piątek, 26 sierpnia 2022

Muzy artystów

Intrygujące i tajemnicze, co o nich wiemy? Odważne, zaradne oraz błyskotliwe. Nie brakowało im też ambicji i talentów. Każda z nich była inna, a jednocześnie wiele je łączyło, w jakiś sposób przyciągały uwagę mistrzów, stając się ich modelkami. Co się za tym kryło?


Ekscentryczna Tamara Łempicka, dystyngowana Mona Lisa czy enigmatyczna Dziewczyna z perłą. Mona to skrót od ma donna, tj. ,,moja pani'' w połączeniu z imieniem bohaterki dzieła renesansowego artysty. Obraz powstawał długo, bo przez cztery lata.

Teraz garść faktów historycznych. Lisa Gherardini (Lisa del Giocondo) poślubiła zamożnego kupca handlującego jedwabiem, to z jego inspiracji właśnie powstał portret młodej kobiety, podziwiany na całym świecie. W ówczesnej Florencji kupiectwem mogli zajmować się wyłącznie mężczyźni, kobietom przypadała więc tradycyjna rola. Trzeba wiedzieć, że Giocondo jako człowiek majętny o wysokiej pozycji społecznej i zawodowej, dzieło zamówił u nie byle kogo. Postawił na najlepszego, Leonardo cieszył się już zasłużoną estymą, natomiast małżonek Lisy miał już swoje koneksje, od dawna utrzymywał zażyłe kontakty z rodziną Vinci. O tym, iż handlarz był bogaty, zaświadcza jeszcze jeden fakt, był donatorem kaplicy z ołtarzem św. Franciszka. Tutaj też został pochowany.

Jak więc było, Giocondo oszukał słynnego Włocha i nie zapłacił za portret czy nie? Czy to perfekcjonista nie był zadowolony z tego, co stworzył? Małgorzata Czyńska jest zdania, że małżonek Mony nie wywiązał się jednak z umowy.

Która z pań prowadziła zakład krawiecki i trudniła się szyciem sukien dla możnych dam? Dlaczego jedna z nich porzuciła pracę u samego Gustawa Klimta?

Publikacja Kobiety z obrazów stanowi fascynujące studium przypadku, choć przygotowane na szybko. Mam kilka zasadniczych uwag co do zawartości merytorycznej książki. Rozdziały poświęcone najważniejszym bohaterkom nie są długie ani nużące, ale spodziewałam się, że będą bardziej pogłębione. Można zatem odczuć pewien niedosyt. Zabrakło mi całościowego podsumowania, natomiast bibliografia wygląda bardzo interesująco.


poniedziałek, 22 sierpnia 2022

Orwell XXI wieku?

Rzecz o całkiem udanym debiucie literackim jarosławianki Magdy Puzio. Fabuła oscyluje wokół wydarzeń powszechnie nam znanych.


Jest rok 2035, postpandemiczna rzeczywistość, ale rządzący od lat jeszcze nie okiełznali skutków zarazy trapiącej społeczeństwo. Życie obywateli zostało podporządkowane w całości najważniejszym wytycznym, żadne spotkania towarzyskie nie wchodzą w grę. Władza chce wiedzieć wszystko o Polakach, kto, co, gdzie i kiedy. Każda próba przemieszczania się wymaga specjalnego pozwolenia.

Mamy więc w tej powieści wszystko: izolacja, inwigilacja, niewinne podglądactwo stało się niebezpieczne. Tutaj od lat partia dzierży ster rządów, nic się nie zmieniło, sprawuje ten sam rząd dusz: jedna telewizja, jedna partia. Klimat jak u Orwella w 1984, jeśli ktoś lubi taką aurę, winien sięgnąć po tę pozycję. Współczesna policja myśli i przekonań, nie zdążysz się zastanowić, oni już będą o tobie wiedzieć sporo. Czy taka czeka nas przyszłość, w której nikt nie ufa już nikomu? Treść wydaje się nieco surrealistyczna, ale czy rzeczywiście? Czy to tylko kreacja? Fakt, autorce wyobraźni nie brakuje.

Przed takimi wyzwaniami stają cztery sympatyczne przyjaciółki: Wanda, Matylda, Zuza. Każda z bohaterek ma swoje kłopoty, rozterki natury etyczno-moralnej, ale wszystkie chcą działać. Są to wyraziste postaci, o jednoznacznych przekonaniach. Dziewczyny angażują się w podziemną działalność, ale czy im się uda?

W Nowej rzeczywistości pojawiają się nawiązania do wydarzeń politycznych, Strajku Kobiet, etc.

