czwartek, 10 lutego 2022

Teleturnieje życiową szansą dla uczestników?

Uwielbiam teleturnieje, jestem ich entuzjastką od najmłodszych lat; zresztą do tej pory śledzę zmagania zawodników np. Jednego z dziesięciu. Pośród wszystkich programów, niedoścignionym wzorem jest dla mnie Wielka Gra z ''''żelazną damą'' Stanisławą Ryster, słynącą z nienagannej prezencji i wymagającej tego samego od uczestników. Prowadzącej legendarny program zdarzało się nie wpuścić osób o niechlujnym stroju.


Wspomniany wcześniej Jeden z dziesięciu to teleturniej wymagający wiedzy wręcz encyklopedycznej, ale też refleksu i umiejętności panowania nad stresem. Nie wyobrażam sobie, żeby Tadeusza Sznuka, człowieka o ogromnej kulturze osobistej, mógł zastąpić ktoś inny. Chociaż przypadek Jakiej to melodii pokazał dobitnie, że nie ma ludzi niezastąpionych (jednak quiz muzyczny sporo stracił na zmianach), Robert Janowski świetnie spisywał się w roli gospodarza, generalnie sprawa jest dość zagmatwana.

Z kolei Krzysztof Ibisz to celebryta w pełnej krasie, pamiętam gdy prowadził słynny Czar par, bądź teleturnieje: Życiowa szansa, Awantura o kasę.

Dziennikarz odświeża nam dzieje rozrywki w Polsce, programy znane i te, które szybko odeszły w zapomnienie, np. Kto z nim wygra. Autor tych ciekawych wspomnień, sam jest konferansjerem, przepytywał graczy w Gilotynie, przy okazji nadmieniając o kilku wpadkach.

Omawiając najważniejsze programy, trudno nie odwołać się do Idź na całość czy Familiady, gdy żarty Karola Strasburgera doczekały się miana ''sucharów''. Ale to nie wszystko, bowiem dowiemy się też, jak wyglądały ówczesne studia i ich wyposażenie (uboga scenografia, montaż).

Ilu znanych aktorów prowadziło Koło fortuny i czy Izabela Krzan powtórzyła sukces Magdy Masny? I co z teleturniejem miał wspólnego J-23? Kogo i czy miała pocałować Magda? Czym było tzw. pasmo śmierci?

Roman Czejarek wskazuje na genezę popularności (większość z nich powstała na zagranicznym formacie), odtwarza losy uczestników, również tych, którym wygrana przyniosła sporo kłopotów w postaci zawiści i hejtu. A i wśród pragnących wygrać potyczki, nie brakowało cwaniaków i kombinatorów liczących na szybki zysk. Autor przywołuje też mnóstwo anegdotek, zwykłych truizmów też nie brakuje, z niektórymi interpretacjami trudno się zgodzić. Ale ogólnie znany prezenter stara się być obiektywny. Przesadził w cytowaniu żartów znanego aktora, sztucznie wypełniły objętość (zajęły aż 34 strony).

Dawne programy miały przewagę nad współczesnymi, w których pełno blichtru i tandety. Dostarczają nam również prymitywnej i niewyszukanej rozrywki. Prowadzący nie czuli potrzeby nadmiernego eksponowania własnej osoby.

Kultowe teleturnieje to doskonała lektura na niespokojne czasy, pozwalająca na chwilę oderwać się od codziennych trosk. Z pewnością uwagę przykuwa też atrakcyjna szata graficzna i zdjęcia.


środa, 2 lutego 2022

Sielankowe życie towarzyszek królowych?

Tym razem autorka Krwawej Luny Gierka przywołuje historie kobiet ze ''świecznika'' czasów słusznie minionych. Dzieje ośmiu kobiet, m.in.: charyzmatycznej i silnej osobowości, jaką była Nina Andrycz, Stanisławy Gierek, Ireny Dziedzic czy Wandy Wiłkomirskiej. Przyznać trzeba, że tytuł publikacji dość chwytliwy. Pojawia się również nudna i bezbarwna Zofia Gomułka oraz fenomen okulistyki, prof. Ariadna Gierek; życiorysy wszystkich pań są bardzo złożone. Przeważnie były wykształcone, obyte, znały języki obce. Atrakcyjne i dobrze ubrane w siermiężnych czasach powszechnej szarości. W sklepach pustki, drastyczne podwyżki.

