijny i płynny obraz Kisielewskiego, nieodbiegającego od tego, który już znamy. Poczciwy ''Kisiel" zawsze aktualny. Nie podzielam jednak poglądu, iż Władysław Gomułka rządził względnie łagodnie. Fakty historyczne świadczą o czymś zupełnie innym; dwa gabinety ''Wiesława" przypadają na czas represji i terroru. Niemniej Stefan Kisielewski to bystry obserwator sceny politycznej, potrafiący wyłapać największe niuanse.

Tekst został wyróżniony przez redakcję portalu nakanapie.pl.

poniedziałek, 25 października 2021

Oblicza zbrodni komunistycznej

Śmierć nieosądzona. Sprawa księdza Romana Kotlarza to jedna z tych publikacji odkłamujących politykę władz komunistycznych. Jak autorzy słusznie zauważają, śmierć charyzmatycznego duchownego, patrona radomskich robotników, niejako pozostawała na marginesie wszystkich wydarzeń. Choć istnieje gros osób pamiętających o tej zbrodni.


Roman Kotlarz urodził się 17 października 1928 roku w Koniemłotach (obecnie województwo świętokrzyskie), edukację syna rolnika przerwała wojna. Jednakże młodemu człowiekowi udało się dokończyć naukę na tajnych kompletach. Przyszły duchowny był pilnym uczniem, z czasem jednak z powodu zawirowań dziejowych i rodzinnych (przesiedlenia), zapał do poszerzania wiedzy okrzepł. Przez nauczycieli chłopak był postrzegany jako spokojny, sumienny i uczynny.

W seminarium duchownym, co było standardową procedurą, Romanowi Kotlarzowi założono teczkę ewidencji operacyjnej (TEOK). O ile biogram księdza jest barwnie zrekonstruowany, o tyle bardziej interesujące wydały mi się kwestie polityczne. Szczególnie wymowny jest rozdział poświęcony relacjom komunistów z hierarchami kościelnymi. Badacze w doborowy sposób przypominają nam o tym; mamy tło jawnie wrogiej polityki dygnitarzy wymierzonej w Kościół katolicki. Analizy są chłodne, acz w ocenach wyważone.

Szczepan Kowalik i Arkadiusz Kutkowski wskazują na najważniejsze źródła (nie tylko archiwalne) tzw. sprawy księdza Romana Kotlarza. Ta fascynująca i w gruncie rzeczy przemyślana w warstwie i strukturze praca, składa się z dwóch części. Pierwsza z nich obejmuje rodowód, dojrzewanie i wybór drogi życiowej przyszłego kapłana. W części drugiej przedstawiono stosunki między państwem a Kościołem w latach pięćdziesiątych, sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Omówiono politykę represji wobec niepokornego duszpasterza, w tym jawne nawoływanie do przemocy. Rozdziały nie są długie, historykom udało się uniknąć dydaktyzmu i monotonii.

Pamiętamy zapewne, iż działalność naszego bohatera przypada na czas, kiedy serwiliści Kremla obrali ostry kurs wobec Kościoła: aresztowanie Stefana Wyszyńskiego, terroryzowanie społeczeństwa, czystki w kuriach, jak również pojawienie się tzw. księży patriotów.

O czym jeszcze przeczytamy w tej ważnej monografii? Naukowcy udzielają nam odpowiedzi na wiele istotnych pytań: Komu i dlaczego przeszkadzał ksiądz Roman Kotlarz? Kim byli tzw. księża ''patrioci"? Czym był Urząd do Spraw Wyznań? Na czym polegała operacja ''Maniacy"?

W tamtym systemie każda metoda była dobra, aby osiągnąć zamierzone cele, nawet morderstwo. Komuniści nienawidzili wszystkiego, co było związane z katolicyzmem; przeszkadzały im nawet lekcje religii (które sankcjonowało przedwojenne prawo), które powoli, lecz systematycznie rugowano ze szkół. W tym aspekcie przysłowiowe ''pierwsze skrzypce" grał aparat bezpieczeństwa. Terenowe oddziały UB gorliwie zwalczały wszelką aktywność duchownych, uznawaną za antypaństwową.

