środa, 27 października 2021

''Kisiela" remedium na tandetę

Również tę intelektualną, kiedy odczuwamy deficyt (z małymi wyjątkami) publicystów na miarę Stefana Kisielewskiego. Z dystansem do siebie, otaczającej rzeczywistości i nieco zawadiackim piórem. Zadziornym. Z pewnością o autorze powiedzieć możemy, że był indywidualistą, żył po swojemu. ''Kisiel" zawsze niezależny, mający sporo do przekazania, z sensem. Bywa szczery do bólu. I zawsze smaczny, o każdej porze roku. Piszę o tym, dlatego że z dziennikarzami różnie bywa.


Przypomnijmy więc kilka faktów z życia Kisielewskiego: felietonista Tygodnika Powszechnego. Był również aktywnym działaczem politycznym: poseł na sejm PRL z upoważnienia grupy ''Znak". To też jeden z sygnatariuszy Listu 34 (1964 w uproszczeniu: sprzeciwiano się komunistycznej cenzurze) i współtwórca Unii Polityki Realnej. W jego autobiografii pojawia się wiele ciekawych akcentów; czołowy felietonista TP surowo ocenia działalność Radia Wolna Europa, zarazem jest krytyczny wobec obranej linii przez pismo. Odwołuje się do czasów, gdy Tygodnik... został zamknięty z powodu nieopublikowania nekrologu po śmierci Stalina.

Przeczytamy o sprawie PAX-u i Bolesława Piaseckiego (stowarzyszenie działało od 1947 roku, udawało katolickie); komunistom było to na rękę. Próbowali sobie podporządkować Kościół katolicki. PAX wspierał tzw. księży ''patriotów'', popierano proces biskupa Kaczmarka. Nawiasem mówiąc, Piasecki współpracował z NKWD.

W Reakcjoniście znajdziemy multum faktów z życia autora, publikowanych w różnym czasie. Teksty są dobrze opracowane, zawierają liczne odnośniki, przypisy. Całość jest spójna oraz skondensowana. Co istotne, Stefan Kisielewski nigdy nie posługiwał się obelgami wobec swoich adwersarzy.

Czy wiedzieliście, że: ''Kisiela" fascynowała muzyka klasyczna? Był kompozytorem.

Publicysta w doskonały sposób portretuje ówczesne społeczeństwo, ze wszystkimi jego przywarami.

Konkludując: teksty są różnorodne i przejrzyste: od wystąpień radiowych, prywatnych zapisków, przez listy, a nawet podsłuchy SB. Dzięki temu mamy harmonijny i płynny obraz Kisielewskiego, nieodbiegającego od tego, który już znamy. Poczciwy ''Kisiel" zawsze aktualny. Nie podzielam jednak poglądu, iż Władysław Gomułka rządził względnie łagodnie. Fakty historyczne świadczą o czymś zupełnie innym; dwa gabinety ''Wiesława" przypadają na czas represji i terroru. Niemniej Stefan Kisielewski to bystry obserwator sceny politycznej, potrafiący wyłapać największe niuanse.

Tekst został wyróżniony przez redakcję portalu nakanapie.pl.

poniedziałek, 25 października 2021

Oblicza zbrodni komunistycznej

Śmierć nieosądzona. Sprawa księdza Romana Kotlarza to jedna z tych publikacji odkłamujących politykę władz komunistycznych. Jak autorzy słusznie zauważają, śmierć charyzmatycznego duchownego, patrona radomskich robotników, niejako pozostawała na marginesie wszystkich wydarzeń. Choć istnieje gros osób pamiętających o tej zbrodni.


Roman Kotlarz urodził się 17 października 1928 roku w Koniemłotach (obecnie województwo świętokrzyskie), edukację syna rolnika przerwała wojna. Jednakże młodemu człowiekowi udało się dokończyć naukę na tajnych kompletach. Przyszły duchowny był pilnym uczniem, z czasem jednak z powodu zawirowań dziejowych i rodzinnych (przesiedlenia), zapał do poszerzania wiedzy okrzepł. Przez nauczycieli chłopak był postrzegany jako spokojny, sumienny i uczynny.

