wtorek, 19 lipca 2022

'Gdzie mądrość cierpiała z powodu braku starszych pokoleń'

Mowa oczywiście o Rwandzie, w której rozegrała się kainowa wojna.

Czy traumatyczną przeszłość można przebaczyć i zapomnieć? Co mają do przekazania nieznający konfliktu ze względów metrykalnych?


Jean Hatzfeld, autor poczytnych książek poświęconych ludobójstwu w Afryce, powraca do Rwandy. W tym wyśmienitym reportażu oddaje głos potomkom Tutsi i Hutu. Sprawcy i ofiary nadal prowadzą wspólną egzystencję, niektórzy z rodziców bohaterów historii zasłaniają się amnezją. Sądzą, iż uda im się to okrucieństwo wyprzeć ze świadomości. Nie uda się, mimo że to czas względnego, ale i pozornego spokoju. Antagonizmy są wciąż żywe.

U rozmówców dziennikarza pojawiają się rozmaite uczucia: frustracja, złość, z drugiej strony zaprzeczanie, udawanie, że nic się nie stało, że nie mają żadnej wiedzy na ten temat. Oczywiście nie są niczemu winni, nie mieli wpływu na to co się działo, niektórzy z nich pytają, dociekają, inni nie wykazują żadnego zainteresowania. Dzieci Hutu nie są skłonni do rozmowy, mało mówią o sobie, jednak pamięć o krwawych wydarzeniach jest wciąż żywa wśród młodego pokolenia. Był moment, że coś niedobrego zaczęło się odradzać wśród tutejszej młodzieży: zaczepki, wykluczenia. Potomkowie Hutu zaczęli otrzymywać listy z pogróżkami: Zabiliście tak wielu ludzi, że musicie za to zapłacić, teraz będziemy was mieli na oku. Ktoś inny anonimowo pisał, zapowiadając odwet: Zabiliśmy twoją rodzinę, ale to nie koniec, dokończymy dzieła.

Francuski reporter wykonał kawał dobrej roboty, wymagana jest jednak znajomość jego wcześniejszych książek, ponieważ występują tu osoby, które mogliśmy poznać wcześniej. Hatzfeld w żaden sposób nie próbuje dominować nad swoimi rozmówcami, słucha ich uważnie, taktowanie nie wtrąca się do wywodów: Nie powinniśmy mówić o tym głośno przy dzieciach. To Zło nas dotknęło, ale musimy je przed nim chronić. Bo zatruje im dusze.

Świetnie, że publikacja pozbawiona jest w zasadzie uwag redakcyjnych (występują w skąpej ilości, i tylko wtedy, gdy to niezbędne).

Czy narratorom dramatycznej historii udało się przepracować bolesne doświadczenia? Jednym tak, drugim nie.

sobota, 16 lipca 2022

Co dziś na obiad?

Znana pisarka przybliża nam postać charyzmatycznej i intrygującej autorki poczytnych książek kulinarnych i poradników.


Lucyna Ćwierczakiewiczowa, bo to o niej mowa, nie ustawała w wymyślaniu nowych potraw (np. 350 obiadów za 5 zł) i zaleceń, również tych z zakresu zdrowia, higieny. Uczyła nie tylko gotowania, ale też innych praktycznych rzeczy. Bohaterka opowieści słynęła z oszczędności, która stała się przyczyną mnóstwa anegdot, żartów. Do grona jej sympatyków należał Bolesław Prus: Do sakramentu małżeństwa potrzebne są następujące kwalifikacje: pełnoletność, wolna a nieprzymuszona wola i ''365 obiadów za 5 złotych'' Ćwierczakiewiczowej.