W tle mamy dramatyczne wydarzenia czerwca 1976 roku rozgrywające się w Radomiu (z uwzględnieniem postawy kapłana). Fala strajków wybuchła po wystąpieniu ówczesnego premiera Piotra Jaroszewicza zapowiadającego drastyczne podwyżki. Radomianie, podobnie jak reszta kraju, byli wściekli. Domagano się anulowania podwyżek. W następstwie wydarzeń podpalono Komitet Wojewódzki PZPR w Radomiu i próbowano to samo uczynić z budynkiem UB. Kibice piłkarscy na stadionach w całym kraju solidaryzowali się z uczestnikami wydarzeń:

Gdyby nie Ursus, gdyby nie Radom, jedlibyście chleb z marmoladą.
Zamieszki nie trwały długo (ksiądz Kotlarz pobłogosławił protestujących), ale miały gwałtowny charakter. Władze zapowiedziały odwet, nie miały litości; represje objęły nawet osoby przypadkowe; sroga zemsta znalazła upust w tzw. ''ścieżkach zdrowia".

Czerwony Radom pamiętam siny, jak zbite pałką ludzkie plecy.
''Radomski Popiełuszko" piętnował politykę rządzących, odwoływał się kluczowych faktów; taka odwaga nie mogła się podobać. Wydział IV SB KW MO w Radomiu oraz równie zdeprawowany Departament IV MSW przystąpiły do działania. I tak pewnego dnia na plebanii pojawili się ''znajomi" kapłana, sterroryzowali gospodynię, samego proboszcza skatowali. Ostatecznie ks. Roman Kotlarz trafił do szpitala, oficjalnie w wyniku załamania nerwowego. Niebawem zmarł. Oczywiście, że śmierć była skutkiem wizyty ''nieznanych" sprawców, ale tradycyjnie już nie stwierdzono żadnych śladów pobicia.

piątek, 22 października 2021

Przestępczość zorganizowana: prawda i fikcja

Sylwester Latkowski, Układ Trójmiejski.

Czym jest układ? Termin ten w ostatnich latach zyskał na popularności, choć tak bardzo wykpiwany przez wielu ludzi ze świecznika czy przedstawicieli wielkich koncernów medialnych. Nazwa ta pierwszy raz pojawiła się w publicystyce Jarosława Kaczyńskiego w 1993 roku; jednak to dopiero w 2005 roku pojęcie zrobiło zawrotną karierę. Związane to było z posiedzeniem Sejmu V kadencji, przez Kaczyńskiego w trakcie debaty nad wotum nieufności dla Kazimierza Marcinkiewicza. Kilka lat temu Andrzej Milczanowski grzmiał, że żadnej mafii w Polsce nie ma? Czy aby na pewno? Jaka jest prawda? Tego częściowo dowiemy się z reportażu znanego dziennikarza śledczego, któremu niekiedy zarzuca się służalczość wobec jedynej, wiadomej partii. W każdym razie wszystkie zaprezentowane w tym tomie historie są do bólu prawdziwe, przerażają.


Sylwester Latkowski jest też scenarzystą, reżyserem, autorem kilku filmów i książek dokumentalnych o rozmaitej tematyce. Niemniej jednak mam kilka zastrzeżeń wobec omawianej publikacji. Treść jest nieuporządkowana, przypomina istny miszmasz; można się pogubić w mnogości nazwisk. Wydaje mi się też, że zawartość powinna zostać lepiej opracowana, w szczególności zaś stenogramy rozmów z wieloma personami.

