czwartek, 17 września 2020

Historia pewnej znajomości

Francois Forestier, Marilyn i JFK.

Dzieje romansu najsłynniejszej kobiety i 35 prezydenta USA. Artystka przez dekadę była metresą amerykańskiego polityka.

Historia wydaje się znana, a jednak nigdy nie została w całości opowiedziana. Związek najbardziej pożądanej gwiazdy Hollywood i najbardziej charyzmatycznego prezydenta Stanów Zjednoczonych trwał dziesięć lat, nim przekształcił się w love story pod ścisłym nadzorem mediów i organów państwowych. 

Francois Foretier przedstawia nam zalęknioną, zagubioną aktorkę zamkniętą w kapsule swoich słabości i demonów. Portret Marilyn Monroe jest dość płytki,  szczęście bijące z jej oczu jest pozorne. 

Nagrywani przez mafię, podsłuchiwani przez KGB, śledzeni przez CIA, kochankowie nigdy nie byli sami.

Na książkę składają się niepotwierdzone plotki, często kuriozalne domysły i nadinterpretacje. Treść ma charakter bulwarowy, jest nudna i banalna. Autor nie ma pojęcia, co tak naprawdę chce nam przekazać.

W ostatecznym rozrachunku okładkowe zapowiedzi, choć kuszące, okazały się  nieporozumieniem.

Opowieść Francoisa Forestiera, dziennikarza (...), powieściopisarza i biografa doskonale udokumentowana i świetnie napisana, ukazuje oryginalny i obłąkany  portret odrażającej Ameryki, gdzie wielkie polityczne marionetki, gangsterzy i miliarderzy prowadzą ze sobą bezlitosną walką.

Recenzja zwięzła, bo nie ma o czym pisać. Szkoda.

Ocena: 1/5.



środa, 16 września 2020

Wywiad- rzeka

Kiszczakowa. Tajemnice Generałowej. Maria Kiszczak w rozmowie z Karolem Szewczykiem.

Na początek dwa słowa o współautorce tej kuriozalnej książki: Maria Teresa Korzonkiewicz-Kiszczak z wykształcenia jest doktorem nauk ekonomicznych. Prywatnie była małżonką człowieka odpowiedzialnego za wprowadzenie stanu wojennego. Nie wspominając o zamordowanym ks. Jerzym Popiełuszce, Grzegorzu Przemyku i innych.


Bardzo szczera, osobista, dyktowana emocjami opowieść o życiu i tęsknocie za ty, co na pozór bliskie, a jednak nieosiągalne. Z rozmowy wyłania się portret kobiety silnej, która miłość i rodzinne ciepło ceniła wyżej niż partyjne apanaże (...).

Otóż nie, o tej kobiecie możemy powiedzieć wszystko, ale nie to, że jest prawdomówna. Rozmówczyni Kamila Szewczyka to postać antypatyczna, arogancka i zbyt pewna swoich racji. Do tego próżna, zapatrzona w siebie i zawistna. Barbarze Jaruzelskiej zazdrościła wszystkiego: pozycji, męża. Generałowa jest również cyniczną i zręczną manipulantką, nastawioną na osiągnięcie korzyści ( sprawa tzw. szafy Kiszczaka).

Kiedy Czesław Kiszczak piął się po szczeblach wojskowej kariery, ona od początku wiedziała, że nie będzie typową oficerską żoną.

Starszej pani obce są takie przymioty jak: pokora, skromność, powściągliwość. Twierdzi również, że jest katoliczką, ale bez cienia żenady przyznała się do aborcji. Niesmak wzbudza też opowieść o pierwszym dziecku, które nazwała wpadką (!). Filantropka na pokaz.

Była gotowa zrobić wszystko, by pozostać sobą w cieniu jednej z najważniejszych postaci PRL-u.

Szumna zapowiedź na okładce: Żona gen. Kiszczaka przerywa milczenie, może srodze zawieść, bowiem ta mówi wyłącznie to, co chce powiedzieć. Bywa nieuczciwa i nieobiektywna. Tytuł wypocin wprowadza w błąd, małżonka jednego z autorów stanu wojennego nie odkrywa żadnych tajemnic. Nieustannie go broni, podważa ustalenia historyków, powiela kłamstwa o bohaterskim czynie męża. Maria Kiszczak  mija się z faktami, brakuje jej racjonalnej i chłodnej oceny sytuacji politycznej.