Zaradna pani domu miała tyle samo zwolenników, co zagorzałych wrogów, zazdroszczących spektakularnego sukcesu w stosunkowo krótkim czasie. Leniwi zawistnicy nie mogli wybaczyć jej przedsiębiorczości i sprytu. W kuluarach powiadano, że Ćwierczakiewiczowa: Jest jak rtęć, wszędzie się zmieści. Jej apanaże w kwocie 84 tys. rubli odpowiadały wówczas trzykrotnej wartości majątku ziemskiego. Wyemancypowana córka prawnika (orędowniczka samodzielnej pracy kobiet) wiedziała swoje, w mig potrafiła odgryźć się antagonistom. Przez nienawistników została posądzona o współpracę z Rosjanami, podczas powstania styczniowego opowiedziała się po słusznej stronie. Zarzuty oczywiście były całkowicie zmyślone, rozpowszechniane przez oszczerców, niepotrafiących znieść samej Lucyny. Odważna kobieta zmuszona była bronić swojego dobrego imienia.

Kreatywna gospodyni domowa współpracowała z Bluszczem Kurierem Warszawskim. Interesujący jest wątek o dwóch kościelnych małżeństwach Ćwierczakiewiczowej. Jakim cudem? Ano takim, że bohaterka prawdopodobnie zadbała, aby rzecz się nie wydała i na zaślubiny wybrała miejscowość oddaloną o kilka kilometrów od Warszawy. Zapobiegliwie, dokumenty mogły się zawsze ''zawieruszyć". Ale czy tak rzeczywiście było, trudno orzec.

W każdym z rozdziałów zamieszczono przepisy, recepty wybitnej kucharki. W jej obszernym notesie znajdziemy pomysły dań na każdą okoliczność, niektóre z nich powracają do łask.

Marta Sztokfisz świetnie umiejscowiła Lucynę w kontekście historycznym, kulturowym, poznajemy realia ówczesnej epoki. To już czas, gdy kobiety mogły studiować. W 1894 roku Uniwersytet Jagielloński w swoje szeregi przyjął trzy panie, ale na zasadzie hospitacji. Owe panny nie uzyskały jednak dyplomów (stało się to w 1898 roku), lecz świadectwo ukończenia nauki.

wtorek, 12 lipca 2022

Zapach luksusu

Z czym kojarzy Wam się Dior? Z perfumami? Ze spódnicami z koła? Czy może z gorsetami akcentującymi talię i halkami? Trzeba przyznać, że kreator potrafił wydobyć piękno z każdej kobiety, podkreślić zalety sylwetki, ukryć wady. Nadawał nową formę ciału, wszak był architektem. To za sprawą tego Francuza zapomniane kapelusze znów stały się stylowe; przywrócił też utracony blask i świetność dawnej kolebce wytworności.

Powojenna Francja, wkraczająca w dorosłość Célestine postanawia zmienić coś w swoim dotychczasowym życiu i wyrwać się z  sennego, pozbawionego perspektyw miasteczka do Paryża. Metropolię tę dziewczyna utożsamia z elegancją i wykwintnością.


Bohaterka ma niebywałego farta, bowiem zatrudnienie znajduje u początkującego krawca, który przed momentem otworzył własny dom mody. To Christian Dior, nieco ekscentryczny, przesądny człowiek, ale ogólnie wzbudzający sympatię otoczenia.

Młodej kobiecie, wkraczającej w dorosłe życie, ambicji odmówić nie można, jest zdeterminowana na osiągnięcie sukcesu, choć początkowo zajmuje się przygotowaniem smakołyków dla projektanta, zyskującego coraz większą sławę. Szybko odnalazła się w nowym środowisku, dostosowała się do wyznaczonych jej oczekiwań.

Célestine, dzięki swojej skromności i ujmującemu sposobowi bycia, zyskuje uznanie Diora. Jak dalej potoczą się jej losy? Jaka przyszłość ją czeka w stolicy Francji? 

Agnès Gabriel zaprasza nas w fascynującą podróż po XX wiecznej Francji, jeszcze nie opadł kurz po zmaganiach militarnych, a już nastały nowe rządy (choć o polityce nie ma ani słowa). Autorka umiejętnie odwzorowuje atmosferę tamtych czasów: wkraczamy w świat blichtru, przepychu i próżności.