Z pewnością na poczet walorów zaliczyć mogę świeże, nowe teksty. O czym więc pisze dokumentalista? Autor poszukuje odpowiedzi na pytanie o zaginioną Iwonę Wieczorek; stara się rozwikłać sprawę jej zagadkowego zniknięcia. Publicysta nawiązuje do bulwersującej sprawy Amber Gold i roli w tej aferze syna znanego polskiego polityka. Latkowski przeprowadził wywiad z Michałem Tuskiem, lecz moim zdaniem jest to rzecz bezwartościowa. Dlaczego? Mężczyzna nie mówi prawdy. Z tej rozmowy kompletnie nic nie wynika. Dziennikarz odwołuje się też do słynnej Zatoki Sztuki (skandale pedofilskie i inne wynaturzenia). Rzeczywiście, takiego Trójmiasta, o którym przeczytamy, zupełnie nie znaliśmy: porwania, szantaże, wymuszenia.

Podobnie jak innym, przeszkadza mi zbyt uproszczona narracja i brak konkretnego komentarza dziennikarza. Pojawiają się osobiste akcenty, jak np. niechlubna przeszłość dziennikarza, co jest niewątpliwą zaletą (umiarkowana szczerość). Na koniec pojawia się gorzka refleksja Sylwestra Latkowskiego: Ja nazywam Trójmiasto <<Małą Sycylią>> Tam się zatarły granice.

Czy warto przeczytać Układ Trójmiejski? Tak, jeśli interesuje nas ta tematyka i mamy mocne nerwy.

wtorek, 19 października 2021

Sentymentalna podróż w czasie.

Czyli jakimi sprawami żyliśmy w latach osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych? O tym wszystkim przypomina nam Piotr Stankiewicz w znakomitym eseju Pamiętam. Każdego z nas niepokoiło coś innego, żyliśmy rozmaitymi problemami, stanem wojennym, wydarzeniami w Czarnobylu. A także kłopotami z zaopatrzeniem, transformacją ustrojową, aferami politycznymi, etc.


Wspominki autora mogą stanowić świetną lekcję historii dla młodych ludzi, którzy ze względów metrykalnych nie znają, bądź nie pamiętają tamtych czasów. Filozof w swoich opowieściach jest dokładny, stara się niczego nie pominąć, jednocześnie dostrzegalny jest dystans do samego siebie i otaczającej go rzeczywistości. Dodatkowym atutem jest niekwestionowane poczucie humoru Stankiewicza, co znacznie wpływa na odbiór publikacji. Pisarz Czarnobyl utożsamiał z facetem latającym na miotle i porywającym dzieci. Albo że nazwa Gruzji wywodzi się od gruzu. Takich momentów jest znacznie więcej; dostajemy mnóstwo barwnych spostrzeżeń.

Mój pesel zaczyna się od cyfry osiem, prezydenturę Lecha Wałęsy słabo pamiętam, bardziej kojarzę drugą kadencję Aleksandra Kwaśniewskiego. Za to znam bajki Hanna Barbera, wiem też, czym były tzw. kuroniówki. Czytałam pismo Bravo, posiadałam kasety magnetofonowe, walkmana. Śmierć księżnej Diany trwale zapisała się w mojej pamięci.

Piotr Stankiewicz dzieli się z nami swoimi przemyśleniami, refleksjami na temat epoki, w której przyszło nam żyć. Dorastanie i młodość przypadły na czas wielkich przemian: upadały mury, rodziły się nowe nadzieje, obalano reżimy.

Jak żyć bez internetu? Niektórym wydaje się to niemożliwe, a jednak tak było. Pamiętam też kłopoty techniczne z tym związane (blokowanie linii telefonicznej).

Jak się żyło w Polsce przełomu XX i XXI wieku? Kto i dlaczego przepraszał za Jedwabne? Który z polityków otrzymał pseudonim ''słońce Peru''? Czym była amnestia maturalna? Czy pamiętamy jeszcze o kultowych telefonach Nokia?

Lata dwutysięczne obfitowały w dramatyczne wydarzenia: zamach terrorystyczny, zawalenie się hali w Katowicach podczas wystawy gołębi. To również istotny czas w polskiej kinematografii i wejście naszego kraju do Unii Europejskiej.

