środa, 12 stycznia 2022

''SZKARŁATNY KWIAT WATYKANU". ALTRUIZM SILNIEJSZY NIŻ STRACH

O kim mowa? Oczywiście, że o niezłomnym bohaterze znakomitej powieści historycznej Purpura i Czerń  z domieszką thrillera. Wszystkie wydarzenia i postaci występujące  w utworze są autentyczne. Na kanwie bogatego życiorysu prałata powstał równie doskonały film pod tym samym tytułem. 

Co wiemy na temat księdza, za którego pośrednictwem ocalono 4 tys. żołnierzy alianckich, Żydów (zbiegów). Hugh O' Flaherty przyszedł na świat 28 lutego 1898 roku w Lisrobin, zmarł 20 października 1963 roku w Cahersiveen. Absolwent filozofii i teologii; studiował również w Rzymie. Nasz bohater pracował jako watykański dyplomata w wielu krajach, m.in. w Egipcie, na Haiti, w Santo Domingo czy Czechosłowacji. W 1934 roku został prałatem.


Monsinior był postacią dużego formatu, jego aktywność jest dowodem na to, że w słuszną sprawę można się zaangażować w każdych okolicznościach. Ten kapłan dobro ogółu stawiał ponad własne bezpieczeństwo, jego dokonania imponują. W biografii tego niezwykłego człowieka znajdziemy wiele faktów zaświadczających o wierności ideałom. Prałat bywał też, niestety zbyt ufny i naiwny; generalnie jednak jego cechy osobowości predestynowały go do wielkich działań, choć sam tak tego nie postrzegał. A poza tym znakomity dyplomata i negocjator; sport to jego pasja, wciąż uprawiał boks i grał w golfa.

Już na początku II wojny światowej O'Flaherty zaangażował się w działalność humanitarną, wizytował obozy jenieckie na terenie Włoch, interesował się losami więźniów. W miarę możliwości nawiązywał kontakty z ich rodzinami. Jednym z sukcesów heroicznego Irlandczyka było spowodowanie usunięcia bestialskich komendantów obozów w Piacenie i Modenie. 

Duchowny opowiadał się również za niepodległością Irlandii, czemu dał wyraz w znanym eseju: Najlepsze sposoby propagowania kultury irlandzkiej. Wkrótce został uhonorowany przez rząd Haiti za pomoc powodzianom; odznaczony został również przez prezydenta Dominikany za mediację w sporze między oboma państwami.

Niewątpliwie postępowanie purpurata watykańskiego jednym imponowało, drugich irytowało, czy wywoływało jawną wrogość.

W 1940 roku Włochy wypowiedziały wojnę Francji, trzy lata później państwo przechodzi na stronę aliantów, wielu brytyjskich jeńców opuściło obozy. Wśród nich znajdowali się pamiętający posługę prałata, szukano więc z nim kontaktu. W pomoc włączyła się żona ambasadora Delia Murphy, szybko nawiązała kontakt z O' Flahertym.

Tymczasem  dostojnik kościelny coraz bardziej przeszkadzał Niemcom, próby uprowadzenia skończyły się fiaskiem. Jego zagorzały przeciwnik, obersturmführer  Herbert Kappler rozkazał wyznaczyć linię na granicy pomiędzy Watykanem a Włochami, Gdyby Hugh ją przekroczył, należało go wówczas zastrzelić. Później O' Flaherty odwiedzał swojego prześladowcę w więzieniu, udzielając mu sakramentu chrztu.

Po zakończeniu II wojny światowej odmówił przyjęcia przyznanej mu przez rząd włoski dożywotniej renty.

Ile osób zaryzykowałoby w podobnej sytuacji? Jak wiemy z przekazów historycznych, takich jednostek było sporo. Mamy wspaniałą lekcję człowieczeństwa.

Zachęcam do lektury i obejrzenia filmu.

piątek, 7 stycznia 2022

Kto się boi Instytutu Pamięci Narodowej?

I dlaczego jest tak bardzo demonizowany?

Od kilku lat politycy rozmaitych opcji (głównie lewicowych i ich efemeryd), nawołują do likwidacji IPN. Takie postulaty padają też z ust dziennikarzy (Gazeta Wyborcza, Newsweek, etc.) i osób z wykształceniem historycznym. Kto jak kto, ale historyk, absolwent państwowej uczelni, często z tradycjami, winien rozumieć sens istnienia tej instytucji. Jak widać, nie jest to czytelne. Demontaż tejże instytucji godzi w fundamenty demokratycznego państwa, do czego dopuścić nie można.