W seminarium duchownym, co było standardową procedurą, Romanowi Kotlarzowi założono teczkę ewidencji operacyjnej (TEOK). O ile biogram księdza jest barwnie zrekonstruowany, o tyle bardziej interesujące wydały mi się kwestie polityczne. Szczególnie wymowny jest rozdział poświęcony relacjom komunistów z hierarchami kościelnymi. Badacze w doborowy sposób przypominają nam o tym; mamy tło jawnie wrogiej polityki dygnitarzy wymierzonej w Kościół katolicki. Analizy są chłodne, acz w ocenach wyważone.

Szczepan Kowalik i Arkadiusz Kutkowski wskazują na najważniejsze źródła (nie tylko archiwalne) tzw. sprawy księdza Romana Kotlarza. Ta fascynująca i w gruncie rzeczy przemyślana w warstwie i strukturze praca, składa się z dwóch części. Pierwsza z nich obejmuje rodowód, dojrzewanie i wybór drogi życiowej przyszłego kapłana. W części drugiej przedstawiono stosunki między państwem a Kościołem w latach pięćdziesiątych, sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Omówiono politykę represji wobec niepokornego duszpasterza, w tym jawne nawoływanie do przemocy. Rozdziały nie są długie, historykom udało się uniknąć dydaktyzmu i monotonii.

Pamiętamy zapewne, iż działalność naszego bohatera przypada na czas, kiedy serwiliści Kremla obrali ostry kurs wobec Kościoła: aresztowanie Stefana Wyszyńskiego, terroryzowanie społeczeństwa, czystki w kuriach, jak również pojawienie się tzw. księży patriotów.

O czym jeszcze przeczytamy w tej ważnej monografii? Naukowcy udzielają nam odpowiedzi na wiele istotnych pytań: Komu i dlaczego przeszkadzał ksiądz Roman Kotlarz? Kim byli tzw. księża ''patrioci"? Czym był Urząd do Spraw Wyznań? Na czym polegała operacja ''Maniacy"?

W tamtym systemie każda metoda była dobra, aby osiągnąć zamierzone cele, nawet morderstwo. Komuniści nienawidzili wszystkiego, co było związane z katolicyzmem; przeszkadzały im nawet lekcje religii (które sankcjonowało przedwojenne prawo), które powoli, lecz systematycznie rugowano ze szkół. W tym aspekcie przysłowiowe ''pierwsze skrzypce" grał aparat bezpieczeństwa. Terenowe oddziały UB gorliwie zwalczały wszelką aktywność duchownych, uznawaną za antypaństwową.

W tle mamy dramatyczne wydarzenia czerwca 1976 roku rozgrywające się w Radomiu (z uwzględnieniem postawy kapłana). Fala strajków wybuchła po wystąpieniu ówczesnego premiera Piotra Jaroszewicza zapowiadającego drastyczne podwyżki. Radomianie, podobnie jak reszta kraju, byli wściekli. Domagano się anulowania podwyżek. W następstwie wydarzeń podpalono Komitet Wojewódzki PZPR w Radomiu i próbowano to samo uczynić z budynkiem UB. Kibice piłkarscy na stadionach w całym kraju solidaryzowali się z uczestnikami wydarzeń:

Gdyby nie Ursus, gdyby nie Radom, jedlibyście chleb z marmoladą.
Zamieszki nie trwały długo (ksiądz Kotlarz pobłogosławił protestujących), ale miały gwałtowny charakter. Władze zapowiedziały odwet, nie miały litości; represje objęły nawet osoby przypadkowe; sroga zemsta znalazła upust w tzw. ''ścieżkach zdrowia".