Pracowała zawodowo, co w tym środowisku było prawdziwą rzadkością. Bez wiedzy i zgody męża opublikowała list do paryskiej <Kultury>.

Zastanawiam się też, jaki jest sens relacjonowania mało istotnych rzeczy i sprowadzania wszystkiego do atrakcyjności fizycznej? Więcej, Kiszczakowa z oburzeniem twierdzi, że musiała stać w kolejkach (jak większość Polaków). Doprawdy, co za niesprawiedliwość! Kto to widział, żeby połowica jednego z najważniejszych ludzi w państwie oczekiwała na produkty.

Nie mam pojęcia jaki był cel powstania tych wynurzeń, które nigdy nie powinny się ukazać. Przy tych infantylnych i płytkich dywagacjach, wspomnienia pani Małgorzaty Tusk są majstersztykiem.

Ocena: 1/5.





Gdy żona polityka...

Małgorzata Tusk, Między nami.

Małżonka byłego premiera, zapewne naśladując Danutę Wałęsę, postanowiła uraczyć nas swoimi wspomnieniami. Zawarła w nich opisy życia w PRL-u, czasy studiów historycznych na Uniwersytecie Gdańskim, szybkie zamążpójście.


Wychodząc za mąż po trzech miesiącach znajomości, nie kalkulowałam jak będzie wyglądało nasze życie, skąd weźmiemy pieniądze i gdzie zamieszkamy. Miłość i młodość skłaniały do ryzyka.

Tytuł rozważań wskazuje na to, iż autorka pragnie zdradzić nam jakieś sekrety, znaleźć nić porozumienia. Mogło być ciekawie, a wyszło tak sobie.

Nigdy nie wyobrażałam sobie życia poza Sopotem. Mój mąż miał być nauczycielem, a ja od zawsze chciałam zajmować się historią. Szybko przekonałam się jednak, że życie lubi zaskakiwać.

Jestem przekonana, że książka Między nami ma charakter stricte komercyjny, nastawiona na zysk.Sama treść jest monotonna, kobieta nie ma nic specjalnego do powiedzenia, prócz banałów i wytrychów.

Wzięliśmy ślub na studiach i choć minęło tyle lat, nadal jesteśmy razem. Pamiętam, jak biegałam z brzuchem na manifestacje, stałam w kolejkach do pustych sklepów, robiłam dzieciom rosół na kości ze schabu, jak woziliśmy z Donkiem stoczniowcom arbuzy.

Wydaje się, że Małgorzata Tusk stara się uchodzić za osobę skromną, powściągliwą i trochę wycofaną. Z jej wspomnień wynika, że życie z politykiem do najłatwiejszych nie należy, zwłaszcza, jeśli ten potrafi powiedzieć połowicy, że ma krzywe nogi.  

Polityka zawsze była pasją mojego męża, a z pasją nie da się konkurować. Kiedy pojawił się Michał, potem Kasia (...), a ja zorientowałam się, że całymi dniami siedzę w domu, postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i żyć tak jak chcę. Bez dopasowywania się, bez poświęcania, bez życia w cieniu. Zbudowałam sobie własny świat. Na Parkowej zaczęłam życie po raz drugi. Nauczyłam się walczyć o swoje małżeństwo, rodzinę i przyjaźnie (...).

Moja ocena: 3,5/5.                                                 

wtorek, 15 września 2020

Ani sensacja, ani thriller

Mirosław Tomaszewski, Marynarka.

Przyznam, że książka nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia, mimo atrakcyjnych zapowiedzi.

Sylwester 2004 roku, Warszawa. Umierający na raka mężczyzna ogląda w samotności telewizję, kiedy do jego mieszkania włamuje się dwóch bandytów. Nie chcą pieniędzy. Szukają tajemniczej koperty ZO171270. Gospodarz nie domyśla się, dlaczego jej zawartość stała się cenna. Kiedy napastnicy dostają to, po co przyszli, zabijają świadka.