Merci, monsieur Dior stanowi zbeletryzowaną opowieść o losach najsłynniejszego krawca, ale  samego dyktatora mody w tej książce jest mało. Nie mamy okazji go bliżej poznać, ponieważ fabuła oscyluje wokół głównej postaci. 

Najważniejszym wychowankiem Diora został Yves Saint Laurent, ta postać też się pojawia.

Lektura nie przynosi rozczarowania, w przeciwieństwie do innych tego typu publikacji.

sobota, 9 lipca 2022

Po co komu spuścizna ''Czerwonej Róży''?

Mimo negatywnego postrzegania nieco zapomnianej bohaterki (zajmującej poczesne miejsce w historiografii niemieckiej), warto szerzej spojrzeć na jej działalność. Dzięki staraniom Instytutu Literackiego Kultura i Uniwersytetu Łódzkiego mamy niepowtarzalną okazję zapoznać się na nowo ze sztandarowym dziełem Róży Luksemburg pt.: Rewolucja Rosyjska. Wprowadzenia dokonał Adam Ciołkosz, lewicowy polityk tamtych czasów.


Komunistka. Feministka. Pacyfistka. Surowa recenzentka bolszewików i samego Lenina, polemizowała z ich poglądami. O jej niewątpliwych walorach intelektualnych zaświadcza fakt, iż jako dziewięcioletnia dziewczynka przekładała dzieła niemieckie na język polski. Umiłowała także muzykę klasyczną i Adama Mickiewicza. Luksemburg oficjalnym nazwiskiem zaczęła się posługiwać dopiero na studiach; była pierwszą Polką z doktoratem.

Wolność jest zawsze wolnością dla myślących inaczej.

Działacze partyjni mieli z nią nie lada kłopot, ich stosunek do Róży był niejednoznaczny. Był czas, że jej publikacje, jak i ona sama zostały skazane na ostracyzm, zaprzestano ich druku. Rewolucjonistka kontestowała ideologię marksistowsko-leninowską, wytykając istotne zaniechania (głód społeczeństw). Przedwojenni działacze partyjni sądzili, że ''Czerwoną Różę" ciągnie do mienszewików, a tego wybaczyć nie mogli. Przypisali jej luksemburgizm, porzucenie tradycyjnego marksizmu.

Luksemburg piętnowała makiawelizm towarzyszy, odrzucała dążenia niepodległościowe Polski, uważając je za mrzonki. W jej przekonaniu pełną autonomię i niezależność można uzyskać wyłącznie na drodze konfliktu zbrojnego; jako pacyfistka potępiała wojnę, przynoszącą zgubę.

Działaczka postulowała rewolucję społeczną, zgodnie z którą każdy mógłby samodzielnie decydować o sobie. Należała do orędowników wolności prasy i przekonań.

Ciekawie Adam Ciołkosz pisze o genezie Rewolucji rosyjskiej, powstałej między trzecim a dwudziestym października 1918 roku. Jest to rzeczywiste autorstwo aktywistki, nie ma powodu, aby to zakwestionować. Przy czym do druku oddany nie został oryginał, lecz kopia. Przedwojenny publicysta pisze, że opracowanie powstało, gdy Róża Luksemburg przebywała w zakładzie karnym we Wrocławiu (za buńczuczną postawę często ją internowano). Broszurę opublikowano w 1922 roku, a więc już po zamordowaniu komunistki.

Rozbudowane przypisy rzutują na odbiór pracy, ale to w końcu monografia naukowa, rządząca się swoimi prawami. Otrzymujemy gruntowną, solidną analizę przekonań współzałożycielki Komunistycznej Partii Niemiec. Na końcu scharakteryzowano dorobek literacki i polityczny Adama Ciołkosza.

Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.




czwartek, 7 lipca 2022

Diariusz zarazy: część pierwsza

Tytuł dzisiejszej recenzji zaczerpnęłam od Jerzego Karwelisa, który prowadził coś w rodzaju dziennik. Tym razem otrzymujemy wspomnienia młodego lekarza, wkraczającego właśnie na ścieżkę zawodową; kończą się na pierwszej fali pandemii.


Wielu z nas często zasięgało opinii lekarskiej, było hospitalizowanych, bądź dotyczyło to naszych bliskich. Często te opinie, wrażenia są kiepskie, rekonwalescenci wspominają o rutynowym podejściu, etc. W tej książce zobaczymy problemy od drugiej strony, z perspektywy osób odpowiedzialnych za nasze zdrowie. Ilu miało szczęście spotkać na swojej drodze Rezydenta?

Doświadczenia medyka (codzienna batalia o życie i zdrowie pacjentów) są ukazane niezwykle plastycznie, mamy też całą paletę rozmaitych emocji: niepewność, niepokój, strach, panika.

Publikacja Niewidzialny front to anonimowa, autentyczna relacja specjalisty opisującego sytuację w szpitalu, gdy wirus rozprzestrzeniał się w zastraszającym tempie. Przypadki te charakteryzowane są przez piszącego pod pseudonimem, z poszanowaniem godności i prywatności chorych. Ponadto, w swojej rozwadze autor zmienia poszczególne nazwy miejscowości, mediów, personalia pacjentów (nadając im inne, wymyślone przez siebie).

Cała opowieść jest spójna i logiczna, szczera do bólu i wymowna. Tomasz Rezydent wytyka wiele niedorzeczności polskiego systemu opieki zdrowotnej. Punktuje patologie służby zdrowia, jej niewydolność, formalizm. Gorzko akcentuje, że ważniejsze są procedury niż człowiek, a odpowiedzialnych za bałagan brak. Sygnalizuje też o zmęczeniu rodzącym frustrację i wiecznych, niekończących się dyżurach, traktowaniu metodą Poncjusza Piłata. Goryczy i rozczarowania w nim jest dość, ale z lektury wyłania się też obraz lekarza empatycznego, z pasją, oddanego pacjentom i słusznej idei.

Historii jest mnóstwo, poważnych (osoby, które przegrały walkę) i mniej poważnych (osoby ''covidowe", będące pod wpływem alkoholu/ środków odurzających zgłaszające typowe objawy). Wpleciono tu sporą dawkę humoru, również tego ''czarnego''.


wtorek, 5 lipca 2022

Ludobójstwo: 'zbrodnia ponad wszystkimi zbrodniami'

Dramatyczne wydarzenia w Rwandzie przypomniała Natalia Ojewska w znakomitym reportażu Zabiłam. Historie matek skazanych na zbrodnię ludobójstwa w Rwandzie.


Treść skłania do refleksji i prowokuje rozmaite pytania. Na przykład, do czego prowadzi stygmatyzowanie i dzielenie ludzi na lepszych i gorszych. Publikacja zwraca uwagę od samego początku, gdyż reporterka pisze o... udziale kobiet w rzezi ludu pasterskiego. Uprzedzam, nie jest to łatwa lektura, wstrząsa niekiedy brak namysłu bohaterek tej książki.

Prawdą jest, że po zawirowaniach politycznych, gdy władzę przejęli Belgowie, wyróżniali Tutsi, traktując ich jako uprzywilejowaną warstwę społeczną. Przyczynili się do wielu zadrażnień, podsycając wzajemną niechęć. To Tusi mieli pierwszeństwo w dostępie do lepszej edukacji i piastowania wyższych stanowisk. Izolacja Hutu uległa systematycznemu pogłębianiu.

Od 1961 roku role zaczęły się odwracać, prześladowani zaczęli zmieniać się w oprawców. W tym roku zniesiono również monarchię, a w 1962 roku Kraj Tysiąca Wzgórz uzyskał niepodległość. Narodziła się rasistowska organizacja Hutu Power, media nie ustępowały w prowadzeniu kampanii nienawiści. Teraz to Tutsi byli oskarżani o wszelkie zło, nawoływano do ich eksterminacji.