Na początku Irena Kienzler kilka zdań poświęca mężom swoich bohaterek, dostrzegając jednak ich dyskretny wpływ na niektóre decyzje. Takie wprowadzenie ma swoje uzasadnienie, pozwala lepiej zrozumieć tamtą epokę. Siłą rzeczy w treść musiały zostać wplecione elementy polityki; sporo informacji o rządach ''pierwszych": Gomułki i Gierka.

O kim mówiono, że miała być córką Leonida Breżniewa? Która małżonka komunistycznego dygnitarza pasjonowała się ezoteryką? Z czego słynęła Stanisława Gierek? Która ceniona skrzypaczka wyszła za premiera PRL-u? I wreszcie, kim była TW ''Marlena"? Jak daleko sięgały wpływy ''czerwonych" księżniczek? I czy to prawda, że ''Stasia" namawiała męża do podjęcia dialogu ze strajkującymi?

Synową Edwarda Gierka trzeba widzieć w szerszym kontekście, niż przez pryzmat kłopotów osobistych, postać wybitna. Odważna, pracowita i utalentowana osobistość, którą cenił i poważał słynny teść, nawet gdy była już po rozwodzie z jego synem.

Zofia Gomułkowa wyszła za ''Wiesława" dopiero w 1951 roku, ponieważ w międzywojniu nie istniały małżeństwa cywilne. To komuniści wprowadzili taką możliwość dekretem z 1 stycznia 1946 roku, w celu osłabienia pozycji Kościoła katolickiego. Tym samym związki zawarte przed obliczem urzędnika, stały się obowiązkowe w całym kraju; nie uznawano ślubów kościelnych.

Owe damy cieszyły się zainteresowaniem społeczeństwa, ale nie tak jak rozumiemy to obecnie. Nie istniały media społecznościowe, hejt i prasa bulwarowa. Nie występowały publicznie zbyt często, jednak budziły ciekawość z oczywistych względów. Kształtowały gusta i upodobania. Nina Andrycz była znana wcześniej, jako aktorka szybko zyskała mir. Doskonałą ilustracją niech będzie scena, którą przywołuje pisarka: Kiedy na dużej scenie Mariusz Dmochowski ryknął na mnie <<Ty suko>>, do teatru napłynęły listy z protestami <<nie suka, tylko dama i królowa. Mamy dość chamstwa na ulicy, wypraszamy sobie podobne rzeczy na scenie. Uszanowano wolę publiczności. Żona Józefa Cyrankiewicza stworzyła wiele kreacji, np. Balladyny, Lady Makbet, Elżbiety I Tudor, Katarzyny Wielkiej.

Czerwone księżniczki PRL-u to raczej szkic niż wyczerpujące źródło wiedzy, ale zamysł ukazania nam ówczesnych celebrytek jest całkiem udany. Szkoda jednak, że Iwona Kienzler nie poszerza poszczególnych wątków, pozostawiając je na uboczu.

niedziela, 23 stycznia 2022

''Gierek": kicz wszech czasów

 Czyli dlaczego nie preferuję Maślaków? Recenzja ''na gorąco".

Wybierając się na film o I sekretarzu KC PZPR, nie spodziewałam się rewelacji, jednak to, co zobaczyłam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. W sensie negatywnym, żeby nie było wątpliwości.

Widownia na sali co rusz wybuchała gromkim śmiechem, trudno się dziwić patrząc na kreację w wykonaniu Antoniego Pawlickiego. Zagrał gen. Roztockiego (Jaruzelskiego), którego totalnie sparodiował. Jaruzelski ukazany jako raptus niepanujący nad sobą. Kim jest towarzysz Maślak? (w zamyśle reżyserowi chodzi o Kanię). Nazwisko pada jednak zbyt rzadko, cały czas przewija się ''generał". Błaznuje Michał Koterski, szczególnie w dramatycznych okolicznościach (pobieżnie omówiono wydarzenia w Radomiu i Ursusie), irytując widza. Wypadł groteskowo, wręcz żenująco.