Co mi przeszkadzało? Przede wszystkim nużąca i rozwlekła fabuła, bohaterowie są bez wyrazu, bez emocji. Akcja niezbyt dynamiczna, wciągająca. Od samego początku coś w tej książce ''zgrzytało''. Dialogi są pretensjonalne, pisane na kolanie.

1 kwietnia 2005 roku, Trójmiasto. Wydaje się, że 60-letni Karol Jarczewski, właściciel prosperującej firmy Karo, szanowany mieszkaniec Gdyni, ma tylko jeden problem. Jest nim Witek, którego zatrudnił dziesięć lat wcześniej. Chorobliwie ambitny chłopak, mąż córki Jarczewskiego, wyraźnie dąży do przejęcia całego przedsiębiorstwa.

Historia rozgrywa się wokół wydarzeń Grudnia 1970 roku, masakry robotników na Wybrzeżu. I dlatego sięgnęłam po tę publikację, jakoś dotrwałam do końca. Jedynie w miarę autentyczny jest wątek niechęci teścia do zięcia:)


Pewnego dnia redaktor naczelny <Głosu Bałtyckiego>, erotoman i marzący o sławie niespełniony pisarz, dostaje od Witka propozycję- ma napisać książkę o wydarzeniacg Grudnia 1970.

Zatem ocena może być tylko jedna: 2/5.


poniedziałek, 14 września 2020

Prezydentowa Maria Kaczyńska

Maria Dłużewska, Dama. Opowieść biograficzna o Marii Kaczyńskiej.

Cenię sobie rzetelne  biografie (ale nie hagiografie) oraz takie, które nie stanowią próby wybielania swojego bohatera czy bohaterki. I myślę, że autorce udało się sprostać temu zadaniu. Dodam również, że poznajemy inny (pogłębiony i uczciwszy)  obraz kobiety niż ten, które serwowały media, jakże nieprzychylne parze prezydenckiej.  Wspominałam przy okazji recenzji innej pracy, że absolutnie rzecz nie polega na budowaniu pomników ze spiżu. Raczej o coś trwalszego:)

Maria Kaczyńska była  Pierwszą Damą ( i to w dosłownym znaczeniu) w latach 2005-2010. Jej misję przerwała katastrofa w Smoleńsku. Moim zdaniem, swoją funkcję sprawowała z wielką dostojnością. Małżonka prezydenta Lecha Kaczyńskiego pracowała w ciszy, pomogła wielu osobom, ale bez blasku fleszy i wywiadów w kolorowych pismach.

Wspomnienia te prowadzą czytelnika od  kołyski w leśniczówce na Wileńszczyźnie, poprzez lata szkolne w Złotowie i Rabce Zdroju, studenckie życie w Sopocie, ślub z Lechem Kaczyńskim i wspieranie go w działalności opozycyjnej, aż po ostatnie lata spędzone w Pałacu Prezydenckim (...).

Pani Kaczyńska nigdy nie zabiegała o sławę, popularność. Poliglotka. Skromna. Powściągliwa w sądach. Inteligentna, pogodna, wrażliwa. Erudytka znająca Eugeniusza Oniegina w oryginale. Obce jej było pozoranctwo i nadętość własną ważnością. Jakże inna niż Jolanta Kwaśniewska czy Anna Komorowska. Nie kaprysiła, nie udzielała infantylnych porad.

Przez wiele lat niedoceniana za życia, po śmierci zdobyła szeroką sympatię. Zauważono jej elegancki styl, inteligencję, poczucie humoru oraz niezależność wygłaszanych opinii.

Pierwsza Dama do końca była wierną swoim ideałom i wartościom, nigdy nie udawała kogoś innego. Potrafiła  jasno wyrazić swoje stanowisko (np. w kwestii nienaruszalności kompromisu aborcyjnego), za co została publicznie zelżona przez jednego z duchownych.