Portal @granice to moje odkrycie ostatnich kilku miesięcy, ponieważ zupełnie za darmo możemy  otrzymać możemy jeszcze świeże tytuły. Wystarczy wymienić tylko zgromadzone punkty na książki i czekać na przesyłkę. Tymczasem uciekam, bo punktów mało a książek dużo.

środa, 17 sierpnia 2022

Stara, dobra szkoła reportażu

Seidler. Barbara Seidler. To mówi wszystko. Wytrawna reportażystka pisze o sprawach sądowych głębokiego PRL.

Mamy wstrząsającą historię kobiety, która z zimną krwią zakatowała swojego pasierba, sześcioletniego Danielka. Później, jak się okazało, zabójczyni została zatrudniona jako... katechetka. Słusznie pyta publicystka, czy taki ktoś powinien pracować z dziećmi. Konkubina ojca chłopczyka zajmowała też stanowisko doradcy MEN w 2013 roku.

Autorka porusza wiele kwestii, także tych o charakterze politycznym, jak np. afera mięsna. Dowiemy się, jak wyglądał proces Stanisława Wawrzeckiego i innych oskarżonych. Co ówczesne społeczeństwo myślało na ten temat?
Barbara Seidler nie przyjmuje postawy jednoznacznie oceniającej, dostrzegalny jest jej gniew na rażącą i skrajną niesprawiedliwość. Nie ucieka się do łatwych sądów, raczej próbuje zrozumieć.

Z kart reportażu wyłania się absurdalny, kuriozalny obraz polityki karnej komunistów. Ten wynaturzony system niszczył ludzi, łamał im kręgosłupy moralne. Zasądzane wyroki były niewspółmierne do przewinień.

Szokuje również opowieść o Mariannie Kaim, polskiej mistrzyni w łyżwiarstwie szybkim, i której państwo nie potrafiło zapewnić należytej ochrony. Było to tak: bohaterka naszej opowieści od dziecka miłowała sport, była też zdolną i pracowitą dziewczynką, często więc wyjeżdżała na treningi. Podczas jednego z takich turnusów w umyśle pewnego człowieka zakiełkowała chora myśl o związku z podopieczną. Mężczyzna słał do Marianny płomienne listy, miał wówczas dwadzieścia cztery lata, ona ledwie czternaście. Dziś o takim człowieku powiedzielibyśmy, że miał skłonności pedofilskie.
Kazimierz Walczyk nie odpuszczał nastolatce, a następnie dorosłej kobiecie. Posunął się nawet do tego, że lubianą przez wszystkich nauczycielkę oblał kwasem; został skazany na karę dwóch lat i sześciu miesięcy pozbawienia wolności. ''Adorator" Kaim wysyłał listy z zakładu karnego, naszpikowane były jawnymi pogróżkami, korespondencja- o dziwo, nie była cenzurowana (!). Nie wiadomo jak sprawa potoczyła się dalej.

Represyjne, stalinowskie prawo wyznaczające dwie zasady: Dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie oraz: Bijcie tak, żeby nie było śladów, nie potrafiło poradzić sobie z prześladowcą Marianny Kaim. Lepiej wychodziło im bicie.

sobota, 13 sierpnia 2022

'Obywatel G.C. wchodzi na scenę'

Powyższe hasło wymyślone zostało przez ówczesną partnerkę naszego bohatera, Małgorzatę Potocką. Artystka szybko odnalazła się w tym świecie, jako kreatywna organizatorka wielu wydarzeń.


Biografia stanowi osobistą opowieść utkaną ze wspomnień. O Grzegorzu Ciechowskim mówią jego najbliżsi oraz przyjaciele. Każdy z nich ma coś indywidualnego, interesującego i ważnego do przekazania. Ten sam człowiek w różny sposób został zapamiętany. Piotr Stelmach w pełni oddaje im głos, jest milczącym świadkiem relacji. Oczywiście, że historie nieco idealizują wokalistę, ale i tak warto przeczytać, mimo znacznej objętości.

Lider zespołu Republika z muzyką obcował w zasadzie od najmłodszych lat: grał na flecie i pianinie. Nic nie wskazuje jednak na to, aby obrał edukację muzyczną. Muzyk już jako nastolatek pisał wiersze, gromadził płyty oraz uprawiał kulturystykę; ukończył polonistykę na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Dlatego też Grzegorz umiejętnie bawił się słowem, czerpiąc z tego niebywałą satysfakcję; karierę solową rozpoczął po rozpadzie Republiki. Dodajmy również, iż ojciec Weroniki był autorem muzyki do filmu obyczajowego Stan strachu w reżyserii Janusza Kijowskiego.

Bez wątpienia Ciechowski zaliczał się do ludzi o przebogatej osobowości, stroniący jak się wydaje od jednostek przesadnie ekspresyjnych, apodyktycznych i dominujących.