Oglądając tę nieciekawą produkcję (także w ujęciu artystycznym, a może przede wszystkim), ''dowiedziałam się" mianowicie, iż: Gierek rzekomo opowiadał się za demokratyzacją kraju i otwarciem na Zachód (bzdura, bzdura, bzdura). A także miał być na celowniku Służby Bezpieczeństwa (kolejne informacje bez pokrycia, korygujące wizerunek genseka). Ponoć ''pierwszy" zadłużył Polskę dla... dobra obywateli (odważna i śmieszna teza). Ponadto próbował zapobiec represjom i tzw. ścieżkom zdrowia (mętne tłumaczenie, że rzekomo o nich nie wiedział). Fakty historyczne świadczą na jego niekorzyść.

Co poza tym? Drętwe dialogi, zmiana nazwisk (podobny proceder miał miejsce w filmie Żeby nie było śladów, gdy Jurek Popiel zastąpił Cezarego F.). Otrzymujemy prymitywną opowiastkę pozbawioną głębszego sensu. Podobnie, jeżeli chodzi o premiera, tu zyskał imię ‘’Filip”. Rzecz jasna, to Piotr Jaroszewicz. Na uznanie zasługuje gra aktorska Sebastiana Stankiewicza, brawurowo intryguje, cały Kania.  Aż trudno uwierzyć, że rubaszny, dobrotliwy staruszek, to jeden z najpotężniejszych ludzi: Leonid Breżniew (Cezary Żak).

Dużo bredni, propagandowych frazesów, patosu i prób zmieniania historii, ze szkodą dla młodego pokolenia. Niestety, reżyser wystawił swojemu bohaterowi niezasłużoną laurkę.

Kompletnie nie przekonał mnie Jan Frycz w roli kardynała Stefana Wyszyńskiego, a i niezrozumiały jest dla mnie wybór pani Kożuchowskiej do roli Stanisławy. Inna aparycja, odmienny temperament, choć samej aktorce niczego nie ujmuję.

Nie może i nie powinno być zgody na taką narrację.

Gierek nie obroni się w żadnym wymiarze. Dno, dno i jeszcze raz dno. Jak wszyscy wiemy, tylko prawda jest ciekawa, zaś lukier jest niestrawny. ''Dzieło" Michała Węgrzyna właśnie nim ocieka.

piątek, 21 stycznia 2022

Sprawa ''Olina" i sprytny plan Kiszczaka?

Chodzi oczywiście o niewyjaśnioną sprawę Józefa Oleksego, zamkniętą zbyt szybko. Za szybko. O knuciu i intrygach ludzi dawnych służb pisze Tomasz Kozłowski w znakomitym kompendium: Koniec imperium MSW. Transformacja organów bezpieczeństwa 1989-1990.  Kim był agent Olin? Kto i dlaczego chciał szantażować Lecha Wałęsę?


Przypomnijmy więc podstawowe fakty dla lepszego zrozumienia tematu. Afera, która wybuchła pod koniec grudnia 1995 roku, zelektryzowała Polskę. Grudzień był miesiącem wyjątkowo niespokojnym, nie tylko ze względu na przedświąteczną krzątaninę. Lewica triumfowała, wypłynęli na fali niezadowolenia społecznego, prezydent-elekt nie został jeszcze zaprzysiężony. Jednak czuć było, że coś ''wisi w powietrzu". I nagle 22 grudnia 1995 roku, ówczesny minister spraw wewnętrznych Andrzej Milczanowski nie miał dobrych wiadomości. Tego dnia właśnie z trybuny sejmowej zarzucił urzędującemu premierowi szpiegostwo. Chodziło o współpracę z rezydentami KGB w naszym kraju: Władimirem Ałganowem i Grigorijem Jakimiszynem (przez niektórych uśmiercony). Milczanowski dowodził, że nowosądeczanin od 1982 do 1995 roku z rozmysłem przekazywał informacje oraz dokumenty państwowe agentom obcego wywiadu. Z ustaleń dziennikarzy portalu niezależna.pl. wynikało, iż nawiązanie kontaktów przez Oleksego miało nastąpić w latach 1987-1989. Wówczas to piastował funkcję ''pierwszego" w Białej Podlaskiej. Zwerbował go ponoć sam Władimir Ałganow, też lubiący ucztować.

