poniedziałek, 14 czerwca 2021

'Srebro jest toksyczne dla drobnoustrojów, a nieszkodliwe dla człowieka'

 Wioletta Strażewicz, Dziedzictwo Srebrnej Tarczy.

W życiu sytuacje bywają różnorakie, o czym mógł się przekonać każdy z nas. Nieustannie jesteśmy zmuszani do podejmowania trudnych, skomplikowanych decyzji, wpływających na całe życie. Znaczna część ludzi dokonuje jakiegoś wyboru: pracy, zawodu, etc. Niekiedy okazuje się, że obrana droga jest kręta i wyboista, popadamy wówczas w apatię i bezsilność. A przecież nie ma sytuacji bez wyjścia, czego przykładem jest główny bohater wyśmienitego kryminału Dziedzictwo Srebrnej Tarczy.


Michał Wajsman niedawno ukończył studia i pozostaje bez pracy, coraz bardziej się przy tym frustrując. Nie jest ostatnio w dobrej formie, to niekorzystny czas w jego życiu. Nie cieszy się dobrą passą, uważa, że nic go już dobrego nie spotka. Lecz pewnego dnia wszystko się zmienia. Dawno niewidziany przyjaciel przychodzi  mu z pomocą. Iwan ma dla niego intratną propozycję: posadę w prestiżowej i renomowanej agencji ochrony, cieszącej się posłuchem wśród wielu ważnych person. Młody człowiek zgadza się, zupełnie nie wie co go czeka; ostatecznie zostaje prawą ręką szefa. Ale czy faktycznie to są jego aspiracje? A może jego marzenia są zupełnie inne?

Mija kilka lat, pryncypał Srebrnej Tarczy ginie z rąk przestępców, a zadaniem Michaiła jest odnalezienie jego zabójców. Musi działać sprawnie, nie pozostawiając żadnych śladów. Czy mu się uda? Szczególnie że mężczyźnie przybyło wielu wrogów, życzących mu wszystkiego najgorszego (...).

Akcja jest dynamiczna, trzyma w napięciu. Mamy mnóstwo niespodziewanych zwrotów akcji, tłem wydarzeń jest m.in. Moskwa. Wioletta Strażewicz umiejętnie kreuje atmosferę grozy, strachu. Świetnie, że autorka nie przytłacza czytelników niepotrzebnymi detalami, szczegółami, przeważnie niewnoszącymi nic konkretnego. Z pewnością na uznanie zasługuje płynny sposób prowadzenia narracji, choć przez niektóre deskrypcje nie mogłam przebrnąć. Pisarka zadbała o sporą dawkę emocji, towarzyszą nam do końca lektury.

(...) Za walor publikacji poczytuję również okładkę, przykuwa wzrok, a zarazem jest niepokojąca i frapująca. Kasandryczna.

W pewnych aspektach osnowa nie jest pozbawiona wad: krytyczna jestem wobec charakterystyki podbojów miłosnych Wajsmana. Jego uczuciowe perypetie przyprawiają o zawrót głowy (...). Zbyt długie są też opisy stanów emocjonalnych postaci. Generalnie nie przeszkadza to w ogólnym odbiorze. Tu nuda i przewidywalność nam nie grożą, mimo znacznej objętości (630 stron), dotrwałam do końca.

Zapowiedziano kontynuację losów Michaiła Wajsmana, mam więc apetyt na kolejną część.

Dziękuję portalowi nakanapie za przekazanie mi egzemplarza do recenzji.


sobota, 5 czerwca 2021

'Góry strzegą tajemnic lepiej niż ludzie'

Przy sobocie pragnę podzielić się z Wami refleksjami na temat powieści Katarzyny Zyskowskiej Sprawa Hoffmanowej.


Mira to obecnie była gwiazda warszawskich kabaretów; wciąż atrakcyjna, wzbudza pożądanie u mężczyzn, zawiść u kobiet. W sierpniu 1933 roku  z małżonkiem i jego synem Władziem odpoczywają w Zakopanem. Pewnego dnia wraz z ''nieznajomym'' wszyscy wyruszają w góry.... Ostatecznie powraca tylko żona prokuratora.