Kobiety w Rwandzie miały spore ''osiągnięcia" w gnębieniu wroga. Zachęcały, podjudzały mężów, braci, synów, kuzynów do rozprawy z mniejszością. Były cyniczne i równie bezwzględne, wstępowały do oddziałów, bojówek.

Natalia Ojewska dokładnie opisuje rolę ''afrykańskich Lady Makbet", które kradły, grabiły majątki, zabijały z zimną krwią. Poddane propagandzie, nie przebierały w środkach, indoktrynacja nie zna płci ani poziomu wykształcenia. Dziś wiele z tych kobiet odbywa karę pozbawienia wolności. '' Emancypantki" w okrucieństwie dorównywały bojownikom, nie miały żadnych skrupułów. Dokumentalistka rozmawia z nimi, słucha.

Na koniec warto przypomnieć, że autorstwo pojęcia ludobójstwo przypisuje się polskiemu prawnikowi Rafałowi Lemkinowi. Ów był też sygnatariuszem projektu Konwencji ws. zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa, znanego jako Konwencja Lemkina.

Czy warto przeczytać? Oczywiście.

sobota, 2 lipca 2022

''Apostołka apostołów"

Tak określił pewną femme fatale (?) jeden z doktorów Kościoła,  św. Tomasz z Akwinu. Maria Magdalena. Kobieta nieprzeciętna, faworyta wielu pisarzy, dziennikarzy czy filmowców. Uwieczniona na obrazach przez wielu malarzy.

Nawrócona grzesznica, kobieta upadła, autorka czwartej ewangelii? Kim więc była najsłynniejsza uczennica Chrystusa? Skąd pochodziła?

Zajmująco pisze Paweł F. Nowakowski o korzeniach swojej bohaterki, nie pozwalając nudzić się czytelnikowi.

W obrządku prawosławnym jest ukazywana jako ta, która była świadkiem zmartwychwstania. Natomiast w Kościele rzymsko-katolickim utożsamiana z jawnogrzesznicą, która się opamiętała.

Jak na owe czasy, Maria Magdalena była osobą niezwykle majętną, zatem musiała się cieszyć mirem wśród lokalnego społeczeństwa. Przypuszcza się, że bohaterka opowieści Pawła F. Nowakowskiego pochodziła z Magdali, miejscowości zlokalizowanej wokół jeziora Genezaret. Mamy jednak pewien kłopot, ponieważ jej byt wskazuje się dopiero na XX wiek. Magdala (dosłownie: wieża/twierdza) wciąż stanowi przedmiot dociekań archeologów, historyków. Naukowcy dowiedli,  że była to znaczna pod względem powierzchni i zaludnienia osada. Słynęła z handlu i rybołówstwa, Józef Flawiusz notował, że Magdala była mocno zhellenizowana.

Czy Maria Magdalena jako kobieta zamożna mogła być właścicielką miasteczka? Mogła, wielce prawdopodobne, że tak było. Autor wskazuje na relację średniowiecznej mistyczki, błogosławionej Anny Katarzyny Emmerich, która podawała, iż najokazalszy zamek miał znajdować się w posiadaniu ''apostołki apostołów". Ponoć ogromna zasobność finansowa  przyczyniła się do swawolnego trybu życia.

Zgodnie z przekazami historycznymi, ewangeliści, (głównie św. Łukasz) sygnalizują o uczennicach Jezusa dzielących się swym majątkiem.

Historyk rozprawia się z bzdurami zawartymi w rozmaitych publikacjach, obala mity, dziwne interpretacje (mit czwartej ewangelii, etc.). Nowakowski szanuje źródła, jest ostrożny w sądach, nie wysuwa kuriozalnych hipotez.