Pierwsze informacje na temat aktywności ''Olina" pojawiły się już w połowie 1995 roku, gdy Marian Zacharski na Majorce miał zwerbować tajemniczego dyplomatę. Okazał się nim być Grigorij Jakimiszyn. Rzekomo ujawnił, że jest oficerem prowadzącym rosyjskiego agenta w Polsce; gdy przeszedł na emeryturę, obowiązki przejął Ałganow.

Józef Oleksy zaprzeczał tym poważnym oskarżeniom, w rezultacie podał się do dymisji:  Rezygnuję, bo jestem niewinny.

Czy rzeczywiście? (jako współpracownik Agenturalnego Wywiadu Operacyjnego, zdobył kompetencje). Śledztwo w tej sprawie szybko zostało umorzone, a polskiego premiera oczyszczono zarzutów w tzw. ''Białej Księdze''.

Autor omawianej publikacji dotarł do nieopublikowanych relacji Mieczysława F. Rakowskiego, łączącą aferę ''Olina" ze sprawą... teczek gen. Czesława Kiszczaka. Otóż zaprawiony w bojach czekista zdradził, gdzie znajdują się oryginalne dokumenty ws. ''Bolka", postanowił wykorzystać więc ten fakt. Mieliśmy koniec grudnia 1995 roku. Bowiem uważał, że to Wałęsa: Zlecał UOP polowanie na polityków lewicy. W zamian za nieujawnianie teczek dawny przywódca ''S" miał robić wszystko, aby zakończyć sprawę jak najszybciej. Plan był diaboliczny, ale sądząc po następujących po sobie wydarzeniach, chyba skuteczny.

Czego się jeszcze dowiemy z  tej pasjonującej i wciągającej niczym najlepszy thriller polityczny, książki? Ano Tomasz Kozłowski w zrozumiały sposób charakteryzuje gry osób związanych ze służbami, jeszcze dziś zabierających głos w istotnych kwestiach. Przeczytamy wreszcie o likwidacji zbrodniczej SB, instytucji przyciągającej zbirów miernych, ale wiernie wykonujących polecenia.

Historyk oprowadza nas po nowej Polsce, z nowymi służbami (ale ze starymi koneksjami), UOP, etc.

Publikacja Koniec imperium MSW... to solidna dawka wiedzy na podstawie skrupulatnej i starannej kwerendy archiwalnej.

niedziela, 16 stycznia 2022

Eliminowanie niewygodnych i ''szwadrony śmierci"

Publikacja Niewyjaśnione zabójstwa w kompleksowy sposób przybliża nam kulisy zabójstw postaci znanych i nieznanych. Wszystkie historie nie pozwalają o sobie zapomnieć.


Kim był ''Wampir ze Śląska"? Dlaczego zginął Bohdan Piasecki? Czy jego śmierć była zemstą na ojcu, działaczu przedwojennej Falangi? A może chodziło o coś innego? Autor przeprowadza dochodzenie w sprawie niewyjaśnionych śmierci: Grzegorza Przemyka, Stanisława Pyjasa, księdza Stanisława Niedzielaka i innych. Każda z przedstawionych spraw bulwersuje i rodzi wiele pytań. Pytań, o to dlaczego inspiratorzy i ich pomagierzy nigdy nie zostali osądzeni i ukarani i cieszyli się nadzwyczajnymi przywilejami. Na czym polegała selekcja Łysiaka?

Przemysław Śliwiński nikogo nie pozostawia obojętnym; trzyma się chronologii, nie wprowadza zbędnych dygresji.

O tym, iż ''komanda śmierci" istniały, wspomina wielu historyków, m.in. prof. Patryk Pleskot. Temat fascynujący, pobudzający do dalszych poszukiwań. Choć też mało zbadany.