Co się stało na Lodowej Przełęczy?! Czy Mira ma coś wspólnego z ich śmiercią?!

Autorka w doborowy sposób oddaje klimat przedwojennego Zakopanego, zaznaczając przy tym, co stanowi wyłącznie kreację artystyczną, a co jest prawdą. Fabuła utworu została dopracowana w każdym calu, bohaterowie są realistyczni, jakby żywcem wyjęci z tamtej  epoki.

Gdy przeszłość zaczyna upominać się o swoje...

Okładka publikacji stanowiąca kolaż z różnych gazet, informuje czytelnika, że opisywany dramat miał miejsce w rzeczywistości. Pierwowzorem głównej bohaterki była Waleria Kasznicowa, małżonka jednej z ofiar i matka drugiej. Wydarzenia rozegrały się w sierpniu 1925 roku, pogoda była wówczas kapryśna, jak to w Tatrach bywa, nikomu nie można ufać. Wówczas to w pobliżu Żabiego stawu Jaworowego doszło do wypadku, zginęło trzech mężczyzn. Sprawa jest zagadkowa, bowiem jak wzmiankuje się w źródłach, Kasznicowa miała spędzić przy zwłokach 36 godzin. Dopiero później udała się na poszukiwanie pomocy. Tym samym w oczach opinii, która szybko feruje wyroki, pogrążyła się do reszty. Podobnie jak Hoffmanowa.

Czy główna bohaterka coś ukrywa?

Media i społeczeństwo już uznali ją za winną. W utworze mamy mnóstwo wątków pobocznych, mogących nieco rozmywać akcję. Pewne z nich są znane i powszechne. Pisarka doprawiła je odpowiednią dawką intrygi i grozy. Wkrótce bowiem wybuchnie jeden z najbardziej wyniszczających konfliktów XX wieku. Dostajemy wiarygodną charakterystykę stanu emocjonalnego kontrowersyjnej postaci; reakcję po traumie.
Mira to typowa femme fatale, trochę próżna i zapatrzona w siebie. Czytając tę powieść, mam wrażenie, że Katarzyna Zyskowska rozminęła się z głównym założeniem. W zasadzie nie dowiadujemy się o wydarzeniach na Lodowej Przełęczy.

Mimo moich uwag, lektura jest wciągająca i czas spędzony z Mirą Hoffmanową z przepięknymi górami w tle, szybko minął. Mniej więcej w połowie, akcja znacznie przyspiesza.

Polecam.


wtorek, 1 czerwca 2021

'Słowa są wszystkim. One są życiem. One są śmiercią!'

 Lynette Noni, Szept.

Czy aby na pewno? Wiadomo, iż komunikacja niewerbalna stanowi więcej niż słowa.



Przystępując do lektury tej publikacji, spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Nie ukrywam, że do sięgnięcia po tę pozycję zachęciła mnie ciekawa zapowiedź. Jane Doe, nazywana również Obiektem Sześć-Osiem- Cztery, pewnego dnia zostaje  zamknięta w podziemiach tajnego ośrodka rządowego, przebywa tam już dwa lata. 

Czy główna bohaterka ma coś na sumieniu, czy rzeczywiście jest krystalicznie uczciwa? I czego oczekują od niej prześladowcy? Czy Jane złamie się, a rządzący uzyskają swój cel? O tym musicie przekonać się sami. Doświadczenia, które są na niej przeprowadzane, mają ją zmusić do mówienia, jednak ta konsekwentnie milczy. Sprawa jest dziwna, bowiem uczestniczka eksperymentu to osobistość przeciętna, niczym szczególnym się nie odznacza. Ale może to tylko pozory?

Widać też, że ludzie pilnujący dziewczyny mają do niej niewłaściwy stosunek, ponieważ traktują ją w sposób bezosobowy, zwracają się do niej po przydzielonym numerze. Taktyka jest błędna, więcej można uzyskać przez stworzenie odpowiednich warunków, z poczuciem bezpieczeństwa włącznie.