Czerwony Radom pamiętam siny, jak zbite pałką ludzkie plecy.
''Radomski Popiełuszko" piętnował politykę rządzących, odwoływał się kluczowych faktów; taka odwaga nie mogła się podobać. Wydział IV SB KW MO w Radomiu oraz równie zdeprawowany Departament IV MSW przystąpiły do działania. I tak pewnego dnia na plebanii pojawili się ''znajomi" kapłana, sterroryzowali gospodynię, samego proboszcza skatowali. Ostatecznie ks. Roman Kotlarz trafił do szpitala, oficjalnie w wyniku załamania nerwowego. Niebawem zmarł. Oczywiście, że śmierć była skutkiem wizyty ''nieznanych" sprawców, ale tradycyjnie już nie stwierdzono żadnych śladów pobicia.

piątek, 22 października 2021

Przestępczość zorganizowana: prawda i fikcja

Sylwester Latkowski, Układ Trójmiejski.

Czym jest układ? Termin ten w ostatnich latach zyskał na popularności, choć tak bardzo wykpiwany przez wielu ludzi ze świecznika czy przedstawicieli wielkich koncernów medialnych. Nazwa ta pierwszy raz pojawiła się w publicystyce Jarosława Kaczyńskiego w 1993 roku; jednak to dopiero w 2005 roku pojęcie zrobiło zawrotną karierę. Związane to było z posiedzeniem Sejmu V kadencji, przez Kaczyńskiego w trakcie debaty nad wotum nieufności dla Kazimierza Marcinkiewicza. Kilka lat temu Andrzej Milczanowski grzmiał, że żadnej mafii w Polsce nie ma? Czy aby na pewno? Jaka jest prawda? Tego częściowo dowiemy się z reportażu znanego dziennikarza śledczego, któremu niekiedy zarzuca się służalczość wobec jedynej, wiadomej partii. W każdym razie wszystkie zaprezentowane w tym tomie historie są do bólu prawdziwe, przerażają.


Sylwester Latkowski jest też scenarzystą, reżyserem, autorem kilku filmów i książek dokumentalnych o rozmaitej tematyce. Niemniej jednak mam kilka zastrzeżeń wobec omawianej publikacji. Treść jest nieuporządkowana, przypomina istny miszmasz; można się pogubić w mnogości nazwisk. Wydaje mi się też, że zawartość powinna zostać lepiej opracowana, w szczególności zaś stenogramy rozmów z wieloma personami.

Z pewnością na poczet walorów zaliczyć mogę świeże, nowe teksty. O czym więc pisze dokumentalista? Autor poszukuje odpowiedzi na pytanie o zaginioną Iwonę Wieczorek; stara się rozwikłać sprawę jej zagadkowego zniknięcia. Publicysta nawiązuje do bulwersującej sprawy Amber Gold i roli w tej aferze syna znanego polskiego polityka. Latkowski przeprowadził wywiad z Michałem Tuskiem, lecz moim zdaniem jest to rzecz bezwartościowa. Dlaczego? Mężczyzna nie mówi prawdy. Z tej rozmowy kompletnie nic nie wynika. Dziennikarz odwołuje się też do słynnej Zatoki Sztuki (skandale pedofilskie i inne wynaturzenia). Rzeczywiście, takiego Trójmiasta, o którym przeczytamy, zupełnie nie znaliśmy: porwania, szantaże, wymuszenia.

Podobnie jak innym, przeszkadza mi zbyt uproszczona narracja i brak konkretnego komentarza dziennikarza. Pojawiają się osobiste akcenty, jak np. niechlubna przeszłość dziennikarza, co jest niewątpliwą zaletą (umiarkowana szczerość). Na koniec pojawia się gorzka refleksja Sylwestra Latkowskiego: Ja nazywam Trójmiasto <<Małą Sycylią>> Tam się zatarły granice.

Czy warto przeczytać Układ Trójmiejski? Tak, jeśli interesuje nas ta tematyka i mamy mocne nerwy.

wtorek, 19 października 2021

Sentymentalna podróż w czasie.

Czyli jakimi sprawami żyliśmy w latach osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych? O tym wszystkim przypomina nam Piotr Stankiewicz w znakomitym eseju Pamiętam. Każdego z nas niepokoiło coś innego, żyliśmy rozmaitymi problemami, stanem wojennym, wydarzeniami w Czarnobylu. A także kłopotami z zaopatrzeniem, transformacją ustrojową, aferami politycznymi, etc.


