poniedziałek, 17 kwietnia 2023

Co z tą wiedzą historyczną?

W dzisiejszym numerze tygodnika Do Rzeczy zamieszczono ważny dodatek specjalny Kongres Pamięci Narodowej: raport z badań społecznych.

Refleksja nad poziomem świadomości, wiedzy historycznej Polaków, jest kluczowa. Józef Piłsudski mawiał, że: Naród, który nie szanuje swej przeszłości, nie zasługuje na szacunek teraźniejszości, i nie ma prawa do przyszłości. 

Badania pt.: Edukacja dla pamięci zostały zrealizowane przez zespół pod przewodnictwem dra hab. Krzysztofa Malickiego z Uniwersytetu Rzeszowskiego. Patronat objął dr Karol Nawrocki, prezes IPN. Diagnozie przyświecała idea rozpoznania postaw rodaków wobec własnej przeszłości.

Grupa respondentów była zróżnicowana pod względem płci, wieku, poziomu wykształcenia. Niektórzy ankietowani kontestowali zasadność istnienia Instytutu Pamięci Narodowej. Wedle pytanych, instytucja ta powinna zostać zlikwidowana, a jej zasoby zniszczone. Dalsze wyniki są ciekawsze, szczególnie odpowiedzi młodych ludzi.

Badani wprawdzie zgodzili się z faktem, iż wiedza historyczna znajduje zastosowanie w życiu codziennym, aczkolwiek młodzież wykazuje wobec niej stosunek mocno ambiwalentny.

Skąd czerpiemy najważniejsze informacje? Źródła wiedzy Polaków są rozmaite, począwszy od tradycyjnych (kompendia, opracowania, rozmowy ze starszymi, wizyty w muzeum), na nowoczesnych skończywszy (internet, gry komputerowe). Uczestnicy diagnozy stwierdzili, że najbardziej zajmującą formą popularyzowania historii są portale społecznościowe. Na dalszym miejscu znalazły się filmy dokumentalne, wskazane jednak przez nauczycieli. Za to muzea zostały uznane za rzetelne źródło wiedzy.

Ankietowani wyrazili pogląd, że lekcje w szkołach są nużące oraz nie zachęcają do pogłębiania wiedzy. Uczniowie akcentują potrzebę zajęć dynamicznych i ,,w terenie". Autorytetami nadal pozostają Józef Piłsudski i Jan Paweł II.

Zatrważające są wyniki dotyczące znajomości historii najnowszej. Znaczna część przepytywanych nie zna przyczyn wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. Kłopot ze wskazaniem najważniejszych przesłanek, mieli również dorośli Polacy. Mało kto  zasygnalizował o próbach zdławienia ,,Solidarności'' i zapewnienia ciągłości władzy.

''Polityka historyczna" rządów Millera, Tuska wespół z Wyborczą przyniosła gorzkie owoce w postaci druzgocącej niewiedzy.

Pamięć o przeszłości stanowi element naszej tożsamości, jej zaniechanie bywa zgubne, o czym już się wielu przekonało.

Zachęcam do zapoznania się z tym dodatkiem.

czwartek, 13 kwietnia 2023

Zysk ponad wszystko?

Takie wnioski nasuwają się po lekturze książki Obywatel Coke. Kapitalizm według Coca- Coli. Firma jest modelowym przykładem efektywnego zarządzania przedsiębiorstwem. Niektóre działania pozostawały jednak w jawnej sprzeczności z zasadami etyki w biznesie, np. nieuczciwa konkurencja z innym producentem, który nie chciał pozostawać w cieniu.


Historia kultowego napoju, będącego na cenzurowanym przez dietetyków, lekarzy, rozpoczęła się u schyłku XIX wieku, w 1886 roku. Wówczas to nieznany jeszcze nikomu farmaceuta ze stanu Georgia, John S. Pemberton, zaczął rekomendować spożywanie tajemniczego specyfiku, nazywającego  go dumnie ,,tonikiem dla mózgu''. Przedsiębiorczy Amerykanin szybko odniósł sukces.