Ale zacznijmy od początku. W tamtym, chorym i wynaturzonym systemie, każda metoda była dobra, aby osiągnąć zamierzone cele. Serwiliści Moskwy nie cofnęli się przed niczym. Dla każdej podłości i zbrodni znaleźli ''uzasadnienie''. Nienawidzono wszystkiego, co było związane z katolicyzmem, komunistom przeszkadzały lekcje religii (sankcjonowało je przedwojenne prawo). Powoli, acz systematycznie rugowano katechezę ze szkół. W tym aspekcie przysłowiowe ''pierwsze skrzypce" grał aparat bezpieczeństwa.

Władza w nauczaniu Kościoła upatrywała zagrożenia. Faktem jest, że znaczna część duchownych (np. ks. Jerzy Popiełuszko) potrafiła przyciągać tłumy; popularnością cieszyły się msze za Ojczyznę. Generał Wojciech Jaruzelski w rozmowie z Erichem Honeckerem, określił Kościół jako: Garb, którego nie można usunąć operacyjnie- z którym trzeba żyć.

Z czasem jednak ideologia marksistowsko- leninowska przestała być atrakcyjna. Problem ''zbuntowanych" duszpasterzy postanowiono rozwiązać inaczej. Musieli umrzeć. Dla przykładu, nad ks. Popiełuszką ''pracowano" już gdy ten był w seminarium duchownym (taka praktyka była często spotykana), założono mu Teczkę Ewidencji Operacyjnej Kapłana (TEOK).
Walka z Kościołem obróci się przeciw władzy; na to jest jeszcze za wcześnie. Rzekome ''skandale obyczajowe", bądź zarzuty o handlu bronią, już się narodowi znudziły. Akcje propagandowe miały niewyobrażalny wydźwięk, mobilizowały społeczeństwo do oporu przeciw reżimowi. Msze za Ojczyznę rozsierdzały wielu dygnitarzy, co złożyło się na zintensyfikowanie prześladowań.

Przechodząc do meritum: grupa komando wchodziła w skład Departamentu IV MSW. Wyznaczona była do represjonowania pątników i ogólnej walki z katolikami. Wykonawcy poleceń byli perfekcyjnie przygotowani do swoich zadań. Trudno się dziwić, mieli najlepszych nauczycieli w stylu kapitana Grzegorza Piotrowskiego. Stosowano technikę zwaną ''zakolankowaniem". Mordercy działają na zlecenie, jeszcze na chwilę przed obradami Okrągłego Stołu. Stąd też zabójstwa księży: Stefana Niedzielaka, Stanisława Suchowolca oraz Sylwestra Zycha, nazywane są zemstą Okrągłego Stołu.

Przypomnijmy więc ogólnikowo i w dużym uproszczeniu sprawę ks. Niedzielaka. Jest 20 stycznia 1989 roku, czuć swąd upadającej komuny, lecz ci jeszcze wiele mogą. W feralny wieczór bohater nie spodziewa się żadnych gości. Jednak w pobliżu plebanii ktoś się pojawia; brat księdza powie później, że Stefan wcześniej uciekał przed jakimś mężczyzną w sportowej kurtce. Tym razem jednak orędownik prawdy katyńskiej czuje nadciągający kataklizm. Kilka dni wcześniej miał zwierzyć się koledze ze swoich obaw: Oni mnie w końcu zabiją. Czy możemy wysnuć teorię, iż ten dzielny kapelan AK i WIN-u spodziewał się ''nieznanych sprawców"? Oni nie znają litości, Niedzielak jest torturowany, doznaje licznych obrażeń twarzy, ma też złamany kręgosłup.

Rozpowszechniano niedorzeczne i groteskowe teorie, że w zasadzie ofiara zabiła się sama (dziś obserwujemy podobny proceder przy próbie ''wyjaśniania" śmierci Stanisława Pyjasa). W internecie wciąż dostępny jest charakterystyczny, propagandowy plakat, wymierzony w opozycyjne środowiska. Widnieje na nim wizerunek mężczyzny z podpisem: Patrz. Oto skutki pijaństwa.