Wspominki autora mogą stanowić świetną lekcję historii dla młodych ludzi, którzy ze względów metrykalnych nie znają, bądź nie pamiętają tamtych czasów. Filozof w swoich opowieściach jest dokładny, stara się niczego nie pominąć, jednocześnie dostrzegalny jest dystans do samego siebie i otaczającej go rzeczywistości. Dodatkowym atutem jest niekwestionowane poczucie humoru Stankiewicza, co znacznie wpływa na odbiór publikacji. Pisarz Czarnobyl utożsamiał z facetem latającym na miotle i porywającym dzieci. Albo że nazwa Gruzji wywodzi się od gruzu. Takich momentów jest znacznie więcej; dostajemy mnóstwo barwnych spostrzeżeń.

Mój pesel zaczyna się od cyfry osiem, prezydenturę Lecha Wałęsy słabo pamiętam, bardziej kojarzę drugą kadencję Aleksandra Kwaśniewskiego. Za to znam bajki Hanna Barbera, wiem też, czym były tzw. kuroniówki. Czytałam pismo Bravo, posiadałam kasety magnetofonowe, walkmana. Śmierć księżnej Diany trwale zapisała się w mojej pamięci.

Piotr Stankiewicz dzieli się z nami swoimi przemyśleniami, refleksjami na temat epoki, w której przyszło nam żyć. Dorastanie i młodość przypadły na czas wielkich przemian: upadały mury, rodziły się nowe nadzieje, obalano reżimy.

Jak żyć bez internetu? Niektórym wydaje się to niemożliwe, a jednak tak było. Pamiętam też kłopoty techniczne z tym związane (blokowanie linii telefonicznej).

Jak się żyło w Polsce przełomu XX i XXI wieku? Kto i dlaczego przepraszał za Jedwabne? Który z polityków otrzymał pseudonim ''słońce Peru''? Czym była amnestia maturalna? Czy pamiętamy jeszcze o kultowych telefonach Nokia?

Lata dwutysięczne obfitowały w dramatyczne wydarzenia: zamach terrorystyczny, zawalenie się hali w Katowicach podczas wystawy gołębi. To również istotny czas w polskiej kinematografii i wejście naszego kraju do Unii Europejskiej.

Podsumowując, Pamiętam to lektura idealna na długie, jesienne wieczory; nuda nam nie grozi.

Za dostarczenie egzemplarza do recenzji, dziękuję serwisowi nakanapie.pl. Tekst został wyróżniony przez redakcję portalu.

wtorek, 12 października 2021

'Ludzie ludziom zgotowali ten los'

Porozmawiajmy o publikacji Stanisława Srokowskiego, Widma nocy. Dokumentacja zbrodni.

Noc, która zmieniła wszystko...

Na temat ludobójstwa na Wołyniu powiedziano i napisano już wiele; powstał w film w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego. Ale niezagojone rany wciąż krwawią. Autor recenzowanego opracowania wskazuje, iż wiele wartościowych książek nie trafia do wszystkich. W pełni popieram ten pogląd.

Czy Bandera był niemieckim agentem? Na to i inne pytania odpowie w sposób niezwykle zajmujący Stanisław Srokowski. Pisarz bowiem od lat upomina się o należytą pamięć o wszystkich ofiarach bestialstwa ukraińskich nacjonalistów. Dokładnie analizuje wszystkie wydarzenia; dla lepszego zrozumienia tematu zamieszczono mapkę wyznaczającą granicę dawnego województwa wołyńskiego. Autor przekonuje nas, że pierwsze eksterminacje ludności polskiej zaczęły się wcześniej, bo już w 1939 roku (agresja ZSRR na Polskę), co niejako znajduje potwierdzenie w źródłach. Srokowski przytacza świadectwa cudem ocalałych, którzy bezradnie patrzyli, jak ich bliscy konali w mękach, a którym w żaden sposób nie mogli pomóc. O tych świadectwach nie wolno nam zapomnieć, nie możemy odwrócić wzroku, choć tak jest wygodniej.