W miarę upływu lat rozbudowywano imperium, powiększając systematycznie kapitał. Gigant doczekał się poważnego konkurenta, w postaci Pepsi- Coli, koncernu powstałego także jeszcze w XIX wieku. Przy czym  w 1922 roku pomysłodawca nowego napoju ogłosił bankructwo; nowy przedsiębiorca podniósł się dopiero w latach 30.

Bartow J. Elmore pisze, że zarządzający przedsiębiorstwem  bazowali na metodzie outsourcingu. Owo pojęcie z zakresu nauk o zarządzaniu na stałe weszło do użycia w 1979 roku, choć już w 1923 roku rozpropagował je Henry Ford. Termin ten oznacza opracowanie zadań nadrzędnych i przekazanie ich firmom zewnętrznym.

Historyk przypomina dni chwały i niemalże upadku Coca-Coli. Ciekawostką jest fakt, że nazwa tego bezalkoholowego trunku nigdy nie była zarezerwowana przez firmę. Badacz sięga do etymologii, wyłuszczając, że  swoim rodowodem sięga prajęzyka plemion Keczua z Ameryki Południowej. Bartow J. Elmore podaje, że określenie to pierwszy raz zostało użyte ponad  5 tysięcy lat temu. Dotyczyło krzewu porastającego stoki Andów. Tamtejsi mieszkańcy znaleźli zastosowanie dla tej ciekawej, w ich rozumieniu, rośliny; odkryto, że jej liście mają właściwości pobudzające. Liść koki zawiera skąpą ilość kokainy, odpowiedzialną za odczuwanie przyjemności.

Treść jest podzielona tematycznie, od początków marki, aż po współczesność. Co znajduje się w tym produkcie, że tak wielu chętnie po niego sięga? Skład Coca-Coli przyprawia o zawrót głowy: kofeina, barwniki, cukier w ogromnych ilościach... Wszystkie te składniki mają negatywny wpływ na nasze zdrowie, sprzyjają nadwadze, otyłości, cukrzycy, próchnicy, niszczą rdzę... Uzależnia.

czwartek, 6 kwietnia 2023

Kennedy: szansa czy przekleństwo?

Bo nazywasz się John Kennedy junior! Te słowa padły podczas jednej z kłótni między młodymi małżonkami. Caroline Bessette była już zmęczona, życie z Amerykańskim księciem dawało się jej w kość, mimo że sama pochodziła z zacnej rodziny z koneksjami. Ale cóż, wokół najsłynniejszego klanu narosło więcej legend, niż liczył członków.

Pochodzenia i rodziny się nie wybiera; bohater naszej opowieści był dzieckiem wysoko postawionego polityka, wokół jego tragicznej śmierci powstało wiele mitów. Często absurdalnych, wręcz niedorzecznych (np. hipotezy o UFO).

Pamiętacie trzyletniego chłopca z pewnej fotografii, który oddawał hołd swojemu tacie? To był właśnie John-John, pieszczotliwie określany przez najbliższych. ,,Syn Ameryki'' (nazywany tak ze względu na to, iż jako jeden z niewielu prezydenckich dzieci, wychowywał się w Białym Domu), jak utrzymuje Terenzio, wiele wniósł w jej życie. Choć to nie była łatwa relacja. Dziennikarka przywołuje trudne, nieakceptowalne zachowania swojego, nieco zmanierowanego szefa; pracowali razem w magazynie ,,George". Z drugiej strony autorka pisze również, że John Kennedy jr., bywał empatyczny, życzliwy, pogodny, lojalny i hojny. Uzależniony od apodyktycznej i nieznoszącej sprzeciwu matki, zakazującej synowi kontaktów z aktorkami.
Potomka 35. prezydenta USA poznajemy od strony prywatnej i zawodowej, amerykańska żurnalistka nie szuka sensacji, nie wywleka żadnych ''kąsków''.