W odpowiednim czasie prokuratura zlekceważy opis świadków, wskazujących na udział dwóch mężczyzn i kobiety. Świadkowie w sprawie morderstwa na Jaroszewiczach, również nadmienią o słynnej trójce. Powyższe okoliczności z oczywistych względów zostały odrzucone.

Podsumowując, istniało ''komando śmierci", domniemywa się również, że mogli to być więźniowie wypuszczani na weekend. Rozważania nie są odkrywcze, niczego nowego się nie dowiemy. Niemniej jednak można przeczytać, szczególnie gdy interesują nas powyższe zagadnienia kładące się cieniem na współczesnej historii Polski.


środa, 12 stycznia 2022

''SZKARŁATNY KWIAT WATYKANU". ALTRUIZM SILNIEJSZY NIŻ STRACH

O kim mowa? Oczywiście, że o niezłomnym bohaterze znakomitej powieści historycznej Purpura i Czerń  z domieszką thrillera. Wszystkie wydarzenia i postaci występujące  w utworze są autentyczne. Na kanwie bogatego życiorysu prałata powstał równie doskonały film pod tym samym tytułem. 

Co wiemy na temat księdza, za którego pośrednictwem ocalono 4 tys. żołnierzy alianckich, Żydów (zbiegów). Hugh O' Flaherty przyszedł na świat 28 lutego 1898 roku w Lisrobin, zmarł 20 października 1963 roku w Cahersiveen. Absolwent filozofii i teologii; studiował również w Rzymie. Nasz bohater pracował jako watykański dyplomata w wielu krajach, m.in. w Egipcie, na Haiti, w Santo Domingo czy Czechosłowacji. W 1934 roku został prałatem.


Monsinior był postacią dużego formatu, jego aktywność jest dowodem na to, że w słuszną sprawę można się zaangażować w każdych okolicznościach. Ten kapłan dobro ogółu stawiał ponad własne bezpieczeństwo, jego dokonania imponują. W biografii tego niezwykłego człowieka znajdziemy wiele faktów zaświadczających o wierności ideałom. Prałat bywał też, niestety zbyt ufny i naiwny; generalnie jednak jego cechy osobowości predestynowały go do wielkich działań, choć sam tak tego nie postrzegał. A poza tym znakomity dyplomata i negocjator; sport to jego pasja, wciąż uprawiał boks i grał w golfa.

Już na początku II wojny światowej O'Flaherty zaangażował się w działalność humanitarną, wizytował obozy jenieckie na terenie Włoch, interesował się losami więźniów. W miarę możliwości nawiązywał kontakty z ich rodzinami. Jednym z sukcesów heroicznego Irlandczyka było spowodowanie usunięcia bestialskich komendantów obozów w Piacenie i Modenie. 

Duchowny opowiadał się również za niepodległością Irlandii, czemu dał wyraz w znanym eseju: Najlepsze sposoby propagowania kultury irlandzkiej. Wkrótce został uhonorowany przez rząd Haiti za pomoc powodzianom; odznaczony został również przez prezydenta Dominikany za mediację w sporze między oboma państwami.

Niewątpliwie postępowanie purpurata watykańskiego jednym imponowało, drugich irytowało, czy wywoływało jawną wrogość.

W 1940 roku Włochy wypowiedziały wojnę Francji, trzy lata później państwo przechodzi na stronę aliantów, wielu brytyjskich jeńców opuściło obozy. Wśród nich znajdowali się pamiętający posługę prałata, szukano więc z nim kontaktu. W pomoc włączyła się żona ambasadora Delia Murphy, szybko nawiązała kontakt z O' Flahertym.

Tymczasem  dostojnik kościelny coraz bardziej przeszkadzał Niemcom, próby uprowadzenia skończyły się fiaskiem. Jego zagorzały przeciwnik, obersturmführer  Herbert Kappler rozkazał wyznaczyć linię na granicy pomiędzy Watykanem a Włochami, Gdyby Hugh ją przekroczył, należało go wówczas zastrzelić. Później O' Flaherty odwiedzał swojego prześladowcę w więzieniu, udzielając mu sakramentu chrztu.