Podsumowując, Pamiętam to lektura idealna na długie, jesienne wieczory; nuda nam nie grozi.

Za dostarczenie egzemplarza do recenzji, dziękuję serwisowi nakanapie.pl. Tekst został wyróżniony przez redakcję portalu.

wtorek, 12 października 2021

'Ludzie ludziom zgotowali ten los'

Porozmawiajmy o publikacji Stanisława Srokowskiego, Widma nocy. Dokumentacja zbrodni.

Noc, która zmieniła wszystko...

Na temat ludobójstwa na Wołyniu powiedziano i napisano już wiele; powstał w film w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego. Ale niezagojone rany wciąż krwawią. Autor recenzowanego opracowania wskazuje, iż wiele wartościowych książek nie trafia do wszystkich. W pełni popieram ten pogląd.

Czy Bandera był niemieckim agentem? Na to i inne pytania odpowie w sposób niezwykle zajmujący Stanisław Srokowski. Pisarz bowiem od lat upomina się o należytą pamięć o wszystkich ofiarach bestialstwa ukraińskich nacjonalistów. Dokładnie analizuje wszystkie wydarzenia; dla lepszego zrozumienia tematu zamieszczono mapkę wyznaczającą granicę dawnego województwa wołyńskiego. Autor przekonuje nas, że pierwsze eksterminacje ludności polskiej zaczęły się wcześniej, bo już w 1939 roku (agresja ZSRR na Polskę), co niejako znajduje potwierdzenie w źródłach. Srokowski przytacza świadectwa cudem ocalałych, którzy bezradnie patrzyli, jak ich bliscy konali w mękach, a którym w żaden sposób nie mogli pomóc. O tych świadectwach nie wolno nam zapomnieć, nie możemy odwrócić wzroku, choć tak jest wygodniej.

Rzeź tę przeżył jako dzieciątko przyszły kosmonauta, Mirosław Hermaszewski. Chodzi o napaść UPA na Lipniki w marcu 1943 roku.

Pamięć jest skarbnicą i strażnikiem wszystkich rzeczy.

Stepan Bandera był współpracownikiem Abwehry, pseudonim ''Konsul II". Przywódca OUN słynął z wielkiego okrucieństwa; dziś znajduje gorliwych obrońców ze świata kultury.

Wołyń (włącznie z całą Ukrainą) już w XVI wieku został przyłączony do Rzeczpospolitej Obojga Narodów; wszystko to odbyło się za czasów panowania Zygmunta Augusta. W 1569 roku w uchwalonym akcie Unii Lubelskiej szlachta ruska wyraziła taką wolę. Rozbiory zaś przyniosły aktualizację mapy politycznej; Wołyń znów znalazł się pod butem Rosji. Obszar Małopolski Wschodniej (obejmował tereny trzech województw: lwowskiego, tarnopolskiego i stanisławowskiego), wcześniej nazwą obowiązującą była Galicja Wschodnia, przeszedł pod berło Austrii. Na podstawie traktatu ryskiego z 1921 roku część Wołynia znalazła się w granicach naszego kraju, a od 1939 roku już w ZSRR. W tym miejscu wspomnę jeszcze o ''Dekalogu ukraińskiego nacjonalisty", który usprawiedliwiał mordy: Nie zawahasz się spełnić największej zbrodni, kiedy tego wymaga dobro sprawy. Nienawiścią oraz podstępem będziesz przyjmował wrogów Twego Narodu. Będziesz dążył do rozszerzenia siły, sławy, bogactwa i obszaru państwa ukraińskiego nawet drogą ujarzmienia cudzoziemców.

Publikacja przeznaczona dla wszystkich łaknących prawdy jak chleba, a niezadowalających się kłamstwami i propagandą. Przestrzegam przed drastycznymi opisami, ale tego nie dało się uniknąć. Lektura obowiązkowa.