Bohater historii prowadził burzliwe życie towarzyskie, szczelnie jednak chroniąc prywatność, co poniekąd stało się przyczynkiem do licznych spekulacji, teorii wyssanych z palca. Syn pary prezydenckiej uchodził za atrakcyjną partię: przystojny, majętny o dobrej pozycji społecznej; w 1998 roku magazyn ,,People" uznał go za najseksowniejszego mężczyznę na świecie.

Przerwane marzenia. Jak JFK junior zmienił moje życie to fascynujące dzieje przyjaźni między publicystką a najsłynniejszym prawnikiem, utrzymane w klimacie słodko-gorzkim. Kres znajomości nastąpił 16 lipca 1999 roku, kiedy John F. Kennedy junior i jego małżonka zginęli w katastrofie pilotowanego przez niego samolotu. Do wspomnień załączono fotografie przedstawiające młodego JFK jr., w rozmaitych sytuacjach życiowych.

sobota, 1 kwietnia 2023

Ideał sięgnął bruku? Tylko prawda was wyzwoli?

Na pewno nie ta ''prawda" (jej trzeci rodzaj wg typologii ks. prof. Józefa Tischnera) w wykonaniu holenderskiego publicysty. Zawsze akcentuję, że każdy sprawca tej zbrodni winien zostać surowo ukarany, niezależnie od zajmowanej pozycji społecznej. Podobnie jak ten, który to tuszuje, ale czy w tym przypadku tak było? Wątpliwości i pytań jest mnóstwo.


Maxima Culpa to najbardziej skandalizująca książka tego roku, autor usiłuje odpowiedzieć na nurtujące pytanie, czy Jan Paweł II wiedział o pedofilii w strukturach Kościoła. Obraną hipotezę przyjął za pewnik, co zasadniczo stoi w sprzeczności z rzetelnością badań naukowych, ten dyskurs poszedł w złą stronę.

Ekke Overbeek ewidentnie jest uprzedzony do Polaków, ponieważ z całą powagą wygłosił ostatnio tyradę, że jesteśmy potomkami niewolników, dlatego nasze wybory polityczne są katastrofalne. Rzecz jasna, Holender ma na myśli wyborców PiS. Stwierdzenie dość mocne i obraźliwe w swojej wymowie.

Dziennikarz utrzymuje, że kardynał Adam Sapieha dopuszczał się czynów pedofilskich względem młodych kleryków. Zaiste, że ów informacje czerpie od osób z dawnych kręgów tzw. księży patriotów, będących na usługach komunistów. W szczególności zaś chodzi o postać ks. Anatola Boczka, współpracownika SB TW ,,Luty" i ,,Porwa". Korespondent niderlandzkich mediów nie zna historii Polski XX wieku, nie posiłkuje się żadnymi konkretnymi opracowaniami, a już zwłaszcza przybliżającymi omawiane kwestie. Próżno tu szukać próby zrozumienia relacji hierarchów z władzami komunistycznymi.

Nadmienić trzeba, że prekursorem wściekłej, antykościelnej nagonki był sam Joseph Goebbels, który w  1937 roku oskarżał duchowieństwo o wszelką rozwiązłość i upadłość moralną. Minister Hitlera z lubością organizował pokazowe procesy pod znamiennym tytułem: ,,Zakrystie zamienione na burdel''.

Wobec tego reportażu (wpisującego się w modną narrację) zgłoszono wiele zastrzeżeń, m.in. dotyczących warsztatu autora. Bowiem trudno tu mówić o uczciwej kwerendzie archiwalnej, treść leży w wielu warstwach. Słabo, albo w ogóle nie przeprowadzono należytej analizy dokumentów. Doprawdy, przedziwna ta metodologia, w której nie obowiązują żadne standardy. Nie wspominając już o etyce badań naukowych, tak, takie paradygmaty istnieją. Overbeek, zdaje się, o nich zapomniał, choć oczywiście świadectwa ofiar szokują, to pokazują zaniedbania na wielu płaszczyznach.


sobota, 25 marca 2023

Jestem mordercą?

Sprawa bestialskiego zabójstwa kobiet elektryzowała PRL, opinia publiczna domagała się surowego ukarania sprawcy.