Po zakończeniu II wojny światowej odmówił przyjęcia przyznanej mu przez rząd włoski dożywotniej renty.

Ile osób zaryzykowałoby w podobnej sytuacji? Jak wiemy z przekazów historycznych, takich jednostek było sporo. Mamy wspaniałą lekcję człowieczeństwa.

Zachęcam do lektury i obejrzenia filmu.

piątek, 7 stycznia 2022

Kto się boi Instytutu Pamięci Narodowej?

I dlaczego jest tak bardzo demonizowany?

Od kilku lat politycy rozmaitych opcji (głównie lewicowych i ich efemeryd), nawołują do likwidacji IPN. Takie postulaty padają też z ust dziennikarzy (Gazeta Wyborcza, Newsweek, etc.) i osób z wykształceniem historycznym. Kto jak kto, ale historyk, absolwent państwowej uczelni, często z tradycjami, winien rozumieć sens istnienia tej instytucji. Jak widać, nie jest to czytelne. Demontaż tejże instytucji godzi w fundamenty demokratycznego państwa, do czego dopuścić nie można.

Naturalnie, że działalność Instytutu Pamięci Narodowej zawsze będzie przysłowiową ''solą w oku" środowisk mających swoje ''za uszami". W ujęciu  dawnych aparatczyków zawsze będzie prowadził szkodliwą działalność.

Politycy, publicyści, pod adresem IPN wysuwają najcięższe działa. Naczelny zarzut odnosi się do upolitycznienia; jakoby jest  też wykorzystywany do walki politycznej. Wszyscy domagający się jego rozwiązania nie kierują się jednak zasadą pro publico bono; wręcz przeciwnie. Media sprzyjające lewicy w krzywym zwierciadle prezentują funkcjonowanie instytucji. Obraz ten jest niesprawiedliwy, przekłamany, wykoślawiony. Dominuje niczym nieuzasadniony lęk i strach.

Nagle okazało się (szczególnie po 2008 roku), że mamy prawdziwy wysp ''fachowców od teczek". Owi znawcy uczyli zawodowych historyków metodologii, dając tym samym upust frustracji i popis pogardy. Szczególnie wobec tych, którzy odważyli się sięgnąć po ''niewłaściwe" akta.

Obrona wielu ''zasłużonych" z czasów słusznie minionych przekracza wszelkie granice. Zagorzali przeciwnicy dekomunizacji i lustracji wciąż prowadzą swoje kampanie nienawiści. I dlaczego na ten temat najbardziej wrzeszczy Adam Michnik?

Żarliwi orędownicy rozwiązania IPN nie przebierają w słowach, postrzegając jego zadania za: Niepotrzebne, szkodliwe i kosztujące podatników. Pytanie, czy finansowanie genderowej ''nauki" nie było marnotrawstwem (o czym przypominają w swoich książkach Marzena Nykiel i Agnieszka Niewińska),

Jeden z aktywistów lewicowych pokusił się o dość odważne stwierdzenie (nie wiadomo bowiem na jakiej podstawie wysunął takie wnioski), że Instytut Pamięci Narodowej, wg opinii Polaków jest: Zbędny i generuje ogromne koszty. Szybko w sukurs przyszedł mu Maciej Gdula, strofując wszystkich potencjalnych sceptyków: IPN zawiódł jako instytucja, która prowadzi do zbliżenia Polaków wobec prawdy historycznej; stał się instytucją, która promuje wizję jednej politycznej strony, strony prawicowej. Nawet nie jest to tylko historia PiS-owska, to jest historia pisana także przez ekstremistów prawicowych.

O tym, jak wygląda ''prawda historyczna" wiemy z biuletynów w stylu GW, Newsweeka. Dalej Gdula zawyrokował z taką samą powagą, wierząc w to, co mówi, że w IPN pracują osoby utożsamiające się ze Skrajną, nacjonalistyczną, faszystowską prawicą.

No cóż, niektórzy są tak zaślepieni nienawiścią, że nie dostrzegają absurdalności własnych wypowiedzi.

Wypowiedzi pochodzą ze strony: gazetaprawnapl.[dostęp:2022.01.06. 11.43]