Fabuła zapowiadała się bardzo interesująco, jednak z czasem inwencja autorki znacznie okrzepła, nie tego rodzaju treści oczekiwałam. Myślę, że jest to książka przeznaczona raczej dla nastolatków, wśród których znajdzie swoich zwolenników. Ktoś bardziej obeznany w fantastyce powinien być zadowolony. Bardzo rzadko sięgam po tego typu gatunki, gdyż moje zainteresowania oscylują wokół innej tematyki. Lejmotyw Szeptu nie jest nowatorski, w tym stylu, można rzec, pisano ''od zawsze". Nie jest również wymagający, wystarczy usiąść i czytać, np. w monotonny, wiosenny wieczór. 

W pewnym momencie Lynette Noni straciła rezon, zaczęłam się nudzić. Generalnie irytujące były powtórzenia, nieustannie przypominano nam w co była ubrana wiodąca postać. Mamy też dość schematyczny i uproszczony sposób myślenia. Dostrzegłam pewną  niekonsekwencję pisarki, jakby nie mogła się zdecydować czy Doe ma być krucha, słaba czy raczej silna i odporna na naciski. Niepotrzebna jest infantylność i patetyczność w opisywaniu uczuć lokatorki ośrodka rządowego. Akcja do bólu przewidywalna.

A co z zaletami Szeptu? Na poczet walorów mogę zaliczyć mnóstwo emocji, humoru. Uwagę potencjalnego czytelnika przyciąga intrygująca okładka, pobudzająca w znacznym stopniu wyobraźnię. 

Czy wiesz kim jesteś? I dlaczego ktoś stara się, abyś o tym zapomniał? Ile oni wiedzą o Tobie, a ile sam im zdradzisz? Kim są Oni?

Powyższe pytania z pewnością zadaje sobie główna bohaterka. Zgodzę się co do tego, że postaci są barwne, szczególnie Landon Ward został  dobrze skrojony i te jego błyskotliwe riposty. Dodam też, że negatywne osobistości zostały dobrze wykreowane, ich motywy postępowania są wiarygodne. Bohaterowie wzbudzają naszą sympatię oraz współczucie.

Nie zdecydowałam jeszcze czy sięgnę po drugi tom, ale chyba nie.

Liczyłam raczej na dobry thriller psychologiczny niż fantastykę. Mimo iż książka raczej nie przypadła mi do gustu, to ostateczną decyzję zawsze pozostawiam innym odbiorcom. Tymczasem dziękuję portalowi nakanapie.pl. za dostarczenie mi egzemplarza do recenzji.


Moja ogólna ocena: 2,70/5






sobota, 29 maja 2021

25 lat niewinności: 18 lat horroru

Kilka dni temu zastanawiałam się nad wieczornym repertuarem telewizyjnym, aż natrafiłam na dramat w reżyserii Jana Holubka  25 lat niewinności. Sprawa Tomasza Komendy. Zapewne znaczna część z Was oglądała ten film w kinie. Mnie pozostał Canal +.

Tomasz Komenda w wyniku nierzetelnego (eufemizm!) śledztwa został niesłusznie skazany za gwałt i morderstwo na piętnastoletniej Małgosi. Do zbrodni doszło w 1996 roku podczas sylwestrowej zabawy w Miłoszycach, miejscowości położonej niedaleko Wrocławia. Możemy tylko domyślać się, co nasz bohater przeżył w zakładzie karnym... 

Doświadczony reżyser ( m.in. ''Rojst", ''Odwróceni. Ojcowie i córki") odkrywa przed nami ciemne karty polskiego wymiaru (nie) sprawiedliwości. Zwłaszcza, gdy policja brutalnie wyciąga z domu nieświadomego niczego Tomasza Komendę. Kiedy przesłuchują i nanoszą poprawki, bo nieśmiały bohater sądzi, że chodzi o współżycie z małoletnią. Policjanci skwapliwie wykorzystują tę informację, podobnie jak donos sąsiadki.

Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać.