Zdzisława Marchwickiego oskarżono o to, iż od listopada 1964 roku do marca 1970 r. z zimną krwią wysłał na tamten świat czternaście kobiet. Ich dobór ponoć był przypadkowy, czy aby na pewno? W tamtym czasie władza organizowała słynne procesy pokazowe, łamiąc przy tym wszystkie możliwe standardy prawne. Zanim pojmano ''zbrodniarza", w aferze mięsnej na karę śmierci skazano Stanisława Wawrzeckiego (1965), modne było wówczas porzekadło: sądzi Kryże, będą krzyże.

W tej sztucznie wykreowanej sprawie ''pierwsze skrzypce'' grali milicjanci i prokuratura; suma ich błędów, pomijania oczywistych dowodów wołała o pomstę do nieba. Sprawa była zagmatwana, poza tym ''góra'' naciskała, gdyż wśród ofiar znajdowała się Jolanta Gierek, bratanica ''pierwszego''. Z całą premedytacją stosowano zasadę stalinowskiego prokuratora: dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie.
 Zatem modus operandi już znamy, a w przyszłości jeszcze lepiej poznamy ''metody, techniki i narzędzia śledcze" SB oraz mechanizmy zła.

Przemysław Semczuk dołożył wszelkich starań, aby prawda ujrzała światło dzienne. Czy mu się to udało, ocenić winien czytelnik. W każdym razie dziennikarz wykonał tytaniczną pracę, aby odsłonić kulisy sprawy. Skrupulatnie więc autor, krok po kroku, odtwarza fakty, punktuje nieścisłości w ustaleniach prokuratury, sądu. Obraz wyłaniający się z lektury, musi szokować i rodzić liczne pytania.

Proces ,,Wampira z Zagłębia" to prawdziwy majstersztyk, sprawa dogłębnie zaplanowana i zrealizowana z rozmachem. Genialna mistyfikacja, wręcz koronkowa robota ówczesnego wymiaru (nie) sprawiedliwości, porównywalna ze sprawą Rity Gorgonowej.

Reportaż zawiera domniemany pamiętnik ''wampira", gołym okiem dostrzec możemy, że powstał na zamówienie. Autor (autorzy?) jest niekonsekwentny, mitoman o znikomych walorach intelektualnych. Notatki wyglądają jak raporty średnio rozgarniętego milicjanta z Pcimia Dolnego (bez urazy). Trudno nie zauważyć też truizmów ideologicznych, jakby spod ręki usłużnego funkcjonariusza.


poniedziałek, 20 marca 2023

' Zgadzając się, zawsze musiał coś krytykować'

Opinia Zofii Karpińskiej trafnie oddaje osobowość polityka, człowieka ,,Wiesława". Autor, doświadczony historyk kreśli sylwetkę komunisty, ale też sprzeciwiającego się rugowaniu lekcji religii ze szkół. Osobną kwestią jednak pozostają intencje, pobudki, jakie ministrem oświaty kierowały, czy nie służyły PZPR? Jaka jest prawda? Dowiemy się tego z tej niezbyt obszernej, ale treściwej i zajmującej lektury.


Władysław Bieńkowski-krytyk realnego socjalizmu stanowi zwięzły szkic biograficzny mało znanego współpracownika Władysława Gomułki. Bartłomiej Kapica bazował na obfitym materiale źródłowym, akta IPN, pamiętniki, wspomnienia. Tutaj warto nadmienić, że badacz zajrzał do diariuszy ,,Wiesława" czy też Mieczysława F. Rakowskiego. Publikacja opatrzona jest licznymi przypisami, które nie rozpraszają i nie utrudniają ogólnego odbioru pracy.

Na 253 stronach historyk starał się zawrzeć najistotniejsze kwestie: młodość, sympatie polityczne, schyłek i upadek człowieka władzy. W życiorysie bohatera występują nieznane dotąd fakty, autor prostuje wiele obiegowych opinii, objaśniając rzeczywisty stosunek Bieńkowskiego do religii.