Rzeź tę przeżył jako dzieciątko przyszły kosmonauta, Mirosław Hermaszewski. Chodzi o napaść UPA na Lipniki w marcu 1943 roku.

Pamięć jest skarbnicą i strażnikiem wszystkich rzeczy.

Stepan Bandera był współpracownikiem Abwehry, pseudonim ''Konsul II". Przywódca OUN słynął z wielkiego okrucieństwa; dziś znajduje gorliwych obrońców ze świata kultury.

Wołyń (włącznie z całą Ukrainą) już w XVI wieku został przyłączony do Rzeczpospolitej Obojga Narodów; wszystko to odbyło się za czasów panowania Zygmunta Augusta. W 1569 roku w uchwalonym akcie Unii Lubelskiej szlachta ruska wyraziła taką wolę. Rozbiory zaś przyniosły aktualizację mapy politycznej; Wołyń znów znalazł się pod butem Rosji. Obszar Małopolski Wschodniej (obejmował tereny trzech województw: lwowskiego, tarnopolskiego i stanisławowskiego), wcześniej nazwą obowiązującą była Galicja Wschodnia, przeszedł pod berło Austrii. Na podstawie traktatu ryskiego z 1921 roku część Wołynia znalazła się w granicach naszego kraju, a od 1939 roku już w ZSRR. W tym miejscu wspomnę jeszcze o ''Dekalogu ukraińskiego nacjonalisty", który usprawiedliwiał mordy: Nie zawahasz się spełnić największej zbrodni, kiedy tego wymaga dobro sprawy. Nienawiścią oraz podstępem będziesz przyjmował wrogów Twego Narodu. Będziesz dążył do rozszerzenia siły, sławy, bogactwa i obszaru państwa ukraińskiego nawet drogą ujarzmienia cudzoziemców.

Publikacja przeznaczona dla wszystkich łaknących prawdy jak chleba, a niezadowalających się kłamstwami i propagandą. Przestrzegam przed drastycznymi opisami, ale tego nie dało się uniknąć. Lektura obowiązkowa.

środa, 6 października 2021

Skazana na samotność

Ewa Ornacka, Skazana. Więzienie. Sędzia nie ma prawa tu trafić.

Autorka niniejszej publikacji to doświadczona publicystka śledcza, jako jedyna w historii polskiego dziennikarstwa, została objęta ochroną CBŚ.

Jak to się stało, że prawniczka, dawniej sędzia i adwokat trafia do świata, który znała jedynie z praktyki zawodowej? Pani Ewa Ornacka przypomina dzieje skazania Beaty Krygier (jest narratorem naszej opowieści), mającej dopuszczać się przestępstw finansowych. Pierwowzór Alicji Mazur z serialu Skazana. Czy kobieta odnajdzie się w otoczeniu innych osadzonych?


Zakład Karny numer 1  dla kobiet w Grudziądzu jest jednostką penitencjarną o zaostrzonym rygorze. Jego ''lokatorkami" są dzieciobójczynie, aferzystki z pierwszych stron gazet, m.in. Katarzyna W. (mama Madzi z Sosnowca) czy Katarzyna P. (ta od Amber Gold). Bohaterka reportażu wspomina, jaki los czeka osobę mordującą dziecko, tłumaczy, że zaufała niewłaściwym osobom.

Kim są księżniczki na zamku? Czym są ''dźwięki''? Albo świński transport? Na czym polega efekt tzw. aureoli? 

W treść wkrada się monotonia, mimo że wszystkie zaprezentowane historie szokują. 

Na temat dotkliwości izolacji powstało wiele prac naukowych; sprzyja agresji i formowaniu się tzw. drugiego życia (podkultury więziennej). Obowiązek dostosowania się do obowiązujących warunków, deprywacja kluczowych potrzeb, ograniczone kontakty z najbliższymi. Więzienie to miejsce, gdzie walczy się o przetrwanie. Znaczna część ludzi trafia tam z własnej winy, ich poziom zdemoralizowania jest zróżnicowany. O wszystkich konsekwencjach psychologicznych mówi Beata Krygier. Kobiety bywają bardziej przewrotne, potrafią zręcznie manipulować. Była sędzia przypomina historię pewnego wychowawcy pomówionego przez osadzoną. Ta historia to nie fikcja, to nasza rzeczywistość.