Częścią składową tej biografii  są wspomnienia najbliższych Marii Kaczyńskiej: rodziny, przyjaciół). Walorem są też fotografie z prywatnego albumu.

Oczywiście ocena nie może być inna: 5/5.

Polecam:)



niedziela, 13 września 2020

''Bo ja ze śmiercią mam spotkanie". Znów o Johnie F. Kennedym

Sprawa zabójstwa 35 prezydenta USA, podobnie jak jego brata Roberta, zajmowała mnie od dawna. 22 listopada 2013 roku minęła pięćdziesiąta rocznica zamachu na Johna F. Kennedy'ego, w związku z tym na rynku wydawniczym pojawiły się opracowania przybliżające sylwetkę tego polityka. Tytuł recenzji nawiązuje do wiersza pt.Randka ze Śmiercią, autor to Alan Seeger.

Powszechna żałoba, jaka zapanowała w Stanach Zjednoczonych po tragicznej śmierci prezydenta, nie znalazła ukojenia w fakcie, że- jak głosił oficjalny wynik śledztwa- zamachu dokonał jeden szaleniec.

Mało kto wierzył w oficjalne wyniki dochodzenia, teoria o ''samotnym strzelcu" upadła. Zważywszy, iż po zastrzeleniu prezydenta nastąpił szereg zdarzeń nakazujących wątpić, czy to rzeczywiście Lee Harvey Oswald był jedynym snajperem,i czy zabił. Wszak kilka godzin później sam poniósł śmierć ( w otoczeniu policjantów!) z rąk właściciela klubu nocnego. Jack Ruby naiwnie przekonywał, że chciał: ulżyć wdowie.

Od tamtego momentu mnożą się teorie spiskowe, a samozwańczy śledczy co rusz rzucają oskarżenia na wyimaginowane grupy lub całkiem rzeczywistych ludzi, w tym elitarnych agentów bezpośredniej ochrony prezydenta oraz jego żony i dzieci. Łatwo było stawiać zarzuty członkom Tajnej Służby, ponieważ wszyscy zgodnie w sprawie zamachu milczeli- służbowo, co było ich obowiązkiem i prywatnie.

Gerald Blaine był agentem Secret Service, pełnił służbę u trzech prezydentów, po wydarzeniach w Teksasie, zrezygnował. Dzięki lekturze poznajemy arkana pracy agentów, którzy znaleźli się w patowej sytuacji. Wydaje mi się, że  Blaine spowiada się z tego, dlaczego zginął Kennedy. Wracając do tamtych dni, relacjonuje dziennikarce: Chociaż przez wiele lat pozostawałem w bliskich stosunkach z kilkoma agentami, z którymi odbywałem służbę w Białym Domu (...), zamach na prezydenta Kennedy'ego rzadko był przedmiotem naszych rozmów (...). Nie rozmawialiśmy (...) o tym, jak wtedy rozpaczaliśmy. O takich rzeczach się nie mówiło (...).

Zamach na Kennedy'ego sekunda po sekundzie oczami agentów ochrony.

Wynurzenia tego człowieka bywają uciążliwe, znów zmarnowano potencjał tej publikacji. Książka nie wnosi nic nowego do sprawy, przedstawia sielankowy obraz prezydenta i jego małżonki. Gerard Blaine uparcie trzyma się wersji o ''samotnym strzelcu" (może gwarantuje mu to  poczucie bezpieczeństwa i komfortu psychicznego), który upatrzył sobie jednego z najpotężniejszych ludzi na świecie i postanowił go zgładzić.

Moja ocena: 2,75/5.

sobota, 12 września 2020

Wołyń. Niezagojone rany krwawią

 Anna Herbich- Zychowicz, Dziewczyny z Wołynia.

Dziś pragnę polecić Wam przejmującą książkę, na którą składają się relacje ocalałych dzieci z Rzezi Wołyńskiej. Wspominają o bestialsko zamordowanych rodzicach, dziadkach, rodzeństwie. Dziewczęta bezradnie patrzyły na śmierć swoich najbliższych. One przeżyły, pamiętają i dają nam świadectwo, abyśmy i my nie zapomnieli.