Władysław Bieńkowski minister oświaty w pierwszym gabinecie Gomułki, w grudniu wydał specjalne zarządzenie. Ów dokument dotyczył zasad nauczania lekcji religii w szkołach, na wszystkich szczeblach: Zapewnia się pełną swobodę i gwarantuje dobrowolność nauki religii w szkołach podstawowych i średnich. W życiu, zwłaszcza politycznym, nie ma niczego za darmo, komuniści szybko zwietrzyli interes, stawiając twarde warunki, np. dotyczące maksymalnej liczby osób uczęszczających na zajęcia z katechezy. Wydano również okólnik w sprawie tzw. ,,emblematów religijnych" i reguł ich rozmieszczania. Dodatkowo zarządzenie dotyczyło zakazu prowadzenia lekcji przez osoby duchowne. Zatem ustępstwa były iluzoryczne, symboliczne, o czym szybko się przekonano. Opozycja demokratyczna musiała przełknąć tę gorzką pigułkę.

Czy Bieńkowski był pragmatykiem? Tak, przyjmował postawę kunktatorską, służącą tonowaniu nastrojów społecznych, godzącą z interesem PZPR. Po 1976 zmienił barwy polityczne i zaczął sympatyzować z Komitetem Obrony Robotników.

W tej nietuzinkowej monografii, spełniającej standardy naukowe a jednocześnie pozbawionej tendencyjności i prezentowania wyłącznie suchych faktów, w bonusie otrzymujemy portret tamtej epoki i ruchu komunistycznego.

Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

środa, 15 marca 2023

Milenialsi: stracone pokolenie?

Nie, to stracony czas na lekturę ubogich w warstwie estetycznej i literackiej, wywodów.

Przypomnę, że nazwa milenialsi pojawiła się w 1993 roku na łamach tygodnika ,,Advertising Age" dla określenia osób urodzonych między 1980 a 2000 rokiem. Owo pokolenie odznacza się pewnością siebie, znakomicie też odnajdują się w świecie nowych technologii. Nazywani są również: następną generacją, pokoleniem cyfrowym. W niektórych opracowaniach pojawia się definicja obejmująca lata 1982-2004, mieszkają jeszcze z rodzicami, wykazują luźne podejście do pracy. To co tu przeczytamy, to są wynurzenia bez żadnej wartości.

W grafomańskim ''reportażu" Piotr C. (płodząc takie brednie, też wolałabym pozostać anonimowa) opisuje rzekome ''zwyczaje" milenialsów. Trudno jednak się z nim zgodzić, ponieważ mocno generalizuje i upraszcza. Jeśli autor posiada jakieś zdolności literackie, w co wątpię, to ich nie ujawnia. Pisze, że z wykształcenia jest radcą prawnym, reszta opowieści to raczej wytwór wybujałej wyobraźni. O czym opowiada to ,,wybitne dzieło"? O wszystkim i o niczym, otrzymujemy masę przechwałek, seksizmu. Pojawiają się fantazje na temat gwałtu; takich bredni nie wymyśliłaby chyba nawet Blanka L.

Piotr C. wszystkich, w szczególności zaś kobiety, mierzy jedną miarą, pokolenie Y postrzega jako utracjuszy zapatrzonych w siebie hedonistów. Przedmiotowo traktuje dziewczyny, bazując na popularnych stereotypach. Opis podbojów miłosnych jest mocno podrasowany, trąci mitomanią, mężczyzna nie przepuścił żadnej kobiecie, dokonując własnej klasyfikacji i obdarzając obscenicznymi komentarzami na temat jej wyglądu fizycznego (za płaskazbyt gruba, wyłącznie na jedną noc, etc.).

Pokolenie Ikea stanowi fatalną książkę, pod każdym względem jest nie do obrony, zwłaszcza w wymiarze etycznym.

Autor pozwala sobie na zbyt wiele, język, którym się posługuje, jest knajacki. Leży strona warsztatowa, czy faktycznie zależało mu na takim spełnieniu marzeń?

Papier jest cierpliwy i przyjmie wszystko. Ale czy czytelnik też? Szkoda czasu i atłasu.