Piosenkarz popadał w nieustanne kłopoty, a to za unikanie obowiązkowej wówczas służby wojskowej, znajdował się na celowniku WSW. Znów nieprawomyślne teksty nie zyskały aprobaty władzy z nadania Kremla, cenzor czegoś nie przepuścił...Członków bandu zrównywano z bojówkami mającymi obalić ustrój. Z Wojskową Służbą Wewnętrzną jest zresztą ciekawa historia, gdy artyście pomógł... pewien pułkownik tejże formacji, ponieważ jego córki słuchały utworów Republiki. Gdy ów wyjechał do sanatorium, żarty się skończyły i los Ciechowskiego był już przesądzony. Nie było zmiłuj się, służbę należało odbyć.
Grzegorz Ciechowski pozostał sobą, dalej robił swoje.

Odszedł zdecydowanie za wcześnie, bo zaledwie w wieku 44 lat w wyniku powikłań po operacji na otwartym sercu.

wtorek, 9 sierpnia 2022

'A może byśmy tak, najmilszy wpadli na dzień do Tomaszowa'

To oczywiście fragment nostalgicznego utworu Juliana Tuwima, sparafrazowanego przez Ewę Demarczyk. W tym mieście (lubelskie) poeta poznał swoją przyszłą żonę.


Artystki nie ma już dwa lata, ale biografia (jednak czy tak możemy nazwać przeciętną broszurkę liczącą zaledwie dwieście stron?) powstała wcześniej, bo w 2015 roku. Niestety, należy przyznać, iż na tym polu autorki poniosły sromotną porażkę, ponieważ wprawdzie jest to książka o Ewie, ale bez Ewy. Jeśli spodziewamy się, że otrzymamy sporą dawkę wiedzy na temat ówczesnego środowiska, to się srogo zawiedziemy. Np. o Piwnicy pod Baranami czy Piotrze Skrzyneckim ledwo wzmiankowano.

Ewa Demarczyk debiutowała już jako studentka w akademickim kabarecie, choć komisja egzaminacyjna czyniła wszystko, aby młoda dama nigdy nie przekroczyła progu PWST. Ostatecznie batalia skończyła się pomyślnie dla naszej bohaterki. Z Piwnicą pod Baranami przynoszącą jej sławę, piosenkarka związana była przez dziesięć lat.

Nieznosząca kompromisów czy kochająca publiczność gwiazda estrady? Jaka była prawda? Z tej nieco nudnawej opowiastki tego się z pewnością nie dowiemy. Jest to obraz skąpy i niepełny, a szkoda. Zbyteczne są moim zdaniem archiwalne mocno wypowiedzi, które niczego do książki nie wnoszą.

Warto nadmienić, że Demarczyk wystąpiła gościnnie w dwóch filmach: Bariera Jerzego Skolimowskiego oraz w produkcji Zbyszek, poświęconej tragicznie zmarłemu Zbigniewowi Cybulskiemu.

Ostatni raz wykonawczyni Karuzeli z madonnami na scenie wystąpiła w 1999 roku w Poznaniu. Od tego momentu zapragnęła spokoju. Rozgoryczona protekcjonalnym traktowaniem (niezależnie czy to subiektywna bądź obiektywna opinia) o rodzinnym Krakowie mówiła: Kiedyś kochałam to miasto. Bardzo. Teraz już nie. Ewa Demarczyk odsunęła się, wycofała kompletnie z życia publicznego, nie pojawiła się nawet na pogrzebie swojego przyjaciela, Zbigniewa Wodeckiego. Irytowały ją nikczemność i wścibstwo. Pod koniec życia, ta wybitna osobowość rozczarowana otaczającymi ją ludźmi, usunęła się w cień i osiedliła w Wieliczce.

Przykre, że ta biografia dziennikarkom nie wyszła, ponieważ bohaterka opowieści zasługuje na znacznie więcej, nie na powierzchowne jej przedstawienie.


wtorek, 2 sierpnia 2022

Klasa i szyk: wspomnienie Bogusława Kaczyńskiego

To właśnie o bohaterze książki Anny Lisieckiej, z którym znała się na gruncie prywatnym, Jerzy Gruza mówił: Kaczyński pojawia się w TV, nic się nie rusza, nie dzieje, a wszyscy gapimy się w ekran jak cielę na malowane wrota. Osobowość. W tych słowach nie ma ani cienia przesady, ponieważ Bogusław Kaczyński wybitnym człowiekiem był.