W 1939 roku sielskie życie na Wołyniu się kończy. Polska upada, zmieniający się okupanci sieją postrach. Jednak największe zagrożenie przychodzi ze strony, z której nikt się nie spodziewał. Sąsiadów, Kumów, Ukraińców. Wiedzeni banderowską wizją Ukraińcy zaczynają mordować Polaków.

Rozalia miała osiem lat, gdy wydarzyła się ta potworność, ocalała tylko dlatego, że ukryła się w piwnicy. Z kolei Zofia zapamiętała ostrzeżenie od Ukrainki:Jutro ma was tu nie być. Będą mordowali".Niestety, mało kto posłuchał  położnej, ocaleli nieliczni. Teodora uczestniczyła we mszy św., gdy wściekli i rozzuchwaleni oprawcy napadli na kościół w Kisielinie. Uratowała się z płonącej dzwonnicy.

Przez tyle lat żyliśmy obok siebie.

Tych historii jest dziewięć, a każdy z rozdziałów poświęcony jest innej bohaterce.

Rys historyczny.

Według oficjalnych szacunków, UPA na terenie Wołynia i Galicji Wschodniej eksterminowała ponad 100 tys.naszych rodaków.Bandyci byli bezwzględni, nie mieli litości dla kobiet i dzieci, posługiwali się narzędziami rolniczymi jak: siekiery, kosy, widły... Ginęli tylko dlatego, że byli Polakami. Przewodził im Stephan Bandera (prowidnyk), który jasno określił zadania: Mieli być zabijani tak, żeby poczuli, że umierają.

Nacjonaliści UPA dokonali bestialskiego  ludobójstwa Polaków. Celem było stworzenie jednolitej etnicznie Ukrainy.

Pamiętajmy, że zalążkiem wydarzeń był już rok 1942, ludność polską zaczęto wybijać w pień na wschodzie Wołynia, przez zachód aż do Włodzimierza Wołyńskiego. Doskonała znawczyni tematyki, Ewa Siemaszko nazwała rzeczy po imieniu: Wędrujące piekło. Kaci dobrze znali teren i polskich sąsiadów. Współautorka fundamentalnej pracy:Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia, konkluduje: Ta zaplanowana, organizowana przez OUN i przeprowadzona wraz z UPA (...) akcja fizycznej eksterminacji Polaków jako grupy narodowościowej, kwalifikowana jako ludobójstwo w świetle <Konwencji ws. zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa z 1948 r.> była wyjątkowa ze względu na skalę i sposoby okrutnego traktowania ofiar. Było to genocidum atrox, tj. ludobójstwo barbarzyńskie, dzikie, szczególnie bestialskie.

Wołyń (wraz z całą Ukrainą) już w XVI wieku został przyłączony do Polski, było to za panowania Zygmunta Augusta. w 1569 roku w uchwalonym akcie unii lubelskiej, szlachta ruska wyraziła taką wolę. Rozbiory przyniosły  aktualizację mapy politycznej. Wołyń znów znalazł się pod butem Rosji, obszar Małopolski Wschodniej pod berłem Austrii. Na podstawie traktatu ryskiego z 1921 część Wołynia znalazła się w granicach naszego kraju, od 1939 w ZSRR.

Na koniec przypomnieć należy o Dekalogu ukraińskiego nacjonalisty z 1929 roku: Nie zawahasz się spełnić największej zbrodni, kiedy tego wymaga dobro sprawy. Nienawiścią oraz podstępem będziesz przyjmował wrogów Twego Narodu. Będziesz dążył do rozszerzenia siły, sławy, bogactwa i obszaru państwa ukraińskiego nawet drogą ujarzmienia cudzoziemców.

Trudna  to i bolesna tematyka, jednak książkę warto przeczytać.

Ocena: 5/5.

Zalecana lektura uzupełniająca:

- Motyka Grzegorz, Od rzezi wołyńskiej do akcji ''Wisła".

-Motyka Grzegorz,  Wołyń '43.

-Siemaszako Władysław i Ewa,  Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia, T. 1 i 2.

-Wieliczka-Szarkowa Joanna, Wołyń we krwi 1943.