 Holubek skrupulatnie odtwarza dramat człowieka upodlonego do granic możliwości, przy czym nie ucieka w gotowe schematy. Łatwo można było popaść w patos, ale wiodąca postać nie została potraktowana w sposób infantylny. Wręcz przeciwnie, poznajemy zakamarki jej duszy, ale bez truizmu. Znakomicie, iż główny nacisk położono na przeżycia samego Komendy ( w tej roli świetny Piotr Trojan) i jego matki ( rewelacyjna kreacja Agaty Kuleszy). Nikt inny ich nie przytłacza. 

Już przez tragizm bohatera, nie mógł to być obraz ani łatwy, ani przyjemny. Walorem tej ekranizacji jest też to, iż nie spłycono najistotniejszego wątku, choć pewne pytania (np. jakie są dalsze losy sędziów, którzy skazywali mężczyznę) wciąż pozostają bez odpowiedzi. Podkreślę jeszcze, że twórca nie sili się na dydaktyzm; poszczególne rzeczy wypływają same z siebie.

Negatywne emocje rosną wraz z każdą minutą. Dostajemy przerażający zapis gwałtu, zabójstwa. Są barbarzyńskie praktyki współosadzonych Tomka. Prawdziwi zwyrodnialcy. Wściekłość wzbudza nielicujące z powagą munduru zachowanie personelu więziennego. Ich niehumanitarne postępowanie, przyzwolenie na zło, wymagają największego potępienia. To ważna oś tej produkcji, bowiem immoralizm zostanie na trwale wdrukowany w świadomość widza. I to jest właśnie ta banalność zła, o której pisała Hannah Arendt.

Na koniec dodam, że nie każdy reżyser potrafi wydobyć z ludzi ich najgorsze cechy, skłonności, emocje. Jan Holubek posiada tę umiejętność.

Film 25  lat niewinności... miał premierę 18 września 2020 i zyskał aprobatę widzów ( 600 tys.), zdobył cztery statuetki podczas Koszalińskiego Festiwalu Debiutów Filmowych ''Młodzi i Film''.

poniedziałek, 24 maja 2021

Jak się (nie) odżywiać?

Kolejny poradnik z cyklu ''jak być zdrowym i szczęśliwym: Surowe zdrowie autorstwa Agnieszki Jucewicz i Mariusza Budrowskiego. 


Co mnie najbardziej irytowało w tej książce? 

Zdecydowanie arogancja autorów i przekonanie o własnej nieomylności. Już we wstępie zamieszczono pochlebne opinie niektórych osób na temat ich działalności. Problem w tym, iż porady Jucewicz i Budrowskiego, delikatnie rzecz ujmując, są banalne i kontrowersyjne ( stosowanie lewatywy, spożywanie oleju kokosowego). Mam wrażenie, że promotorzy projektu nie mogli się zdecydować, co chcą nam przekazać. Ich recepty mogą przynieść więcej szkody niż pożytku.

Dlaczego publikacja Surowe zdrowie jest fatalna? Czy znajdziemy coś godnego uwagi?

Już wyjaśniam. Aby zdobyć zaufanie czytelnika ( i żeby dłużej z nimi został), odsłonięto kilka szczegółów z życia prywatnego. Dzielą się z nami swoimi zmaganiami z rozmaitej maści schorzeniami. To jeszcze nic nagannego, powie ktoś. Oczywiście. Dobrze, że propagatorzy zdrowego stylu życia informują czytelników, że ich rady nie mogą zastąpić ewentualnej konsultacji lekarskiej, sprytnie się przy tym zabezpieczając od strony prawnej. I słusznie, ponieważ propagują niezdrowe mody i ideologie. Wartość tego poradnika jest praktycznie zerowa, polszczyzna też nie jest wyszukana.

A jak wygląda sprawa rzetelności badań naukowych?