W publikacji zamieszczono też fragmenty tekstów prasowych o sprawach bohaterek Skazanej.

Kończąc temat, w tym miejscu przywołam znanego psychologa, autora eksperymentu Efekt Lucyfera, Philipa Zimbardo: Więzienie może deprawować ludzi, rozbudzając najgorsze skłonności ludzkiej natury. Więzienia w większym stopniu rodzą przemoc, niż przyczyniają się do konstruktywnej resocjalizacji.

czwartek, 30 września 2021

'Bijcie tak, żeby nie było śladów...'

Te znamienne słowa wypowiada komendant milicji na posterunku,  w czasie gdy brutalnie znęcano się nad młodym człowiekiem. A był nim Grzegorz Przemyk, syn opozycyjnej poetki, Barbary Sadowskiej. Dziś podzielę się z Wami refleksjami po obejrzeniu tego poruszającego filmu, powstałego na podstawie wybornego reportażu Cezarego Łazarewicza pod tym samym tytułem. Przypomnę: Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka.

Skąd się bierze zło? Jak to skąd, z człowieka i tylko z człowieka.

12 maja 1983 roku był wyjątkowy, to czas matur i kasztanów. Nasz bohater tryska  humorem, cieszy się pomyślnie zdanym egzaminem. Wraz z kolegą Cezarym F. ( tu jako Jurek Popiel) świętują, gdy niespodziewanie pojawia się patrol milicji. Czują, że nadciągają kłopoty. Funkcjonariusze twierdzą, że zachowanie mężczyzn wzbudza zaniepokojenie; narkomania i alkoholizm są standardowymi zarzutami w tamtym czasie. Obaj nie mają przy sobie dokumentów, trafiają więc na pobliski komisariat. I tam  dopiero zaczyna się dramat wielu osób. Kilka dni później, w wyniku poniesionych obrażeń, Grzegorz Przemyk umiera...

Produkcja  w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego wciąga od samego początku. Nie odczułam tych trzech godzin seansu, fabuła jest porywającą. Brawa za scenografię i wymowne zdjęcia. Więcej nie trzeba było. Obraz w warstwie artystycznej  i merytorycznej jest naprawdę na wysokim poziomie.

Ujęła mnie gra Roberta Więckiewicza, wcielającego się w postać skrajnie odrażającą, jaką był gen. Czesław Kiszczak i jemu podobni. Aktor w doborowy sposób pokazał prawdziwą twarz tamtego systemu. Świetna jest Aleksandra Kurzak w roli aroganckiej i bezwzględnej prokurator Wiesławy Bardonowej, pohukującej na wszystkich. To prawdziwa karykatura sądownictwa PRL. Sandra Korzeniak  jako matka Przemyka jest autentyczna i przekonująca, choć często irytująca.

W Żeby nie było śladów, są emocje, jest wszystko: przemoc, represje, szantaż, bezmiar cierpienia, kłamstwo. Reżyser dołożył wszelkich starań, aby oddać jak najwięcej szczegółów.

Sprawa nierozliczonej zbrodni (była szansa w nowej, demokratycznej Polsce), kładzie się cieniem na współczesnej historii Polski i całego wymiaru (nie)sprawiedliwości. Inspiratorzy morderstwa nigdy nie zostali osądzeni i skazani. Takich mieliśmy ''ludzi honoru''. Tego rodzaju filmy jak ten, są bardzo potrzebne, mają wiele walorów edukacyjnych, również z psychologicznego punktu widzenia. Przypominają nam o tych wszystkich, którzy w obronie swoich ideałów i wartości, poświęcili życie. To też dzieje wszystkich heroicznych osób sprzeciwiających się złu.

Cóż, mamy kolejną lekcję do odrobienia, zwłaszcza gdy nie byliśmy pilnymi uczniami. Zatem czytajcie, oglądajcie i pamiętajcie.