Naturalnie, że działalność Instytutu Pamięci Narodowej zawsze będzie przysłowiową ''solą w oku" środowisk mających swoje ''za uszami". W ujęciu  dawnych aparatczyków zawsze będzie prowadził szkodliwą działalność.

Politycy, publicyści, pod adresem IPN wysuwają najcięższe działa. Naczelny zarzut odnosi się do upolitycznienia; jakoby jest  też wykorzystywany do walki politycznej. Wszyscy domagający się jego rozwiązania nie kierują się jednak zasadą pro publico bono; wręcz przeciwnie. Media sprzyjające lewicy w krzywym zwierciadle prezentują funkcjonowanie instytucji. Obraz ten jest niesprawiedliwy, przekłamany, wykoślawiony. Dominuje niczym nieuzasadniony lęk i strach.

Nagle okazało się (szczególnie po 2008 roku), że mamy prawdziwy wysp ''fachowców od teczek". Owi znawcy uczyli zawodowych historyków metodologii, dając tym samym upust frustracji i popis pogardy. Szczególnie wobec tych, którzy odważyli się sięgnąć po ''niewłaściwe" akta.

Obrona wielu ''zasłużonych" z czasów słusznie minionych przekracza wszelkie granice. Zagorzali przeciwnicy dekomunizacji i lustracji wciąż prowadzą swoje kampanie nienawiści. I dlaczego na ten temat najbardziej wrzeszczy Adam Michnik?

Żarliwi orędownicy rozwiązania IPN nie przebierają w słowach, postrzegając jego zadania za: Niepotrzebne, szkodliwe i kosztujące podatników. Pytanie, czy finansowanie genderowej ''nauki" nie było marnotrawstwem (o czym przypominają w swoich książkach Marzena Nykiel i Agnieszka Niewińska),

Jeden z aktywistów lewicowych pokusił się o dość odważne stwierdzenie (nie wiadomo bowiem na jakiej podstawie wysunął takie wnioski), że Instytut Pamięci Narodowej, wg opinii Polaków jest: Zbędny i generuje ogromne koszty. Szybko w sukurs przyszedł mu Maciej Gdula, strofując wszystkich potencjalnych sceptyków: IPN zawiódł jako instytucja, która prowadzi do zbliżenia Polaków wobec prawdy historycznej; stał się instytucją, która promuje wizję jednej politycznej strony, strony prawicowej. Nawet nie jest to tylko historia PiS-owska, to jest historia pisana także przez ekstremistów prawicowych.

O tym, jak wygląda ''prawda historyczna" wiemy z biuletynów w stylu GW, Newsweeka. Dalej Gdula zawyrokował z taką samą powagą, wierząc w to, co mówi, że w IPN pracują osoby utożsamiające się ze Skrajną, nacjonalistyczną, faszystowską prawicą.

No cóż, niektórzy są tak zaślepieni nienawiścią, że nie dostrzegają absurdalności własnych wypowiedzi.

Wypowiedzi pochodzą ze strony: gazetaprawnapl.[dostęp:2022.01.06. 11.43]

środa, 5 stycznia 2022

Cudowne korzyści wynikające z czytania książek

Od dawna wiadomo, iż sięganie po wartościowe lektury poszerza nasze horyzonty intelektualne, zdobywamy wiedzę. Teraz, w świetle badań amerykańskich, okazało się, iż dzięki czytaniu książek wiele zyskujemy.

Bardzo wiele książek należy przeczytać po to, aby sobie uświadomić, jak mało się wie.


Z dostępnych wyników dowiemy się, że już sześć minut poświęconych na zagłębianie interesujących na treści niweluje poziom stresu, poprawia pamięć i koncentrację. Nie grozi nam też Alzheimer i demencja. Czas spędzony z ulubionymi bohaterami, nigdy nie będzie stracony. 

  Kto czyta książki, żyje podwójnie.

Co jeszcze zyskujemy? Czytanie kształtuje wyobraźnię, poszerza zasób słownictwa, sprawia, że biegle władamy piórem. Oprócz tego zostaniemy wyposażeni w większe kompetencje społeczne: empatia. Erudycja pomaga w życiu, poprawia relacje interpersonalne.

Przyzwyczaić się do czytania książek- to zbudować sobie schron  przed większą przykrością dnia codziennego.

Wszelkiego rodzaju publikacje, te poważne i te mniej, nie pełnią już tylko funkcji informacyjnej i rozrywkowej; są czymś znacznie więcej. Uspokajają, ułatwiają zasypianie. Czytanie wpływa na jakość myślenia analitycznego, stajemy się odporni na wszelkiego rodzaju socjotechniki, manipulacje.