Agnieszka Jucewicz i Mariusz Budrowski powołują się na wyniki badań naukowych, ale nie poinformowali odbiorców przez kogo, gdzie i kiedy zostały przeprowadzone. Wnioski autorów są naciągane, bazują na własnej, pokrętnej interpretacji. Twierdzą, że przeczytali wiele prac poświęconych zdrowemu trybowi życia. Dlaczego więc nie zamieścili bibliografii ani nawet przypisów? Trudno też uwierzyć w ich bajki, że nigdy wcześniej nie słyszeli nic na temat wykształcania prawidłowych nawyków żywieniowych. Pierwsza piramida zdrowia została opracowana w latach dziewięćdziesiątych i od tamtego czasu jest nieustannie modyfikowana.

Co jeść, a czego nie. Czyli kuriozalne zalecenia autorów

Pewne sformułowania wzbudzają uśmiech politowania, jak np. że jajko to okres kury. Zauważyłam też, iż ''dietetycy" najchętniej skorygowaliby podstawę programową obowiązującą na kierunkach medycznych i wtrącili swoje ''trzy grosze". Już dawno  postuluje się ograniczenie konsumpcji mięsa, wywody nie są więc w żadnym stopniu odkrywcze. Wnioski Jucewicz i Budrowskiego, jakoby zatajono przed nami informację na temat ryb, również śmieszą. Nie od dziś wiadomo, że panga, pochodząca  z zanieczyszczonych wód, nie powinna być spożywana. W sumie ułożono nam jadłospis na nowo: mleko be, jaja  jeszcze gorsze, dobre pieczywo ( o które trudno, ale nie jest to niemożliwe) też nie ma u nich szans. Niepotrzebnie też demonizują gluten, oskarżając go o wszystko, co najgorsze. Zdrowy człowiek nie musi, a nawet nie powinien wykluczać z go z menu. Autorzy idą w ślady celebrytów i powtarzają komunały.

Kolejną dyskusyjną sprawą pozostają głodówki, które proponują. Że nie wspomnę o tym co wypisywali na temat witamin, szczególnie B-12 i D.

Żeby znów nie narazić się na zarzut o jednostronność, opinię jak zawsze pozostawiam Czytelnikom. Bowiem jestem zdania, iż warto pogłębiać wiedzę na temat zdrowego odżywiania się, ale sięgajmy po mądre, sprawdzone rady prawdziwych ekspertów. 

Dlaczego sięgnęłam po tę pozycję? Myślę, że zadziałała zwykła ludzka ciekawość. I też co się wydarzy, gdy zabraknie nam lektur?

Ocena 1/10.




                    





niedziela, 16 maja 2021

' Don't cry for me Argentina'

To oczywiście tytuł utworu muzycznego wykonywanego przez Madonnę, poświęconego charyzmatycznej małżonce argentyńskiego satrapy. Przypomnijmy więc, kim była Pierwsza Dama Argentyny, właściwie  Maria Eva Duarte. Na kanwie jej krótkiego życia, w 1976 roku powstaje musical Evita. W 1996 roku nakręcono film biograficzny o tej barwnej osobistości. 

Evita Peron przychodzi na świat 7 maja 1919 roku, umiera szybko, bo w wieku 33 lat. Córka gospodyni domowej i farmera prowadzącego podwójne życie,  który początkowo nie przyznaje się do potomstwa ze związku z szwaczką. Od dziecka marzy, aby zostać aktorką, i to się poniekąd udało.

 Kiedy reprezentujesz najwyższy urząd w państwie, nie ma miejsca na strach.

Peron nie stoi bezczynnie przy boku Juana, wręcz przeciwnie, jest aktywną działaczką społeczną i polityczną. Dzięki jej zabiegom, kobiety w Argentynie uzyskują prawa wyborcze. Mamy 1947 rok; dwa lata wcześniej poślubia  dyktatora. Podejmuje działania mające na celu ocieplenie wizerunku męża, życie z nim do najłatwiejszych nie należy. Maria Eva jest też współtwórczynią doktryny peronizmu  ( populistyczny ruch społeczno-polityczny, głoszono zasadę sprawiedliwości społecznej, etc.)W tym czasie nasza bohaterka cieszy się już niezwykłą popularnością; filantropka, inicjuje wiele akcji pomocowych. W 1951 roku wojsko blokuje kandydaturę młodej kobiety na urząd wiceprezydenta. Prezydentowa interesuje się problemami sierot i seniorów.