Przyszły artysta wychowywał się w domu otoczony miłością i uwagą rodziców, państwo Kaczyńscy po utracie syna, chuchali i dmuchali na Bogusława i Hannę.
Popularyzator muzyki klasycznej znał się na operze jak mało kto. Niespełniony pianista ubóstwiający Adę Sari, jako wierny uczeń pragnący poświęcić diwie pracę magisterską wieńczącą studia na Wydziale Kompozycji, Teorii i Dyrygentury. Profesor był innego zdania i polecił swojemu studentowi zająć się dorobkiem Albana Berga.

Autorka milczeniem pomija życie prywatne laureata wielu nagród, przynajmniej jest wolna od ocen, co stanowi spory walor. Dziennikarka koncentruje się raczej na karierze zawodowej bohatera. Są za to intrygi i knowania w teatrze, operze, wzajemna niechęć ludzi, zdawałoby się wrażliwych na słowo czy też podkopywanie autorytetu wielu sław. Bogusław w tym nie uczestniczył. Mimo to Lisieckiej udało się oddać galanterię całej plejady znakomitych przedstawicieli sztuki.

Bez wątpienia Bogusław Kaczyński należał do grona zacnych melomanów, z atencją podchodzący do muzyki poważnej. Ponadto gawędziarz i niezrównany erudyta. Dyskretny i skromny. Krytyk literacki był pomysłodawcą Festiwalu Muzyki w Łańcucie, później piastował funkcję pryncypała Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy. Zajmował również stanowisko dyrektora Teatru Muzycznego ,,Roma". Dodać też należy, że jako autor programów telewizyjnych prowadził kluczowe wydarzenia, jak: Konkurs Chopinowski, Konkurs im. Henryka Wieniawskiego, Koncerty Noworoczne z Wiednia.

Bogusław Kaczyński cenił i lubił swoich słuchaczy, widzów, zawsze dystyngowany i przygotowany do programów. Był też twórcą Fundacji ORFEO, propagującą sztukę, kulturę narodową.

Biografia Będę sławny, będę bogaty jest solidnie napisana, rzetelna, pozbawiona zastrzeżeń merytorycznych, warsztatowych. Wzbogacona została mnóstwem listów,  zdjęć.

Tekst został wyróżniony przez redakcję portalu nakanapie.pl.

poniedziałek, 1 sierpnia 2022

Skąd się wzięli rudzielcy?

O to jest pytanie! Czy zastanawialiście się kiedyś, skąd się wziął fenomen ludzi, których los obdarzył miedzianą barwą włosów? Albo, dlaczego wciąż pokutuje wizerunek rudej Marii Magdaleny? Jacky Colliss Harvey w przystępny sposób nam to wyjaśnia.


Autorka odwołuje się do historii, mamy mnóstwo faktów historycznych, co bardzo sobie cenię. Fabuła jest zajmująca, pozwalająca odkryć ''sekrety"  tej oryginalnej urody (mam tu na myśli naturalny pigment).

W dawnych czasach rudzielcom przypisywano jak najgorsze intencje, oskarżano o wszelkie możliwe bezeceństwa. Dla przykładu, w starożytnym Egipcie czerwień utożsamiano z bóstwami zła i przemocy. Takie osoby traktowano jak pospolitych barbarzyńców, cóż, nie było im łatwo. Ognistowłosych uznawano też za wampirów, ich wizerunek często był wykoślawiony. Legendy powstające na ich temat są niestworzone, w ich wymyślaniu tamtejszym społecznościom kreatywności nie brakowało.

Kolor włosów wspomnianej uczennicy Chrystusa łączony był przecież z rozwiązłością i degrengoladą moralną.

Przymiotnik rudy oznaczającego tego, którego cechuje takowe umaszczenie, znajdziemy już w 1565 roku w dziele Thomasa Coopera Thesaurus Linguae Romanae Brittanicae. To prawdopodobnie stąd wiedzę czerpał nie kto inny, jak William Szekspir.

Niezależnie od powyższych faktów, dopiero w XX wieku (1995 rok) wynaleziono gen, który stał się ''sprawcą'' zamieszania. Występuje u jedynie 2 procent całej populacji, znacznie częściej, bo od 2 do 6 % w północnej i zachodniej Europie. Pierwszy rudzielec pojawił się na naszej planecie przypuszczalnie 50 tys. lat temu. Zmiany klimatyczne w połączeniu z ekspansją ludów koczowniczych też przyniosły swoje. Podobnie jak odejście od prymitywnych form życia oraz wykształcenie się języka.

Lady Makbet Szekspira także ma rudowe włosy, podobnie jak bohater opowieści z Sherlockiem Holmesem. Ze swojego koloru włosów atut uczyniła również Elżbieta I nadająca nowy kierunek trendom.

Co ciekawe, wszyscy, których dotyczy rzeczona problematyka, mają swoje święto w wielu krajach: Rosja, Szkocja, Irlandia, USA.