Kiedy przeczytam nową książkę, to tak jakbym znalazł nowego przyjaciela, a gdy przeczytam książkę, którą już czytałem — to tak jakbym spotkał się ze starym przyjacielem.

I tutaj pojawia się pojęcie biblioterapii, tę formę terapii przez sztukę zaleca się osobom zmagającym się z depresją. Prekursorem terminu był Nikołaj Rubakin, rosyjski bibliotekarz i bibliograf. Ów zajmował się leczniczymi właściwościami książek. Definicja ta została pierwszy raz zastosowana przez Samuela Mc Crothers' a w 1916 roku. Jako gałąź nauki rozwinęła się znacznie później, bo w latach osiemdziesiątych. Choć osoby cierpiące na depresję, mają odmienne zdanie na ten temat.

Książki są lekarstwem dla umysłu.

 Zdjęcie za: Lustro biblioteki.

sobota, 1 stycznia 2022

Subiektywne, czytelnicze podsumowanie 2021 roku

Kochani, wszystkiego najlepszego z okazji Nowego, 2022 roku! Niech się spełni wszystko, to o czym marzycie. I oczywiście życzę dobrego zdrowia, które jest wagę złota, szczególnie w tych niepewnych czasach.

Stary rok odszedł w nicość, czas więc na pewne podsumowania. Wspomnę o kilku opracowaniach, szkicach, esejach. Tych godnych uwagi i tych słabych (często również warsztatowo).

Dotąd zrecenzowałam (bądź luźno omówiłam- jak kto woli) trzynaście pozycji otrzymanych z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie. Z czego dziewięć zostało wyróżnionych przez redakcję, lecz nie tylko te.

Moja lista- osobista zawiera zestawienie najlepszych oraz najgorszych publikacji, z którymi przyszło mi się zmierzyć. Zacznę od prac zmuszających nas, czytelników do głębokiego namysłu. W tej kategorii prym wiedzie Laurence Rees i jego Holokaust. Nowa Historia; dodam, że prawdziwa. Podobne odczucia, jeżeli chodzi o wywody prof. Bogdana Musiała, Kto dopomoże Żydowi. Wspomnę jeszcze o monumentalnych dziełach Krzysztofa Raka: Polska-Niespełniony Sojusznik Hitlera oraz Piłsudski. Między Hitlerem A Stalinem. Obie również warto mieć na uwadze.

Sylwetkę myśl polityczną Władysława Studnickiego przybliżyli nam znani historycy: Piotr Zychowicz (Germanofil) i prof. Sławomir Cenckiewicz (Polska Za Linią Curzona).

Natomiast o kulisach życia za Spiżową Bramą w zajmujący sposób pisze Magdalena Wolińska Riedi. Przeczytałam wszystkie trzy pozycje: Kobieta w Watykanie, Zdarzyło się w Watykanie, z Watykanu w świat.

Jedną z ważniejszych książek, jakie przyszło mi przeczytać, było Przedwiośnie '68 Bohdana Urbankowskiego. W rzeczonej pozycji autor rozprawia się z marcową legendą Adama Michnika.

Odkryciem literackim roku były publikacja wydawnictw: Biały Kruk, Nautica, Nowa Konfederacja. Ich twórcy mają interesujące spojrzenie na wiele kwestii. Kolejną wartościową pozycją były dzieje Polskiego Lwowa pióra Sławomira Kopra.

Poruszająca była rozmowa z mamą Emila Barchańskiego, pierwszej ofiary junty wojskowej: Miałam syna Emila.

Wielkim nieporozumieniem, w dodatku zawierającym stek bredni i kłamstw, jest opracowanie Wokół sprawy Pyjasa Anny Marii Potockiej. Kobieta broni esbeków odpowiedzialnych za śmierć krakowskiego studenta. Insynuuje, że jego śmierć była nieszczęśliwym wypadkiem; zgon Stanisława Pietraszki też? Fakty i okoliczności świadczą o czymś zgoła innym. Cóż, nazwisko autorki negatywnie zapisało się na kartach historii.

Doktor Robert J. Kudelski w przystępnej i fascynującej monografii Zaginiony Rafael zdradził nam losy utraconych dzieł sztuki.

środa, 29 grudnia 2021

Dyplomacja i polityka

Odrodzonej Polsce przyszło się zmagać z rozmaitymi trudnościami: etnicznymi, gospodarczymi. Młodemu państwu należało też zapewnić odpowiedni byt na nowej mapie politycznej. Siłą rzeczy, traktat wersalski narzucił nowy ład powojennej Europie.