Kilka dni w roku jestem Evitą Peron. Resztę czasu jestem po prostu Evitą.

Niedawna artystka czy jak chce Krzysztof Mroziewicz w pracy Delirium władzy, 'gwiazdka kabaretów' zostaje pomysłodawczynią utworzenia partii peronistycznej Partido Feminino. Ubóstwiana i znienawidzona, wytykano jej przeszłość ( nagie sesje, itd.) 

Zwolennicy pani Peron określają ją Duchową Przywódczynią Narodu albo też pierwszą samarytanką Argentyny. Co ciekawe, małżonka prezydenta zyskuje mir wielu potężnych ludzi, witana żarliwie w Watykanie przez samego Piusa XII. Działa nawet podczas wyniszczającej choroby.

Cokolwiek by nie napisać, to właśnie ta kobieta pozostanie  w sercach Argentyńczyków.

Maria Eva Duarte- Peron odchodzi do wieczności  26 lipca 1952 roku, trzy lata później, w wyniku wojskowego zamachu stanu jej mąż zostanie obalony. 

Warto przeczytać:

- Foss C.,  Evita i Juan Peron;

- Reiner S., Evita Peron. Madonna Argentyny.


środa, 12 maja 2021

' I have a Dream'

Jarosław Kowalczyk, Randka z marzeniami, czyli oko w oko z samym sobą.

Parafrazując słowa Martina Luthera Kinga (zdradzającego swoje polityczne ideały),  kto z nas powtórzy głośno za czarnoskórym pastorem i aktywistą? Tylko nieliczni mają odwagę żyć po swojemu (realizować swoje marzenia), a nie jak  to zaprojektowali inni. Co nas powstrzymuje? Ograniczenia? Nieśmiałość? Obawa przed opinią wścibskich, którzy nie potrafią zająć się własnym życiem? Czy może coś jeszcze zupełnie innego? Dlaczego boimy się zmian? I o tym między innymi pisze Jarosław Kowalczyk w interesującym poradniku Randka z marzeniami.


Autor już we wstępie składa obietnice, iż ambicją publikacji jest rozwiązanie wszystkich naszych problemów. Nie w każdym przypadku książka będzie pomocna- to trzeba jasno powiedzieć. Czy spełniły się zapewnienia trenera personalnego? Czy te dywagacje zmieniły coś w moim życiu? Raczej nie. Czy Jarosław Kowalczyk zrealizował obietnice? Tego Wam nie zdradzę. Zawsze byłam sceptycznie nastawiona wobec tego rodzaju deklaracji. Półki księgarń uginają się pod ciężarem wszelkiej maści opracowań (piszą prawie wszyscy).

Już sama okładka zachęciła mnie do przeczytania tej książki. Zwraca uwagę spokojną, wyważoną kolorystyką. Szata graficzna przywołuje pozytywne skojarzenia. Jarosław Kowalczyk nie przybiera mentorskiego, pouczającego tonu. Wydaje się być człowiekiem sympatycznym, kontaktowym i otwartym; bardzo odpowiadał mi sposób prowadzenia narracji. Nie dostajemy banalnych, pospolitych i trywialnych porad; każdy z rozdziałów to wyczerpujące studium. Autor przytacza sporo prywatnych historii, mających na celu uwiarygodnienie jego wywodów. Daję dużego plusa (...).

Nawet nie zauważyłam, kiedy skończyłam czytać, i to z wielką uwagą. Lektura pochłonęła mnie do reszty. Do gustu przypadł mi rozdział o tzw. ''toksycznych" ludziach nazywanych też ''wampirami" energetycznymi. Jak ich rozpoznać? Sposób jest prosty: lubią dołować innych, deprecjonować sukcesy, osiągnięcia. Mają brzydki zwyczaj strofowania ( za wszystko) znajomych, układania im życia oraz obwiniania wszystkich za swoje problemy To tylko  z niektórych zagadnień zaprezentowanych w powyższym tekście.

Cały materiał dostępny w serwisie nakanapie (pod tym samym tytułem).