W związku z tym autor monumentalnej pracy przybliża nam meandry polskiej polityki zagranicznej z lat 1926-1935. Mamy niepowtarzalną okazję zaznajomienia się z kulisami dyplomacji międzynarodowej, w której praktycznie wszystkie środki były dozwolone. Są tu gierki ambasadorów, ludzi władzy.


Książka jest obszerna, treść w pełni wyczerpuje temat. Ale nie warto się zrażać, ponieważ zagadnienia podzielono na cztery zasadnicze części. Zatem całość jest spójna. Narracja jest dynamiczna, żywa, nie otrzymujemy suchych, jałowych faktów. Treść obfituje w nieznane dotąd dokumenty, także z archiwów niemieckich i rosyjskich. Taka publikacja to swoiste novum, jest bardzo potrzebna. Mamy do czynienia z wartościowym kompendium dotyczącym polskiej polityki zagranicznej. Kompozycja pracy jest uporządkowana, Krzysztof Rak w sposób precyzyjny pokazuje najważniejsze kwestie: układ w Rapallo (1922; od strony naukowej mało zbadany); wymierzony przeciw Polsce, traktaty lokareńskie (1925-1926). Oba porozumienia są słusznie krytykowane.

Umowa w Rapallo nie była zbyt rozległa, liczyła sześć artykułów. Na jej mocy obie strony (III Rzesza i Związek Sowiecki) odstępowały od roszczeń finansowych za poniesione straty wojenne. Ponownie nawiązano stosunki dyplomatyczne.

W dużym uproszczeniu sojusze z Locarno stanowiły zwieńczenie konferencji międzynarodowej z piątego października 1925 roku. Ostatecznie podpisano je w Londynie 1 grudnia 1925 r.; ratyfikowano 14 września 1926 roku. Obowiązywały przez dziesięć lat, Niemcy wypowiedziały je w 1936 roku. Francja, Belgia, Wielka Brytania i Włochy podpisały tzw. pakt reński. Dokument ten zapewniał nienaruszalność granicy niemiecko-belgijskiej oraz niemiecko-francuskiej. Sir Austen Chamberlain konkludował: Odtąd nie ma zwycięzców i zwyciężonych.

Dr nie trzyma się utartych schematów. Wraz z historykiem przenosimy się na salony dyplomatyczne wielu mocarstw, grach i ''apetytach" polityków.

Z lektury dowiemy się, dlaczego próba porozumienia się Józefa Piłsudskiego z sowieckim dyktatorem zakończyła się nieporozumieniem. Co przyniósł pakt o nieagresji z 25 lipca 1934 roku? Poszczególne kwestie badacz omawia również w przypisach, na które warto zwrócić uwagę.

Najbardziej zajmujący wydał mi się rozdział czwarty, w którym doktor Rak odwołuje się do ''myśli" politycznej Adolfa Hitlera, zawartej w Mein Kampf i w tzw. Drugiej Książce. Autor obszernie cytuje wypowiedzi niemieckiego dyktatora (paranoiczny sposób myślenia satrapy i rasistowska wykładnia dziejów). Nie nużąc czytelników, wzmiankuje również o polityce kanclerza III Rzeszy wobec naszego kraju.

sobota, 25 grudnia 2021

Za Gierka ''trochę serka"?

Czy aby na pewno? Czy słusznie mówi się o złotej dekadzie gierkowskiej? Co mają ze sobą wspólnego szynka Krakus, znany napój gazowany, wódka Żytniówka i Fiat 126 p.? Który kraj miał być ''najweselszym barakiem w obozie komunistycznym". O tym wszystkim przeczytamy w najnowszej książce Piotra Gajdzińskiego, autora wielu publikacji. W tym roku minęła dwudziesta rocznica śmierci I sekretarza KC PZPR, który odszedł w zapomnieniu.


Historyk nadmienia o kulisach rządów tejże postaci, pisze o wielu, często zapomnianych aspektach tamtych czasów. Dostajemy więc całościowy obraz polityka i innych osób tworzących ówczesny system. W odróżnieniu od innych autorów Gajdziński jest krytyczny wobec swojego bohatera. I myślę, że dostajemy uczciwy portret Gierka, którego jeszcze niektórzy darzą estymą. Niemniej jednak ''pierwszy" wciąż zajmuje wysoką lokatę w sondażach. Dla przykładu, w 2009 roku 43% respondentów oceniło go dobrze. Uznany został też za najwybitniejszego przywódcę powojennego. Chociaż fakty historyczne świadczą na jego niekorzyść. I gdy jeden z polskich polityków rzec miał, iż gensek był jednak patriotą.

Grudzień 1970 roku stanowił przełom w życiorysie Gierka, kiedy to zastąpił na urzędzie skompromitowanego do reszty Władysława Gomułkę (krwawe stłumienie wystąpień na Wybrzeżu). Jego kandydaturę popierał m.in. Piotr Jaroszewicz.

Struktura pracy jest przemyślana i znakomicie udokumentowana, mamy mnóstwo ciekawostek. Dodam, że Czas Gierka nie jest w żadnym wypadku lukrowaną biografią jakich wiele, autor nie próbuje rozmywać jego odpowiedzialności. Słusznie zwraca się uwagę, iż komuniści nie dążyli do demokratyzacji kraju, pozorny sukces gospodarczy przyniósł spektakularny kryzys. To nadal był czas represji (słynne ''ścieżki zdrowia''), drastycznych podwyżek cen, strajków, protestów. To Radom i Ursus. Wciąż zwalniano z pracy niepokornych; większe kompetencje zyskał Departament IV MSW. Dalej zajmowano się inwigilacją, prześladowaniem duchownych. Znamienne były słowa Gierka na wieść o wyborze Karola Wojtyły na papieża: Towarzysze, mamy problem.

Piotr Gajdziński rozprawia się z mitami dekady gierkowskiej, jest to ważna lektura, szczególnie dla młodych ludzi, pokazująca meandry tamtych czasów.

Schyłek rządów Edwarda Gierka postępował od 1976 roku, ostatecznie pogrążyła go fala strajków w sierpniu 1980 roku i narodziny ''Solidarności". Odszedł w infamii. Tym razem hasło: Pomożecie?, pozostało bez odzewu.

wtorek, 21 grudnia 2021

Misja: ocalić dorobek afrykańskiej cywilizacji

Zagrożenie: dżihadyści zajmujący miasto.

Przemytnicy książek to intrygująca opowieść o próbie uratowania cennych manuskryptów z Timbuktu. Okazało się, że zagrożeniem dla nich nie jest klimat i szkodniki. To coś znacznie gorszego. Najeźdźcy są brutalni, nikogo nie oszczędzają, dziedzictwa narodowego również; nie wyznają żadnych wartości. Siłą i przemocą próbują narzucić własny porządek. Islamscy bojownicy nie znają litości, są bezwzględni, dominują prymitywne instynkty. Wszystko w rękach bibliotekarzy. Czy uda im się zapobiec zniszczeniu kolekcji? Czy zdążą? Nie mają dużo czasu.


Dziennikarz namawia nas na ekscytującą wyprawę po Afryce, poznamy obyczaje ówczesnych wspólnot. Jednocześnie autor nie zanudza nas mało istotnymi detalami. Dygresje przez niego stosowane nie rozmywają zasadniczego wątku. Autorowi udało się stworzyć prawdziwą mieszankę gatunków: reportaż, sensacja, powieść historyczna, esej podróżniczy.

Timbuktu to miejscowość historyczna, założona na przełomie XI i XII wieku. Pierwsze wzmianki o niej pojawiają się w Atlasie katalońskim na mapie świata z 1375 roku. Jej autorem był Abraham Cresques, kartograf z Majorki. Pierwotnie zapisana nazwa brzmiała''Tenbuch", utożsamiana z dobrobytem. Lecz wiarygodniejsze informacje występują później, bo w XVI wieku. Autorem relacji był Al-Hasan Ibn Muhammad al-Wazan al-Fasi az-Zajjali. Przyjąwszy chrześcijaństwo, stał się znany jako Leon Afrykański, nazywany często drugim Kolumbem. Wedle jego przekazu Timbuktu należało do zamożnych miasteczek, jego mieszkańcom niczego nie brakowało. Tamtejsze społeczeństwo było przyjazne i bezpretensjonalne w sposobie bycia. Byli także ludźmi wykształconymi o szerokich horyzontach intelektualnych, więc dzieło Leona często tłumaczono, cieszyło się popularnością. Podobnie jak inne rękopisy.

Przypuszcza się, iż postacią naszego bohatera zainspirował się William Szekspir, tworząc Otella.

Generalnie książka jest dobra, ale ma też kilka mankamentów: poślednie tłumaczenie, jakby ''na kolanie". Przekład jest niestaranny i powierzchowny. Charlie English wyraźnie stracił rezon, dotąd umiejętnie budował napięcie, pod koniec emocje nieco okrzepły.

Tekst został wyróżniony przez redakcję portalu nakanapie.pl.